Lupa w Madrycie.
Reakcje hiszpańskiej prasy

Alicja Rosé

Premiera „Końcówki” Becketta, przygotowana w Madrycie przez Krystiana Lupę, odbiła się szerokim echem w hiszpańskiej prasie. Recenzenci chwalą grę aktorów i wyczucie reżysera. Mniej zachwyceni są samą inscenizacją

Jeszcze 2 minuty czytania

Krystiana Lupę podjęto w Madrycie gościnnie. Teatr „La Abadía”, niczym prawdziwe – nomen omen – opactwo, zaopiekował się jego spektaklem. Jeszcze przed premierą został uruchomiony wideo-blog, na którym publikowano fragmenty prób do „Końcówki” Samuela Becketta i wypowiedzi samego reżysera. Spektakl został przychylnie przyjęty przez hiszpańską prasę, choć recenzenci skupili się bardziej na treści sztuki, niż na inscenizacji.

Samuel Beckett „Końcówka”, reż. Krystian Lupa.
Teatr „La Abadía” w Madrycie, premiera 7 kwietnia 2010
Dziennik „El Mundo” przypomniał, że przedstawienie powstało w koprodukcji z innymi hiszpańskimi teatrami i pod koniec maja wyruszy w drogę, goszcząc na deskach teatrów w Gironie, Santander, Bilbao i Valladolid. Gazeta przytacza również wypowiedź Lupy, który przyznaje, iż wielokrotnie już chciał zająć się Beckettem, ale nigdy nie miał ku temu okazji. Nadarzyła się ona dopiero dzięki zaproszeniu dyrektora teatru „La Abadía”, José Luisa Gómeza, który wyznał, iż twórcze spotkanie, do którego doszło w Madrycie, jest wynikiem długiej znajomości z polskim reżyserem, o czym informuje „Crónica Madrid”. Zamieszcza również słowa reżysera o odkryciu Becketta na nowo dzięki propozycji Gómeza, na którą przystał po krótkim wahaniu. Krystian Lupa przyznaje tu, że interpretacja sztuki musi być precyzyjna i zgodna z tekstem, śledząca krok po kroku wskazówki autora, zrodzona z prawdziwego cierpienia aktorów. „Beckett, jeden z niewielu urodzonych dramaturgów, jest geniuszem dialogu, ale prawda «Końcówki» znajduje się w ciszy między słowami” – mówi jeszcze Lupa dla dziennika „ABC”. Z magazynem teatralnym „Artezblai” dzieli się zaś następującą refleksją: „Jeśli ktoś nigdy nie cierpiał, nie ma prawa wydawać sądów etycznych” i dodaje, że tak jak Hamm prowadzi wewnętrzny monolog na temat samotności, tak i każdy z nas „prowadzi nieustanne solilokwium na temat głębokiego cierpienia – ludzkiego oraz swojego własnego”. Lupa utożsamia postać Hamma z „ja”, ale nie jest to wyłącznie „ja” Becketta, czytelnika lub widza, lecz „ja” uniwersalne, „byt, któremu dana została szansa bycia osobą, absurdalnym ośrodkiem świata”.

