Krwawa zemsta

Mariam Notten, Erica Fischer

Krew wsiąkała przez czerwony wzorzysty dywan w glinianą podłogę. Żarłocznie wgryzała się w delikatną tkaninę czafaru, który zsunął się z jej głowy...

Jeszcze 4 minuty czytania

Wybrałam wolność

Mariam Notten opowiedziała Erice Fischer dzieje swojej rodziny, sięgając cztery pokolenia wstecz. Historia życia afgańskich kobiet zaczyna się od zabójstwa prababki przez pradziadka. Kobieta posądzona o romans splamiła honor rodziny - najwyższą wartość, na którą powoływać się będą kolejne pokolenia mężczyzn i przez którą cierpieć będą kolejne pokolenia kobiet. Śledząc losy prababki, babki, matki i córki, zaglądamy za zamknięte drzwi afgańskiego domu i poznajemy nie tylko trudy życia tamtejszych kobiet, ale też ich wolę walki o samostanowienie i godność. Opowieść o kobietach przeradza się zaś w opowieść o Afganistanie i burzliwych zmianach, jakie zaszły w tym kraju w ciągu ostatnich stu lat. Publikujemy fragment pierwszego rozdziału książki.

Nawet nie zdążyła krzyknąć. Mężczyzna w turbanie, z siwiejącą brodą przykucnął przy niej, u jego boku leżał stary brytyjski karabin wojskowy. Patrzył na żonę nieporuszony, może tylko odrobinę zatroskany. Gdy ciało osuwało się na ziemię, jeden z czarnych warkoczy legł na jej twarzy. Mężczyzna przesunął dłonią po oczach, które jeszcze przed chwilą patrzyły na niego z niepokojem. W domu było cicho. Obaj synowie, Naser i Delawar, spali dwa domy dalej u ciotki. Nikt się nie zjawił, żeby zobaczyć, kto strzelał. U Pasztunów strzały zawsze miały powód.

Całą noc Nangin Chan spędził w pozycji w kucki, oparłszy ramiona na kolanach, czuwał nad zmarłą. Ciężkie dłonieze stwardniałymi opuszkami palców zwisały przed nim bezwładnie. Kiedy w kości wkradł się chłód, owinął się szerokim szalem. Była dwa razy młodsza od niego i mogłaby jeszcze obdarować go wieloma synami. Może też i córką, która prowadziłaby
gospodarstwo, kiedy Hossai byłaby stara. Hossai nigdy się już nie zestarzeje, córki nie będzie. Odpędził lekki żal, który chciał się wśliznąć w jasne uczucie nieuchronności zdarzenia. Musiało być tak, jak się stało. Nie miał wyboru.

Kiedy nastał świt, poszedł do swej niezamężnej szwagierki. Słyszała w nocy strzał, ale nie odważyła się przybiec. Poprzestała na uspokojeniu wystraszonych dzieci i czekała dnia. Nangin Chan poprosił, żeby sprowadziła jedną ze starszych krewnych, żeby razem obmyły ciało i przygotowały je do pogrzebu jeszcze tego samego dnia.

– Czyściła moją strzelbę, broń wypaliła i kula ugodziła ją w pierś – tak Nangin Chan wyjaśnił śmierć żony i nikt o nic nie pytał.

Powód został podany, nie mówiono o tym więcej. Nangin Chan cieszył się nieposzlakowaną opinią, od dziesiątków lat był szanowanym członkiem Loji Dżirgi (1).

Był świadek tego, co poprzedziło całe zdarzenie. Gdyby nie on, może by i nie strzelił. Sąsiad, mieszkał w tym samym co on zaułku, wracali razem z meczetu do domu. Po wieczornej modlitwie długo jeszcze siedzieli z innymi mężczyznami, rozprawiając o interesach i polityce. Centralny rząd w Kabulu znowu próbował wtrącać się w sprawy Pasztunów. Król na rozkaz Brytyjczyków (którzy traktowali Afganistan jak protektorat) zamierzał wybudować drogę biegnącą przez ich terytorium. Mężczyźni byli oburzeni. Jak już będzie droga, natychmiast pojawią się policjanci i sędziowie i tylko patrzeć, jak pasztuńskich synów zaczną brać do wojska, aby walczyli z własnymi braćmi.

