Jeszcze 1 minuta czytania

Anda Rottenberg

NO, NAPRAWDĘ:
Jak teraz żyć?

Anda Rottenberg

Anda Rottenberg

Bo przecież po tej żałobie nie da się po prostu powrócić do codzienności. Katastrofa przeorała naszą świadomość, przywróciła zatartą hierarchię wartości, ujawniła Prawdę o istocie bohaterstwa. Więc jeśli nadal żyć – to jak? Już pierwsze dni ujawniły w całej rozciągłości hipokryzję niektórych środowisk. Niedawni wrogowie Wodza Narodu, ci, którzy cieszyli się w duchu z przedwcześnie przerwanej prezydentury, odważali się wylewać krokodyle łzy i bezpardonowo zawłaszczać obszar smutku, do którego nie mieli żadnego prawa. Wystarczyła jednak wzmianka o Wawelu, by nie zważając na ogólnie obowiązujący żal i powagę chwili, brutalnie zakwestionowali słuszne prawo Najważniejszej Osoby do godnego pochówku. Odsłonili w ten sposób swoje prawdziwe oblicze. Teraz dopiero widać, do czego prowadzi przejęcie obcych nam, europejskich standardów: nie wola ludu się liczy, tylko struktury władzy, które pogrążają kraj w rosnącym chaosie. Oczywiście, nie mówi się o tym publicznie. Zastraszone społeczeństwo, karmione kolejnym katyńskim kłamstwem, zaledwie domyśla się stojącego za katastrofą, tajnego porozumienia Tusk-Putin. Dlatego tak bezwstydnie obejmowali się nad dymiącym jeszcze wrakiem samolotu. Teraz wiadomo, że naród nie zostanie dopuszczony do zawartości czarnych skrzynek, aż oni wezmą całą władzę: będą mieli premiera, prezydenta, generałów, publiczne media, Instytut Pamięci Narodowej i Narodowy Bank Polski. Wszystko! Czy można do tego dopuścić? Ktoś może powiedzieć, że z takim właśnie modelem mieliśmy do czynienia w roku 2005, ale nie dajmy się zwieść pozorom. Wówczas wszystkie decyzje podejmowane były w zgodzie z wolą narodu, a nie na skutek knowań z obcymi mocarstwami.

Na szczęście są jeszcze w Polsce ludzie odważni i odpowiedzialni, prawdziwi patrioci, którzy śmiało zadają niewygodne pytania w sejmie i na łamach wolnych, niezmanipulowanych przez władzę mediów. To ci, którzy nie spoczną, zanim nie wyciągną kraju z dramatycznego chaosu, będącego dziełem garstki samozwańców. Bądźmy dobrej myśli! Już teraz, na naszych oczach, odradza się egalitarny ruch obywatelski, który przejmuje inicjatywę na każdym poziomie społecznego życia. Przecież tylko dzięki prośbom tysięcy szarych obywateli pogrążony w głębokiej żałobie Brat Największego Polaka podjął heroiczną decyzję kandydowania na osierocony urząd. Trzeba przecież dokończyć rozpoczęte dzieło, wypełnić testament, postawić tamę uzurpatorskim działaniom samozwańca, który bezpardonowo wdarł się do pałacu i nie kryje zamiarów sprzeniewierzenia się szlachetnemu przesłaniu. A któż zrobi to lepiej od rodzonego brata?

Zbiorowa mądrość narodu w natchnionym uniesieniu pragnie uczynić ze szczątków samolotu Narodową Relikwię i ofiarować ją Królowej Jasnogórskiej. Pragnie też uczcić Najważniejsze Ofiary, nadając ich imiona ulicom, placom, skwerom, parkom i gmachom publicznym. Ale nawet to zadanie nie jest łatwe. Słuszne inicjatywy spotykają się niejednokrotnie z zajadłym oporem decydentów. Na przykład nie udało się nadać stosownej nazwy reprezentacyjnej sali w warszawskim Muzeum Narodowym. Zadajmy sobie zatem pytanie: jak to się dzieje, że Zachęta ma jednak salę imienia pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej Narutowicza, w końcu także tragicznie zmarłego? Jakie jest prawdziwe źródło tej odmowy, skoro wszyscy znamy upodobanie Ostatniego Prezydenta do muzeów? Przecież to właśnie On, kiedy był jeszcze Prezydentem Warszawy, poparł inicjatywę, lub wręcz sam zainicjował budowę aż pięciu nowych muzeów w samej tylko Warszawie? Tylko dzięki Jego zdecydowanej postawie mamy obecnie w stolicy Muzeum Powstania Warszawskiego, i tylko dzięki Jego Prezydenckiemu Podpisowi budujemy Centrum Nauki „Kopernik”, Muzeum Historii Żydów Polskich, Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Historii Polski. Przed inicjatywą obywatelską stanęło poważne zadanie: które z tych muzeów nie jest godne Jego imienia? Każde wykluczenie byłoby przecież równoznaczne z napiętnowaniem! Czy możemy sobie na to pozwolić bez wypaczania historycznej prawdy? Wydaje się zatem, że należy poważnie rozważyć możliwość nazwania wszystkich nowych warszawskich muzeów imieniem Założyciela. Takie rozwiązanie wydaje się najsłuszniejsze.

Ale czy mamy gwarancję, że tak się stanie, jeśli władza pozostanie w rękach liberalnych kosmopolitów? Jest tylko jeden sposób, by zapobiec temu i wielu innym nieszczęściom: poprzyjmy z całą mocą kandydaturę Brata, a wówczas skończą się rozterki i domysły, skończy chaos i rozprzężenie, wróci jednomyślność, i znów prawo będzie prawo znaczyć, a sprawiedliwość – sprawiedliwość!



Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.