O kształcie inscenizacji z prasy hiszpańskiej dowiadujemy się niewiele. Jedynie Marcos Ordóñez z „El País” szczegółowo opisuje scenografię: „Piwnica. Brudne i zniszczone, zielone ściany. Na zewnątrz wszystko jest białe, jak oczy Hamma. U sufitu żyrandol. Na prawo otwór, który prowadzi do kuchni, do reszty mieszkania. Na progu znajduje się mała góra białego piasku. Na środku siedzi król Hamm, z zakrytą twarzą, w swym odwiecznym wózku inwalidzkim”. Javier Vallejo w tym samym dzienniku zauważa, że „Hamm i Clov nie mają nadziei na nic, zanurzeni w ciasnej piwnicy zaprojektowanej przez Lupę na potrzeby tego spektaklu”. Zamiast w koszach na śmieci, reżyser zdecydował się ulokować postaci Negga i Nell w przezroczystych skrzyniach przypominających trumny. Zdaniem „El Mundo” stanowią one „niekomfortową odmianę akwarium”. Marcos Ordóñez idzie jeszcze dalej, pisząc, że postaci Negg i Nell zamknięte są w skrzyniach „wywołujących dreszcze, o szklanych ścianach, przez które prześwituje nagość i kruchość postaci”, które mogłyby pochodzić z sali sekcji zwłok. „Diario de Alcalá” oraz „Protestante Digital” twierdzą, że akcja rozgrywa się w bunkrze z II wojny światowej. Potwierdza to wydrukowana przez „El País” rozmowa Lupy z Gómezem, dotyczącą nie tylko samego przedstawienia, ale również historycznych różnic naszych krajów, doświadczenia II wojny światowej i postaci Simone Weil. Jeśli chodzi o resztę oprawy spektaklu, jedynie dziennik „ABC” wspomina, że Piotr Skiba odpowiedzialny był za kostiumy, a Paweł Szymański skomponował muzykę; jednak żaden recenzent nie zwraca uwagi na ten aspekt sztuki.

W ocenie i opisie przedstawienia głosy prasy hiszpańskiej są zgodne. Gordon Craig w „Diario de Alcalá” zauważa, iż tylko wielki talent reżyserski jest w stanie wydobyć istotę tego dramatu tak drastycznie okrojonego z akcji, wątków i wszelkich zewnętrznych odniesień. Przyznaje jednocześnie, że Krystian Lupa był w stanie sprostać temu wyzwaniu, gdyż pozostał wierny zasadzie surowego umiaru, jeśli chodzi o ruch sceniczny oraz przestrzeń dźwiękową. W większości ocen podkreśla się natomiast zbyt powolny rytm inscenizacji. Javier Vallejo twierdzi, że spektakl, „który ujrzeliśmy tragicznej nocy [premiera miała miejsce 10 kwietnia – przyp. aut.] jest intymny i niepokojący, dużo mniej podniosły niż inne inscenizacje «Końcówki», jednak ciągle jeszcze nie odnalazł swojego rytmu”. Recenzent „El País” przypuszcza, że Lupie, przyzwyczajonemu do większej ilości prób, zabrakło czasu, by doprowadzić do końca skomplikowane poszukiwania interpretacyjne, które zaproponował aktorom. Swój krytyczny głos Vallejo puentuje następująco: „brawa wskazywały, że widownia miała większe oczekiwania”. Ordóñez, recenzent tego samego dziennika, twierdzi, że „Lupa chciał wtłoczyć aktorów teatru «La Abadía» w formę, która nie jest im właściwa, bądź w której się nie odnajdują; być może nie pozwolił aktorom pracować w swoim naturalnym hiszpańskim rytmie, pełnym życia i przypadkowości”.

Sami aktorzy w licznie przytoczonych przez prasę wypowiedziach przyznają, że praca z Krystianem Lupą była nietuzinkowym doświadczeniem. „To zupełnie inna metoda pracy – mówi Gómez dla «El Mundo». – Lupa nie mówi, czy to co robisz jest dobre bądź złe. Pozwala raczej, by twoja wyobraźnia i twoja intuicja wskazywały ci drogę”. Dyrektor teatru „La Abadía” zastanawia się nawet nad wydaniem książki na temat metody Lupy, która mogłaby przydać się wszystkim osobom związanym z teatrem. Ramón Pons, aktor grający Negga, przyznaje Gómezowi rację: w ciągu pięćdziesięciu lat swojej kariery nie przeżył „tak ogromnej przyjemności”, ani nie spotkał się z reżyserem, który pozwoliłby mu „doświadczyć trudu i szczęścia jednocześnie”, jak mówi dla „Crónica Madrid”, dodając na koniec, że praca z Lupą była najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mu się w jego teatralnej karierze.

W fali recenzenckich głosów jedynie Ordóñez zdobywa się na wyraźną opinię: „Końcówka” w rękach Lupy „jest prawdziwa, bolesna i przepełniona goryczą. Nie jest to ekspresjonizm, nie jest to też cyrk. A jeśli już, to jest to psychomachia, wewnętrzny cyrk duszy”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.