wiersze

Edward Pasewicz

Przed szybą wielką i czystą

Od 21.00 ciemne twarze nad barem. Piątek.
Od miesiąca znam cię inaczej, słówko, które padło
na podatny grunt, taki rok, chyba 2008, ale kto
pewny jest czasu? Rano wstałem obolały, pieniądze
na i pod językiem, ich brak właściwie kark, który
zdrętwiał chociaż (jeszcze) nie kołysze się nad nim topór.

Mgła opadała, gdy piłem kawę, znikała z każdym łykiem
odsłaniając żurawie, rusztowania i szkielet budowy.
Zwierzęta grasują, pomyślałem bez związku z tym,
że tu nie śpisz dzisiaj i jeśli przekopią stare koryto Warty,
będzie tu pierdyliard kawiarenek jak w Pradze i także
bez związku z tym, że się nie rozebrałem a nawet
nie rozłożyłem kanapy, bo po co rozkładać cokolwiek?

Później stałem przed szybą wielką i czystą
jakiegoś sklepu w centrum miasta i nic przez chwilę
było tak oczywiste, że unik by się nie spotkać
z własnym spojrzeniem, wydał się nie na miejscu.

No to patrzyłem jak mnie mijają wózki, torby z zakupami
garsonki, cieliste pończochy, buty z wydłużonymi noskami,
niebieskie koszule z powrozem krawatów, adiki
i pumy, mentalne dilda z cudnego latexu, sutanny, poncza.

W monopolowym pogmerałem trochę przy puszkach z piwami,
ale coś się spaliło i swąd pozostał.
Kupiłem film za pięć złotych włożyłem go do torby
i powędrował do baru, razem z innymi rzeczami.

Bo niesie się, ot tak, po prostu, lekko dotykając stopami
nierównych płyt chodnika i nagle jesteś na dnie przepaści
i mówią ci strzałko pokręciło ci się w głowie
od tej niepewności. Rysy na mapie choroby, zgliwiałe
atrapy i to nieznośne uczucie, że się nie przekroczy
własnej niemoty i już na zawsze będzie się tkwić
w tym miejskim cyrku, nawet kiedy cię dotknę
ciałem czy bez ciała.

16

Dzika miejska małpa
 
Kamienice topnieją, pogniecione kartki wypadają
z porwanych worków na śmieci i śmiech jakiś
jest w powietrzu, chociaż skąd i gdzie w innych
rejestrach języka zapisano. Burzowa plama
rozpięta po prostu nad placem Bernardyńskim,
jak sino krwista błonka. Że przepiszę całe miasto
przyśniło mi się po południu i przepisałem
całe to zmarłe przedstawienie, co do oddechu.
Wraz z opowieścią, że bestii wyrwano ząb a
ten zmienił się w miejską małpę i że jest czas
siedzenia nad piwem i czas płaczu w kiblu,
psujących się butów i skarg sąsiadów
na zalane piwnice. Woda podchodzi, woda,
tak krzyczałeś, brodząc w płytkiej kałuży,
która mogłaby rozśmieszyć wróble, ale ja wiedziałem,
że to prawdziwe było, z oddechu i krwi i skóry.
Deszcz? A między nim jaki dźwięk? Co wibruje
między kroplami, gdy już wiesz, że i ich opowieść
przeniknęła i w ciebie?

18

Edward Pasewicz o melodiach mistrzów…
 
Kiedy myślę o wierszu, to myślę o czymś, co można sobie zanucić, zaśpiewać, wyskandować. O czymś, co ma rytm i jakoś harmonikę. Niekoniecznie to musi być coś regularnego, to może być równie dobrze coś połamanego – ale musi być w tym czymś melodia języka, melodia zdania.
Uwielbiam różnych autorów… Z mistrzami jest trudno, bo z mistrzami nie chodzi się na piwo. Moi wielcy mistrzowie już nie żyją – Pound, Elliot, Stevens, Kawafis – strasznie to banalne, ale dla mnie bardzo prawdziwe. Dzisiaj za mistrzów uważam tych, którzy w sposób absolutnie muzyczny posługują się językiem – Piotr Sommer, Bohdan Zadura, Andrzej Sosnowski, Marcin Świetlicki…

Świat wierszy Edwarda Pasewicza, to świat rozmów. Odbijających się od siebie zdań, które nie zawsze należą do kogoś, kto pozornie w tych wierszach mówi. Jest w nich zdecydowanie więcej mówiących niż jedno „ja”. W jednym z tekstów znajdziemy nawet zapis, „że każdemu ja warto ustąpić z drogi”. Język staje się tu narzędziem zabawy, grą, która stwarza pozory, tworzy odbicia rzeczywistości, zmyśla świat. Wiele w tych utworach czułości dla detalu, najdrobniejszych pamiątek z codzienności i spotkań z ludźmi, jakby świat istniał tylko dzięki naszym prywatnym historiom. I bardzo wyraźna obecność czułego homoseksualizmu – suplikacja zmieniona w miłosne wyznanie: „Piękny chłopiec. Piękny mocny. Piękny a śmiertelny”. To świat wierszy, który z jednej strony przyciąga, kokietuje czytelnika, z drugiej zaś drażni, jakby wypatrywał kogoś innego niż my.

Jarosław Borowiec

Edward Pasewicz, fot. J. ŁukaszewiczEDWARD PASEWICZ – ur. 1971, poeta, prozaik i kompozytor. Laureat VIII Konkursu im. Jacka Bierezina (2000). Debiutował tomem wierszy „Dolna Wilda” (2001). Opublikował również „Wiersze dla Róży Filipowicz” (2004), „th” (2005). W 2007 został nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia za książkę „Henry Berryman Pięśni”. Jest również autorem kryminału „Śmierć w darkroomie” (2007). Ostatnio ukazał się tom jego wierszy „Drobne! Drobne!”, który nominowany był do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS 2009 w kategorii książka roku. Jest buddystą, uczniem Ole Nydahla. Mieszka w Poznaniu.