Kiedy Nangin Chan i jego sąsiad skręcili w wąski ślepy zaułek prowadzący do ich domów, przemknął obok nich jakiś młody człowiek ze spuszczoną głową, mrucząc coś, co miało brzmieć jak pozdrowienie. Mimo nisko schylonej głowy w świetle księżyca mogli zobaczyć jego twarz. Nie mieszkał w ich zaułku. Potem Nangin Chan przypomniał sobie (a i jego sąsiad z pewnością też), że syna Sardata Chana jako jedynego z całej wsi tego wieczoru nie było w meczecie. Mężczyźni spojrzeli na siebie przelotnie i szybko się pożegnali.

Mariam Notten

urodziła się w Afganistanie. Z zawodu socjolożka, od 1967 roku mieszka w Berlinie, gdzie wykłada w Wyższej Szkole Pedagogiki Społecznej. Od wkroczenia Armii Radzieckiej do Afganistanu w 1978 roku angażuje się w działalność polityczną i społeczną na rzecz  swojego kraju. Po wydarzeniach 11 września 2001 roku wraz z  niemieckimi przyjaciółmi założyła stowarzyszenie „Szeherezada t.z.", które w Nimroz, południowo-zachodniej prowincji Afganistanu, prowadzi liczne programy pomocy dla kobiet i dzieci - zakłada m.in. szkoły, sierocińce oraz prowadzone przez kobiety piekarnie. Dodatkowo stowarzyszenie udziela drobnych kredytów kobietom, pragnącym założyć własną działalność gospodarczą.


Podwórko Nangina Chana oddzielał od sąsiadów wysoki mur z gliny. Podejrzliwie zaglądnął we wszystkie kąty, zanim wszedł do domu. Hossai stała bez ruchu na środku pokoju, jakby właśnie weszła. Nie potrafiła podać żadnego wiarygodnego powodu, dlaczego nie siedziała przy kołowrotku lub dlaczego była tu, a nie u swej siostry, razem z synami.

Nie czekał nawet końca jej nieporadnych prób wyjaśnienia. Przyłożył karabin do ramienia i wystrzelił.

Musiało się to wydarzyć około roku 1900. Dokładnie nikt tego nie wiedział, gdyż daty w jednostajnym życiu na wsi nie odgrywały żadnej roli. W każdym razie było to na długo przed moim urodzeniem.

Drugi akt krwawej zemsty, mającej ratować honor mojego pradziadka, okazał się trudniejszy do wykonania.

Sardat Chan był najbogatszym w okolicy właścicielem dóbr ziemskich. Przydzielił synowi dwóch uzbrojonych po zęby ludzi, którzy nie odstępowali go na krok. Nangin Chan nie miał najmniejszej szansy zbliżenia się do niego bez narażenia na szwank własnego życia.

Jego życie stało się torturą. Bez młodej żony u boku szybko się postarzał. Jak w zamroczeniu uprawiał swe pola zgodnie z rytmem pór roku, a wieczorem zamknięty w sobie wracał do wsi, nie patrząc w oczy ludziom mijającym go pieszo czy na grzbietach osłów. Oszałamiająco piękny syn Sardata Chana
był nieosiągalny. Nangin Chan przestał chodzić do meczetu, jego noga nie przestąpiła progu herbaciarni i nie pojawiał się więcej ani na dżirdze (2), ani na Loji Dżirdze. Dopóki jego honor był splamiony, nie był godzien uczestniczyć w życiu wspólnoty. Wszystkie jego myśli krążyły wokół własnego honoru i wstydu, że wciąż nie udało mu się zmyć hańby. Ludzie zostawili go w spokoju. Nikt nie pytał go o samopoczucie, ale też i nikt z niego nie szydził. Pozostał szanowanym człowiekiem, odbywającym swego rodzaju kwarantannę.

