Notatki z miejsca postoju (22)

Tomasz Różycki

Poza tym w Widniu wiadomo: liczą się jednak grajcary, gięte oparcia krzeseł, cierpkie wino, niezbyt spolegliwy herr ober albo madchen, mówiąca, że do gulaszu nie można wziąć czerwonego wina, tylko piwo

Jeszcze 1 minuta czytania

Wpis dwudziesty drugi: w Widniu

Co innego Wiedeń, wiadomo. Kawa w Havelce jest tak oczywista i obowiązkowa, że aż budzi opór. Ale niestety jest zimno i trzeba sie chować przed mrozem i straszliwymi mieszczanami w zakamarki straszliwych mieszczańskich przybytków – kawiarni (och, zdało mu się, że widzi tam gdzieś w głębi Jurija vel Jerzego Kulczyckiego w swoim kozacko-tureckim przebraniu) i muzeów. Śniadanie po wiedeńsku. W końcu ileż można pozdrawiać olbrzymie i majestatyczne platany przed gmachem parlamentu: guten tag, herr ober.

noc, rys. Tomasz Różycki


Wchodzi więc do pierwszej sali i widzi tego, którego tak znienawidzili naziści – chorego do szpiku Schielego i jego wszystkie miasteczka: Tulln, Krumlov, Stein. „Martwe Miasteczko” albo „Miasteczko nad Niebieską Rzeką”. Te miasteczka są przecież tylko o wyciągnięcie ręki od Drohobycza i powinowatego w chorobie, Schulza. Wiadomo, że ukrytym pragnieniem zdrowych jest zabić chorego, dlatego zdrowy mieszczanin Gunther strzela do degenerata Schulza, dlatego zakazane jest chore malarstwo Schielego. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia jego modeli i modelek: hoże, pulchne, rumiane dziewoje zamieniaja sie na jego płótnach w anorektyczne, chorowite, wenerycznie dodatnie szkielety o nabrzmiałych genitaliach. A sam Schiele i jego autoportrety: krępy mężczyzna zamieniony w kogoś innego, w syfilitycznego umierającego, w więźnia obozu koncentracyjnego. Nic tu z aryjskiego herosa, z mocy, rasy, szlachetności. Schiele wciela się w chorych z la Slapetriere, w pacjentów Freuda, wreszcie we własnego ojca, umierającego z powodu cierpień syfilisu: odchudza się, wygina, zwija w embrion, masturbuje i tworzy autoportret, jak mu się zdaje, prawdziwy. „Wszystko jest żyjącą śmiercią”. Na wystawach sztuki zdegenerowanej, wynaturzonej, które narodowi socjaliści robią w latach trzydziestych (trzy miliony zwiedzających), dzieła Schielego też znajdą swoje miejsce.

Dziwny przypadek: dwadzieścia lat po pierwszych pornograficznych obrazach Schielego naziści spróbują tego samego: hoże, rumiane dziewczyny krępych mężczyzn zamienią w szkielety w Auschwitz, w miejscu, w którym sztuka nazizmu osiągnie swoje najwyższe wcielenie: geometria, moc, rasa i duch. Wielki zakład oczyszczania i wypalania w piecu nowego kształtu świata.

Poza tym w Widniu wiadomo: liczą się jednak grajcary, gięte oparcia krzeseł, cierpkie wino, niezbyt spolegliwy herr ober albo madchen, mówiąca, że do gulaszu nie można wziąć czerwonego wina, tylko piwo. Na szczęście globalizacja robi swoje: tajska zupa curry i afrykańska czerwona dostępne są ulicę obok. I z takim ogniem w duszy można przejść przez całe miasto, płonąc tylko dla wybranych, którzy noszą trójwymiarowe okulary.

Przez cały dzień wszyscy mówią o ogromnej demonstracji studentów, która ma przejść przez miasto niby duch zniszczenia. Policja, bramki, ograniczenia ruchu. Szepty i szmery. Cały dzień chodzi po Wiedniu, pół nocy i nigdzie żadnej demonstracji, ani jednego studenta. Jakaś widmowa sprawa, jakieś niewidzialne sumienie gryzie to miasto. Jakiś sprzeciw jest w powietrzu, ale nie widać go. Maszeruje cicho, ze zgaszonymi pochodniami.