Tak jest, a nie inaczej

Zuzanna Sokołowska

Monumentalna wystawa prac Marcina Maciejowskiego w krakowskim Muzeum Narodowym to pierwsza tak duża retrospektywa malarskiego dorobku artysty, zaliczanego do grona najważniejszych współczesnych malarzy

Jeszcze 2 minuty czytania

„Tak jest. Marcin Maciejowski”. Muzeum Narodowe w Krakowie, 26 marca – 23 maja 2010, kurator: Goschka Gawlik

Aby nie pogubić się w wielkiej przestrzeni krakowskiego Muzeum Narodowego i natłoku prac, ekspozycja została podzielona na tematyczne odsłony, nawiązujące do tytułów prac artysty, a sama jej aranżacja została pomyślana jako metaforyczne nawiązanie do filmu Charliego Kaufmana „Synecdoche, New York” (2008). Obraz ten opowiada o neurotycznym reżyserze teatralnym, który przechodzi trudne chwile w życiu osobistym – opuszcza go żona, a sam zaczyna chorować na tajemnicze schorzenia, które kompletnie dezorganizują jego ciało i osobowość. Przekonany o swoim wielkim geniuszu, przenosi swój teatr do nieczynnej hali targowej, w której buduje scenograficzną replikę Manhattanu, każąc swoim aktorom odgrywać role, które kreują w prawdziwym życiu.

Marcin Maciejowski „Ten realizm jest
trywialny”
, 2009, olej na płótnie,150x150 cm,
Galerie Meyer Kainer, Vienna
Podobnie zachowują się obrazy Maciejowskiego – żyją swoim własnym życiem, ilustrując życie jednostki uwikłanej w historię, własne, mniej lub bardziej uświadomione pragnienia i medialne zawirowania, narzucające sposoby myślenia i bycia. Artysta zachowuje dystans do rzeczywistości, którą opisuje, wcielając się w rolę obserwatora kolekcjonującego istotne dla niego samego fragmenty otaczającego świata. Bierze na warsztat artystów, gwiazdy i gwiazdeczki sztucznie wykreowane przez media, których wizerunki wysypują się na co dzień z gazet i internetu, pseudokibiców, przestępców, polityków, a także ikony polskości i obrazy filmowe, kadrując najistotniejsze dla niego sceny w swoich pracach.

Kopiuj/przetwórz/wklej

Wędrówka rozpoczyna się od skopiowanych z internetu obrazów legend kina: Brigitte Bardot i Claudii Cardinale. Przewrotny tytuł tej przestrzeni – „Do not copy” – to nawiązanie do bezmyślnego kopiowania wszystkiego, co znajdujemy w sieci. Jest ono czymś w rodzaju klasycznego uwarunkowania Pawłowa, którego bodźcem stają się wszystkie sygnały napływające z mediów. Na każdy z tych przekazów jednostka reaguje sobie charakterystycznym powielaniem.

Marcin Maciejowski Byliśmy szczęśliwi”,
2002, olej na płótnie, 120x130 cm,
Galerie Meyer Kainer, Vienna
„Byliśmy szczęśliwi” to cykl, w którym artysta bawi się wizerunkiem kobiet, zaczerpniętym głównie z tabloidów. Maciejowski przedstawia je jako osobowości ukształtowane podświadomym pragnieniem posiadania szczęśliwej rodziny, rodem z opowieści czytelniczek prasy kobiecej i brazylijskich seriali, gdzie prawie każda, nawet najtrudniejsza sytuacja, kończy się szczęśliwie. Zderzone z prawdziwym życiem, zaczynają cierpieć, walczą ze swoją histerią i snują marzenia o królewiczu z bajki. Maciejowski, przetwarzając zdjęcia z tabloidów, przygląda się kondycji współczesnej kobiety rejestrującej świat raczej z poziomu „mieć” aniżeli „być”, zagubionej w natłoku napływających zewsząd komunikatów.

To ostatnie zagadnienie porusza także kolejna odsłona wystawy – „Podziemny magazyn” – przedstawiająca infografiki wykorzystywane na co dzień w prasie, które mają zastąpić czytanie całego tekstu i uprościć  komunikat. Ten prosty schemat sprowadzony do obrazka, tabelki czy grafu, to artystyczne puszczanie oka w kierunku wrodzonej zdolności człowieka do obserwacji, któremu większą przyjemność sprawia oglądanie i podglądanie niż czytanie tekstu.

Marcin Maciejowski „Horta de Ebro”, 2003,
olej na płótnie, 140x153 cm, Private Collection,
Munich
„Horta de Ebro” i „Skakanka” to zarówno próba interpretacji stereotypów
(i mitów) narosłych wokół artystów, jak również indywidualna analiza ich twórczości. Maciejowski, jak paparazzo, przedstawia postaci z pierwszych stron gazet w społeczno-historycznym kontekście, jak i w osobistych, domowych sytuacjach. Przestrzenią, która rozwija zainteresowanie malarza innymi artystami, jest „Przed gołębnikiem”. Tam Maciejowski dotyka wrażliwego tematu autokreacji, tak charakterystycznej dla ludzi mediów. Mimowolnie nasuwają się pytania o manipulacje, kłamstwa, plotki, które wpływają na odbiór i interpretację ludzi.