Lata mijały i nic się nie zmieniało. Nangin Chan był człowiekiem złamanym. Myśl, że umrze, zanim zdoła zmyć z siebie hańbę, ciążyła mu. Jego synów, Nasera i Delawara, wychowała siostra ich nieżyjącej matki. Ojca znali jako zamkniętego w sobie odludka, który dużo modlił się w domu, nigdy jednak – jak inni mężczyźni – nie chodził do meczetu. Matkę pamiętali jak przez mgłę, coraz mniej wyraźnie, nie mieli jednak odwagi spytać go, jak umarła. Czuli, że było coś, czego nigdy nie wolno im dotknąć. Tak mijały lata.

– Jesteście już mężczyznami, niech Allahowi będą dzięki! – zaczepił ich pewnego dnia wójt, kiedy starszy miał siedemnaście czy osiemnaście lat. – Czas, żebyście wzięli udział w następnej Loji Dżirdze.

Erica Fischer

urodziła się w 1943 roku w Anglii, dokąd z Wiednia emigrowali jej rodzice. W 1948 roku rodzina Eriki Fischer powróciła do Austrii. Od 1988 roku pisarka mieszka w Niemczech (obecnie w Berlinie), gdzie pracuje jako niezależna dziennikarka, autorka i tłumaczka. Polskim czytelnikom znana jest jako autorka dwóch książek: „Aimée i Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943” (Czarne 2008) i „Droga do nieba” (Czarne 2009).

Obydwaj wprost oniemieli z zaskoczenia. Udział w Wielkim Zgromadzeniu Rady oznaczał wejście do świata mężczyzn. Zaczęło się liczyć ich zdanie w kwestiach regulujących społeczne życie Pasztunów. Stawali się pełnoprawnymi członkami swojego plemienia. Nieraz już zdarzało im się przysłuchiwać rozmowom w herbaciarniach, gdzie wracający z Loji Dżirgi podnieceni mężczyźni kontynuowali dyskusję. Raz chodziło o spory spadkowe w którymś z klanów, innym razem o miejsca pod łąki i pastwiska i prawo do wyrębu lasu w górach. Często po każdej ze stron byli zabici i ranni. Jednak dla Pasztunów najważniejszą sprawą było zachowanie gospodarczej, a co za tym idzie i politycznej niezależności od rządu centralnego. Tylko taka samodzielność gwarantowała im wolność. W obliczu groźby jej utracenia starszyźnie łatwiej było osiągnąć jedność w innych sytuacjach konfliktowych podczas zgromadzeń Loji Dżirgi. Bowiem wolność była dla Pasztunów najwyższym dobrem, za którym w tyle zostawały wszystkie inne interesy. To, że w Kabulu na karku królowi siedziały brytyjskie władze okupacyjne było im obojętne tak długo, dopóki nie mieszał się w wewnętrzne sprawy Pasztunów. Kabul był daleko.

Po powrocie do domu Naser i Delawar jak zwykle zastali ojca na popołudniowej modlitwie. Usiedli w kącie na materacu i czekali z szacunkiem, aż zakończy modły. Prawie jednocześnie zaczęli mówić, jednak wbrew zwyczajowi starszy szybko oddał głos młodszemu. Tak było już od ich najmłodszych lat. Delawar był ten sprytniejszy, bardziej wygadany. Ledwo pełen dumy opowiedział swemu baba o spotkaniu z wójtem, twarz ojca zasępiła się. Milczał i tylko wbił gniewny wzrok w dywanik modlitewny
pod kolanami. Synowie nie mogli pojąć, dlaczego ojciec nie cieszył się z tego zaszczytu.

– Ani mi się ważcie tam iść. Loja Dżirga nie dla was, dopóki żyje syn Sardata Chana!

Wypalone z taką zawziętością zdanie nie zachęcało do dalszych pytań i synom nie pozostało nic innego, jak tylko oddalić się możliwie szybko.

Zdumieni dziwnym zachowaniem ojca, opowiedzieli o wszystkim ciotce. I w ten oto sposób nareszcie dowiedzieli się, jak umarła ich matka, przy czym z początku wyjaśnienia ciotki były podobnie pokrętne jak wyjaśnienia Nagina Chana przed prawie piętnastoma laty: podczas czyszczenia karabinu padł strzał, który ugodził matkę prosto w pierś. Ale po chwili dodała szeptem:
– Wasz ojciec był z nią, kiedy się to stało.

