Jeszcze 2 minuty czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Zdychaj i jęcz, czyli seks z „Cosmo”

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

Tekst przeznaczony dla osób pełnoletnich

Pozwolono mi tutaj pisać nie tylko „z wysoka”, więc proszę się nie dziwić, że tym razem uderzam poniżej pasa – i to dosłownie. Mowa o męskich i żeńskich narządach rozrodczych oraz sposobach ich kreatywnego wykorzystania. Wszystko to zgodnie z zaleceniami lipcowego numeru „Cosmopolitan”, do którego ponownie – jak każdego lata – dołączono książkowy seksprzewodnik.

Kolejne wakacyjne dodatki „Cosmo” zbieram bodajże od lat pięciu i z jakąś perwersyjną namiętnością odkładam je na moją Specjalną Półkę. Jak pisze we wspaniałym „Ex libris” Anne Fadiman: „Na Specjalnej Półce George’a Orwella stały oprawione roczniki pism kobiecych z lat 60. ubiegłego wieku, które pisarz lubił przeglądać w wannie. Nadzwyczaj obszerna Specjalna Półka Philipa Larkina uginała się pod pornografią, ze szczególnym uwzględnieniem bicia po pupie”. Fadiman twierdzi, że jeśli uważnie przyjrzymy się temu niewielkiemu zbiorkowi tomów poświęconych tematyce nie mającej nic wspólnego z resztą księgozbioru, będziemy mogli wiele powiedzieć o jego właścicielu. Zaczynam powoli wpadać w popłoch i zastanawiać się głośno, co też mówią o mnie seksprzewodniki „Cosmo”, ukryte pośród dziesiątek innych („normalnych”) woluminów. Uważna lektura tych grafomańskich książeczek pozwoliła mi na wyciągnięcie kilku wniosków.

Przede wszystkim więc docelowa czytelniczka cosmo-seksprzewodników jest heteroseksualną kobietą zainteresowaną heteroseksualnymi mężczyznami. Z lektury kolejnych tomów domyśliłem się także, że nie darzy ona wielkim szacunkiem feministek, a ewentualne zarzuty o seksizm ani ją ziębią, ani grzeją. Sensem życia cosmo-czytelniki jest mężczyzna. Lub, ewentualnie, wielu mężczyzn. Żyć to zadowalać swojego ukochanego, zapewniać mu „nieziemskie orgazmy” i „gigantyczne odloty”, regularne wizyty w „orgazmicznym raju” oraz spełnianie „najtajniejszych i najostrzejszych męskich pragnień, które wyjęłyśmy prosto z męskich ust”. Zaspokojenie zmysłów kochanka to najskuteczniejsza metoda na długi i udany związek, a jeśli przy okazji uda się ci, czytelniczko, zadowolić samą siebie, możesz już mówić o pełni szczęścia.

Powiem więcej: miłośnicy „Cosmo” są osobami uduchowionymi, kulturalnymi, usposobionymi lirycznie i popijającymi szampana „po dekadencku” (patrz: s. 41). Z najnowszego seksprzewodnika wynika, że jeśli seks, to zmysły, a jeśli zmysły, to kultura. Dowiedziałem się na przykład, że istnieje coś takiego jak „orgazmotwórcza moc filmów”, ze szczególnym uwzględnieniem tych domowej roboty, ale nie tylko. Może być też wspólne oglądanie filmów pornograficznych (najlepiej tych „odważnych, bardzo intymnych i bardzo ładnych”), pieszczoty w kinie („kiedy Brad Pitt i jego kumple czarują was z ekranu, twoja ręka błądzi po jego udzie, jego dłoń wsuwa się pod twoją spódnicę”*), a nawet – uwaga! – DVD z oryginalną wersją „Casanovy” Felliniego. W jaki sposób winna wykorzystać czytelniczka „Cosmo” arcydzieło włoskiego reżysera? To proste: „Oglądając miłosne przygody, głaszcz ukochanego tam, gdzie lubi być głaskany. Potem zaserwuj spaghetti. Możecie jeść palcami i nawzajem oblizywać je sobie do czysta. Hm, co by tu podać na deser?”. Podpowiadam: Godarda.

