Wyjście ludzi z miast

Wyjście ludzi z miast

Agnieszka Słodownik

Piąta trzydzieści rano. Za oknem ciemności – jest 5 grudnia 2009. Reportaż z wyprawy będącej elementem akcji artystycznej Zbigniewa Libery

Jeszcze 2 minuty czytania

„Wyjrzałam przez okno i pod platanami na chodniku naprzeciwko zobaczyłam około 30–40 młodych ludzi: rozpoznałam w nich grupę podróżujących przez nasze miasto (…)” *

Wiadomość od Agaty brzmi enigmatycznie: „Ubrania jakbyś już jakiś czas była w podróży, bez dachu nad głową, coś cygańskiego”. Wyciągam z szafy prehistoryczny prochowiec po cioci Anusi, bardzo ciepły i bardzo brzydki sweter, trampki i czarno-brązową chustę z 1991 roku. Wrzucam do torby i jadę na przymiarkę we własnych ubraniach. Na miejscu okazuje się, że świetnie zrozumiałam ideę stylizacji, bo organizatorkom sesji przez chwilę wydaje się, że jestem już przebrana. Pod podkładem lekko czerwienię się w poczuciu kompletnego wypadnięcia poza nawias mody.

Przebieralnia, fot. A. Słodownik

Przebieram się w zawartość mojej torby. Aśka, stylistka sesji fotograficznej Zbigniewa Libery, sugeruje wywrócenie płaszcza na lewą stronę. Naszym oczom ukazuje się punkowa wersja kratki Burberry. Aśka dobiera dodatki, obwiązuje mi stopy folią przemysłową, przewiązuje w talii jedną skórzaną torbę, do której przymocowuje następną – stadionową. Na ramię dostaję trzecią. Stylizacja stosowna do okoliczności: moja postać musi gdzieś zmieścić swój dobytek. Sesja dopiero za dwa tygodnie. Krótka archiwizacja wyników przymiarki, ku pamięci, i do domu.

„Rozbili obóz na trotuarze, rozpalili ognisko, zrzucili na kupę swój dobytek i postawili obok straż: dwóch młodych chłopców uzbrojonych w grube kije (…). Młodzi ludzie stali grupkami wokół ogniska, niektóre pary obejmowały się. Jakaś dziewczyna grała na gitarze. Dobiegała silna woń pieczonego mięsa”

Wczuwamy się, fot. A. SłodownikPiąta trzydzieści rano. Za oknem ciemności – jest 5 grudnia 2009. Na opustoszałym placu Bankowym nieliczne postaci okazują się zmierzać w tym samym kierunku. Za chwilę autobus pełen statystów, ich dzieci i psów rusza do Gostynina pod Płockiem. Wyjeżdżamy z rozespanej Warszawy odgrywać wyjście z miasta. Fotel obejmuje swoimi ramionami, ukrywam się pod kurtkołdrą, zatykam uszy muzyką drogi i odpływam w teledysk zmieniającego się krajobrazu. Przestrzeń z czasem rozrzedza się.

Dojeżdżamy do celu. Przed naszymi oczami rozpościera się plan zdjęciowy. Zamknięty na ten dzień odcinek ulicy pokryto błotem i różnorakimi śmieciami. Potykam się o zgniecione plastikowe butelki, puszki, szmaty, pudła, opony, lodówkę. Ślizgam się na plastikowych siatkach i wpół zgniłych liściach. A w skali makro? Świat pozakupowy, fot. A. Słodownik
Helikopter dominuje nad starą przyczepą kempingową i wrakiem samochodu. Między nimi namioty wyjęte z telewizyjnych kadrów o obozach dla uchodźców.

Przebieramy się w uprzednio misternie przygotowane zestawy. Charakteryzatorzy kurzą nasze przebrania, błocą buty, targają włosy, makabryzują twarze za pomocą sztucznych blizn. Warszawka tańczy swoje lanse macabre. Łączymy się w podgrupy: „małżeństwa”, „rodziny”. Z supermarketowego koszyka zerka opakowane roczne dziecko. Libera zaczyna dyrygować wejściem na plan.