I jakby mimochodem wspomniała o synu Sardata Chana.

Natychmiast pojęli, z jakim ciężarem żył ojciec. Wiedzieli też, że w jego wieku nie będzie w stanie dokonać krwawej zemsty. Teraz w ich rękach leżało przywrócenie honoru ojcu.

Płynęły lata. Naser i Delawar pożenili się, starszy nawet dwa razy. Naser miał już syna i córkę, córeczka Delawara, Pari, miała roczek. Był rok 1927. W maju 1919 roku król Amanullah wypowiedział wojnę Wielkiej Brytanii i już po trzech miesiącach podpisał układ z Rawalpindi. Zgodnie z nim Wielka Brytania uznała Afganistan za suwerenne i niepodległe państwo. Granica
między Afganistanem a Indiami Brytyjskimi (dzisiaj Pakistan) biegła w poprzek plemiennych terenów Pasztunów. Taka linia granicy na wschodzie została uregulowana już w 1893 roku układem Duranda, który przypieczętował klęskę Afgańczyków w drugiej wojnie afgańsko‑angielskiej.
Pasztuni nigdy jednak nie uznali tego arbitralnego podziału swoich terenów. Na stromych górskich szlakach panowali niepodzielnie.

Ojciec był coraz starszy, czas naglił. Tak więc synowie ustalili pewien plan. Jeżeli po dokonaniu krwawej zemsty chcieli wraz z bliskimi żyć w spokoju, nie mogli pozostać w rodzinnej wiosce, jedno bowiem było pewne: Sardat Chan pomści syna. Będą zmuszeni opuścić swą wieś i udać się tam, gdzie nie sięgała plemienna władza Pasztunów. Staną się mahadżirin – emigrantami.
Najbezpieczniejsi będą w Kabulu, gdzie królował Amanullah. Od początku jego rządów wielu Pasztunów z Indii Brytyjskich wybierało życie w niepodległym Afganistanie. Reformatorski król traktował uciekinierów przychylnie – jako pomoc na początek nowej drogi każda rodzina otrzymywała parcelę pod budowę domu i kawałek uprawnej ziemi.

Ucieczka przez Przełęcz Chajberską (3) została starannie przygotowana. Rodzina wyruszyła podczas nowiu księżyca i ciemnej choć oko wykol nocy: obie młode kobiety z małymi dziećmi jechały na koniach, pierwsza żona Nasera, stary ojciec i jego synowie szli obok nich pieszo. Ze swego dobytku mogli zabrać niewiele. Bracia jak własną kieszeń znali każdy zakręt, każdy skrót, każdą niebezpieczną przepaść. Jeszcze jako dzieci, a potem młodzi chłopcy towarzyszyli do szczytu przełęczy ojcu i starszym mężczyznom, udającym się na koniach na Loję Dżirgę po afgańskiej stronie. Stamtąd mężczyźni kontynuowali drogę pieszo, a chłopcy odprowadzali konie do wsi. Tak też zrobili i teraz. Po dotarciu na drugą stronę przełęczy Naser i Delawar zostawili rodziny w pieczarze pod opieką ojca, dosiedli koni i zawrócili.

Wstawał właśnie świt, kiedy mężczyźni we wsi ruszyli na poranne modły. Z bezpiecznej odległości bracia obserwowali, jak wszyscy – między nimi również Sardat Chan, jego syn i obydwaj ochroniarze – zdejmowali buty i wchodzili do meczetu. Wiedzieli, w którym rzędzie będzie stał syn Sardata Chana i że każdy mężczyzna zdejmie swoją flintę i położy obok. Wiedzieli też, że podczas modłów obecni kilkakrotnie przybiorą pozycję sadżda – głębokiego pokłonu na klęczkach, aż dotkną czołem ziemi. W tej pozycji nikt nie widzi, co dzieje się za jego plecami. Kiedy wszyscy zaczęli modlitwę, zakradli się do wejścia.