Nie zapominajmy, że uwieść swojego mężczyznę można także za pomocą „zmysłowych dźwięków”. Jaką ścieżkę dźwiękową proponuje „Cosmo”? Do „ujeżdżania na ostro” – „Lunatico” Gotan Project, do masażu – „La mer” Debussy’ego, do „ręcznych pieszczot” – „takt utworów Massive Attack”, do dzikiego seksu – rock z lat 80. I najważniejsza porada muzyczna, czyli „Cosmo” koneserem klasyki: „Najbardziej wybuchowa mieszanka erotyki i muzyki to striptiz do arii operowej. W przeciwieństwie do popowych czy rockowych dźwięków, klasyka porusza nie tylko ciało, ale i duszę”. Nota bene, spora liczba religijnych metafor i porównań (z użyciem słów takich jak „dusza”, „raj” czy „niebo” oraz motywy apokaliptyczne: trzęsienie ziemi, „złoty deszcz” itd.) wskazuje na to, że czytelnicy „Cosmo”, choć oczywiście wyzwoleni seksualnie, nie rezygnują z zaspokajania także swoich potrzeb duchowych.

Literatura? Proszę bardzo! W kolejnych rozdziałach autorzy wspominają o wspólnym czytaniu na głos „Historii O”, „Kochanka” Marguerite Duras (i dodają: „A potem rozpocznijcie swój własny miłosny rozdział…”), „Afrodyty” Isabel Allende czy powieści Charlesa Bukowskiego. Szczególnie ten ostatni wydaje mi się cosmo-klasykiem literatury erotycznej i to jego „Factotum” można czytać ze znajomą parą w czasie „erotycznego kółka literackiego”. Jak radzą autorzy tomu w podrozdziale „Kwartet literacki”: „Rozkoszujcie się napięciem, które powstaje, gdy intymne teksty dzieli się w większym gronie, nie tylko we dwoje”.

W tomie odnajdziemy także test pod tytułem „Odkryj swoją moc”, gdzie musimy m.in. udzielić odpowiedzi na pytanie o to, jakie książki z ciekawością kartkujemy w księgarni. Rozczarowani będą jednak ci wszyscy, którzy chcieliby wybrać literaturę faktu, współczesną polską prozę czy chociażby tzw. literaturę kobiecą. Do wyboru mamy bowiem następujące opcje: a) książki o związkach, miłości, partnerstwie; b) seksporadniki z opisem konkretnych technik; c) klasyczna literatura erotyczna; d) albumy z odważnymi aktami albo magazyny erotyczne. Zdaje się, że „Cosmo” pomyliło księgarnię z jakimś bardziej kulturalnym sex-shopem.

A co z poezją? Jeżeli jeszcze nie zdążyli tego Państwo zauważyć, to podpowiadam, że poetami są sami twórcy kolejnych seksprzewodników „Cosmo”. Kilka przykładów lirycznych fragmentów, wszechpoetyckich fraz, frapujących metafor i porównań dla wciąż nieprzekonanych? Służę uprzejmie: „Masturbacja jest jak makijaż: każda z nas zna ogólne zasady, ale i tak robi to po swojemu”; „wilgotny dźwięk jego erekcji”; „Wyobraź sobie, że jego penis jest butelką z sokiem owocowym, którą musisz potrząsnąć, by zmieszać cząsteczki owoców”; „Dmuchaj w jego sutki, jakbyś chciała ostudzić zupę”. W rozdziale „Bliskość absolutna!”, w którym autorzy „Cosmo” radzą wymyślenie własnego języka erotycznego („Gra wstępna może zostać uwerturą, język to klucz wiolinowy, a szczytowanie – crescendo”) podkreślają słusznie, że „odrobina poezji w miłości nie zaszkodzi!”.

Wszystkie powyższe triki, porady i sugestie przebija jednak ta znaleziona w części „Gry wstępne najwyższej próby”, stworzona przez seksspecjalistów z „Cosmo” i przy udziale mało spostrzegawczego (lub, jak kto woli, obdarzonego wisielczym poczuciem humoru) korektora. Oto ona: „Kiedy on cię niewinnie dotknie, zdychaj i jęcz (tak, możesz przesadzać!)”. Pozostawiam Państwa z tą frapującą podpowiedzią, która nie tylko pozwoli nam wszystkim na ulepszenie pożycia erotycznego, ale też na udowodnienie sceptycznym przyjaciołom, że ci dziennikarze z „Cosmo” mają naprawdę bujną wyobraźnię, nieokiełznane poczucie humoru i nadzwyczaj rozwinięty zmysł estetyczny.

* Autorzy tomu nie precyzyją, czy „jego udo” i „jego dłoń” to części ciała Brada Pitta.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.