„Stali rozmawiając cicho, paląc, popijając z butelek, które trzymali w kieszeniach kurtek; siedzieli też na niewielkim występie biegnącym wzdłuż chodnika wokół pobliskich bloków. Ta przestrzeń chodnika i opuszczonej parceli, zarośnięta drzewami i chwastami, ograniczona z jednej strony przez ów występ, z drugiej przez stary mur, nabrała charakteru czegoś określonego, jak arena lub scena teatru (…)”

Wyprowadzka, fot. A. SłodownikGramy. W różnych konfiguracjach przechodzimy w zwolnionym tempie przez pobojowisko. Aparaty i kamery rejestrują nasze wykluczenie. Rozgrzewamy się termosami. Rozpalamy ogień w wysokich koszach na śmieci. Jest bardzo zimno, jestem niewyspana, ale dobrze mi w tym „poza”. W codzienności żyje się dla obrazków, dla zostawiania kontrolowanych śladów upozorowanych na naturalność. Tu nie mam poczucia dysonansu. Powstający właśnie obrazek wynika z jawnej inscenizacji.

Relax, fot. A. SłodownikMam ze sobą tylko garść przedmiotów, które są mi tego dnia potrzebne, ale szybko czuję, że moja walizka-rekwizyt jest pełna. Wierzę, że jestem w nieustającej podróży poza upadłą cywilizacją miejską. Za mną majaczą reminiscencje wiary w spełnienie za jej pośrednictwem. Mam mocne przeświadczenie o przewadze wspólnego, bezaspiracyjnego trwania nad prorozwojowymi ambicjami w stałym prześciganiu siebie, innych. Tu jestem tak samo nieważna jak inni uchodźcy.

Rozgrzewka, fot. A. SłodownikKoczowaniem demontujemy pomnik nauki, kultury, postępu. Nie potrzebujemy. Panuje katatoniczne otumanienie. Cisza. Zapaść. Bodźce dążące do nieliczności. Jedyny billboard reklamowy głosi slogan „RELAX” i mniejszą czcionką „THE END IS NEAR”. Nie ma się co oszukiwać, że jesteśmy 3xM. Ani miasto, ani masa, żadna maszyna. Komputer może co najwyżej służyć za krzesło. Miast być sterylną, jestem utytłana zmysłami. Zapis sygnału EEG przypomina flautę na morzu. Jedyne impulsy mają charakter antywyzwaniowy. Jest nierozwojowo, czyli bezpiecznie.

Mgły, fot. A. Słodownik

„Świecił księżyc. Wydawało się, że na zewnątrz jest jaśniej niż w pokoju. Trotuar był zatłoczony (…) Było jasne, że tłum podzielił się na dwie części: jedna z nich zbierała się do drogi () obserwowaliśmy jak wyruszający formują  się w oddział czwórkami lub piątkami ()”

Flauta, fot. A. SłodownikStan idle (w komputerowej nomenklaturze: wygaszenie) zaczyna jednak drażnić. I ten chłód. Spokojny brak akcji niepokoi. Rejs się wlecze bezcelowo. Moja reaktywność długo tego nie wytrzyma. W odgrywanym przedstawieniu rozpoznaję komorę deprywacyjną – jeszcze chwila i będę musiała zacząć wytwarzać stymulanty zastępcze: przede wszystkim jakiś surogat cyberealu – źródło niezbędnej wymiany treści z jednostkami wyselekcjonowanymi. Przepuszczonymi przez filtr nieprzypadkowości. Poważna jakość, źródło wszelkiej świętości. Wystarczy. Koniec zdjęć. Wsiadamy do autobusu. Dzieciaki są głodne. Zatrzymujemy się w przydrożnym McDonaldzie. Wywracam oczami z niecierpliwości. Kiedy wreszcie wrócimy do Warszawy?



Panoramiczną fotografię Zbigniewa Libery można oglądać na wystawie „Early Years” w galerii Kunst-Werke w Berlinie do 2 maja 2010.


* Śródtytuły to cytaty z książki Doris Lessing „Pamiętnik przetrwania”, które posłużyły jako inspiracja do stylizacji sesji.