Wyczekiwali momentu, aby jednocześnie móc wystrzelić do jedynej części ciała syna Sardata Chana, która ze względu na pozycję wchodziła w rachubę jako cel. Zamach się powiódł. Przez straszną sekundę żaden mężczyzna nie podniósł głowy. Jeszcze nikt nie wiedział, kto strzelał i kto został zastrzelony.
Ta maleńka chwila zwłoki wystarczyła braciom, aby wskoczyli na wierzchowce i galopem odjechali. Kiedy zapanował spokój, mężczyźni usiedli. Z wyjątkiem jednego.

W tym czasie obaj jeźdźcy kamienistą ścieżką pięli się już ku przełęczy, gdzie czekały ich rodziny. Aby zgubić pościg, Naser i Delawar dokładnie zbadali wcześniej okrężną drogę po drugiej stronie gór.

Kiedy mieszkańcy wioski zobaczyli, że domy Nangina Chana i jego synów są puste, że nie sprzedali ziemi i nie zabrali sprzętów, wiedzieli, że tej rodziny nie ujrzą już nigdy. Sardat Chan nie nakazał swoim ludziom pościgu. Zawsze wiedział, że jego syn nigdy nie zazna spokoju, miał tylko nadzieję, że również i drugie pokolenie nie zdoła dokonać zemsty. Mówią, że kiedy zostanie splamiony honor Pasztunów, potrafią brać odwet nawet po czterdziestu latach. Naser i Delawar zasługiwali na respekt.

Mariam Notten, Erica Fischer, „Wybrałam
wolność. Historia pewnej afgańskiej rodziny”.

Przeł. Katarzyna Weintraub, Czarne, Wołowiec,
premiera 16 sierpnia 2010
Droga wzdłuż rzeki Kabul trwała ponad miesiąc. Bardziej aniżeli skaliste górskie grzbiety Hindukuszu podróż utrudniały grupy powstańców. Pasztuni bronili się przed reformami króla, ograniczającymi ich autonomię i poważnie obciążającymi ich finansowo. Amanullah Chan – sam także Pasztun – zwycięstwo nad Brytyjczykami zawdzięczał pomocy pasztuńskich plemion, które posłały swych synów na wojnę z własną bronią, chociaż nie obowiązywała ich służba wojskowa. Od królewskiej armii nie zażądali ani jednego naboju. A teraz musieli płacić rządowi podatki, zamiast zwykłych kiedyś danin w naturze za posiadanie ziemi i bydła. Podatki wzrosły gwałtownie, kiedy wyczerpał się prywatny kapitał, przeznaczony na finansowanie ambitnych reform Amanullaha Chana. Podatek za jeden dżerib (4) meliorowanej ziemi podniósł się z pięciu do prawie dwudziestu rupii, a opłata za posiadanie osła była teraz pięciokrotnie wyższa. Ciągle odbywały się burzliwe posiedzenia, do protestów dołączyli się Chazarzy, Turkmeni i Uzbecy. Fakt, że Amanullah wprowadził obowiązek szkolny dla obu płci i zlikwidował wielożeństwo, jakoś mniej ludzi obchodził.

Rodzina Nangina Chana nie zatrzymała się w leżącym jeszcze na terenie Pasztunów Dżalalabadzie, obawiając się, że tam może ich jeszcze dosięgnąć zemsta Sardata Chana. Pewnie poczuli się dopiero wtedy, gdy dotarli do liczącego sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców Kabulu, siedziby króla, który dzięki rewolucji uratował honor Afgańczyków.



(1) Loja Dżirga – dosłownie „wielkie zgromadzenie”. W Afganistanie Loja Dżirga to narodowe zebranie notabli, wodzów plemiennych, przywódcówreligijnych, zwoływane w celu omówienia ważnych spraw, np. reform [przyp. tłum.].
(2) Dżirga – zwykłe zgromadzenie [przyp. tłum.]
(3) Chajber (ang. Khyber Pass, dawniej Khaiber Pass) – przełęcz w górach
Hindukusz na wysokości ok. 1070 m n.p.m., o długości 53 km, łącząca
Pakistan z  Afganistanem [przyp. aut.].
(4) Dżerib – 1952 m2 [przyp. aut.].