W domu jesteś królem

Marcin Maciejowski „Odpoczynek”, 2008,
olej na płótnie
„Myślisz, że pozwolę Ci odejść” to malarska penetracja filmowa, w której widz wszystko może wziąć na serio. Na co dzień obrazy z telewizji czy kina traktujemy jako coś realnego i prawdziwego, tracąc tym samym kontakt z rzeczywistością. Artysta, kadrując fragmenty filmów „Człowiek z blizną” i „Ojciec chrzestny”, podkreśla nasze zaburzenie w pojmowaniu świata. Maciejowski w przerysowanych, cukierkowych obrazach ilustruje przygnębiającą świadomość widzów, zasiedziałych w swoich domach i obserwujących z poziomu własnego wygodnego fotela otaczający świat. Media to „skurczenie się zdolności do zachwytu, które przemienia ludzi w biernych użytkowników, niewiele różniących się od psów, które żrą swoje żarcie, nie wiedząc ani jak, ani po co zostało zgotowane i doprawione” – pisał Julio Cortazar w „Ostatniej rundzie”. Te niebezpieczeństwa czające się w sztucznej, medialnej rzeczywistości, bardzo silnie akcentuje Maciejowski w swojej twórczości.

Kolejna przestrzeń zatytułowana jest „Oświęcim” i ma w dość bolesny sposób skonfrontować widza z historią i jego własną przeszłością. Dalej jest „Odpoczynek”, do którego widz dostaje się przez wąski, ciemny korytarz, podkreślony przez bardzo zmysłowy, wyciszony obraz, na którym można dostrzec rozmyty pejzaż zaskakujący spokojem na tle innych barwnych obrazów artysty. Praca ta ma za zadanie relaksować oczy od nadmiaru niepotrzebnych wizualnych bodźców, z którymi widz styka się na co dzień.

Marcin Maciejowski Z prezydentem
Kwaśniewskim
”, 1999, olej na płótnie,
Muzeum Narodowe w Krakowie
Wystawie towarzyszą także umieszczone w szklanych gablotach rysunki Maciejowskiego, wykonane między innymi dla czasopisma „Przekrój”. Najbardziej rzuca się w oczy jeden z najpopularniejszych: „I jak tu teraz żyć”, na którym widzimy przeciętną polską rodzinę przy herbacie. A w okrągłych otworach ściennych, z perspektywy dziurki od klucza, możemy podglądać między innymi wręczenie kwiatów Janowi Pawłowi II przez prezydencką parę, Aleksandra i Jolantę Kwaśniewskich. Przechodząc od jednej przestrzeni do drugiej, natrafiamy także na przedmioty codziennego użytku – okryty białą tkaniną fotel, ustawioną obok niego popielniczkę oraz leżącą na biurku płytę Boba Dylana. Całość aż kusi, by zasiąść swobodnie na miękkim meblu, zapalić papierosa i włączyć muzykę, oddając się swobodnej obserwacji wystawy, po której leniwie przemyka publiczność.

Ekspozycję kończy fragment przestrzeni zatytułowany „07.15”. Opisuje on środowisko artysty z dystansu, któremu celowo nadano cechy niezwykłości i pompatyczności.

vu, czyli powtórka z polskiej rzeczywistości

Retrospektywna wystawa Maciejowskiego to rodzaj podsumowania, które rodzi mimowolne pytanie, co stanie się kolejną inspiracją dla tego wybitnego malarza, który prawie do granic możliwości wyczerpał temat otaczającej go rzeczywistości nacechowanej stereotypami, hipokryzją, manipulacjami, piętnem historii oraz medialnym szumem.

Marcin Maciejowski Kazanie V 
(Przeżyliśmy najazd szwedzki)

Galerie Meyer Kainer, Vienna
Wystawa w krakowskim muzeum, która już została okrzyczana najważniejszym wydarzeniem artystycznym roku, jak w soczewce skupia wszystkie objawy polskości, począwszy od miejsca ekspozycji, poprzez obrazy będące zwierciadłem nijakiej i tym samym niejednoznacznej współczesności, a na gadżetach – tak upodobanych nie tylko przez polską popkulturę – skończywszy. Całość działa niesłychanie silnie, a widz, rejestrując powoli każdy z obrazów Maciejowskiego, zaczyna przeglądać się w nich jak w zwierciadle. Artysta obnaża mechanizmy rządzące światem, całe jego zakłamanie i miałkość, w którym prym wiodą quasi-bohaterowie z niezniszczalnym Andrzejem Gołotą i ojcem Rydzykiem na czele, moherowe berety, gwiazdy, które lansują się na każdym możliwym bankiecie, reklamy wdzierające się do świadomości z każdej możliwej strony, a także coraz bardziej powszechna lumpeniteligencja i wieczne przepychanki polityków, którzy na co dzień serwują prawdziwie wirtuozerski popis swoich umiejętności, nie tylko tych językowych.

Jest to przygnębiający obraz Polski, który zaczyna uwierać i przytłaczać. Z obrazów Maciejowskiego wyłania się obraz człowieka bez właściwości, który nie potrafi odnaleźć żadnego punktu odniesienia, mogącego zespolić jakoś tę schematyczną i bezbarwną rzeczywistość w całość. Codzienność zaczyna oznaczać utratę tożsamości, rodzi neurotyzm będący wynikiem sprzeczności pomiędzy podstawowymi pragnieniami a wymaganiami świata. Maciejowski ze stoickim spokojem stwierdza, że właśnie „Tak jest”. Te słowa okazują się synonimem całej wystawy, która staje się prawdziwym katharsis i powtórką z przeszłości, o której powoli zapominamy. Paweł Stremski w swojej recenzji wystawy Maciejowskiego zadaje pytanie, czy dzisiejsza Polska w jakikolwiek sposób może jeszcze zainteresować artystę. Miejmy nadzieję, że tak. Nie wszystko jeszcze zostało namalowane.