Wałasi i Lasonie,
„Maj”

Kalina Cyz

Płyta „Maj” jest próbą dialogu sztuki ludowej z muzyką klasyczną. Odbywa się on z jednej strony na gruncie tradycyjnej muzyki górali śląskich i całego łuku Karpat, z drugiej daje podstawę do komponowania nowych dzieł. Całość brzmi (i współbrzmi) niezwykle

Jeszcze 1 minuta czytania

Dorocie
Kiedy pierwszy raz czytałam „Sprzedaną muzykę” Andrzeja Bieńkowskiego, zastanawiałam się, jaka rzeczywiście jest dzisiaj ta pamięć kultury, o której pisze (i którą żyje) autor. I czy ta „sprzedaż” jest zjawiskiem wyłącznie negatywnym?

Jakiś czas temu dostałam płytę. Moją uwagę zwróciła już okładka. Cudowny drzeworyt autorstwa Jana Wałacha (1884-1979) – rozmiłowanego w górach wybitnego twórcy, malarza i grafika, kształconego w Zakopanem i Krakowie, który zwiedził Paryż, Rzym, Wenecję, Bolonię, Padwę, Pragę i Wiedeń, by ostatecznie wrócić do Isdebnej i tam tworzyć do końca swych dni, inspirując się pejzażami Karpat.

Wałasi i Lasonie, „Maj”. 1 CD, Gigant 2009.Przesłuchałam płytę niezliczoną ilość razy. Muzyka stylizowana motywami ludowymi z rejonu Beskidu Śląskiego, tak daleka od tradycyjnie pojmowanego folku. Grają Wałasi, czyli kapela górali z tego właśnie regionu, oraz bracia Lasoniowie. Muzyka tych pierwszych to autentyczna sztuka ludowa, dziedziczona przez stulecia, przekazywana z pokolenia na pokolenie – stąd odwołanie do Jana Wałacha, dziadka. Lasoniowie to związani z katowicką Akademią Muzyczną wybitni klasyczni kameraliści.

Płyta „Maj” jest swoistą próbą dialogu sztuki ludowej z muzyką klasyczną. Odbywa się on z jednej strony na gruncie tradycyjnej muzyki górali śląskich i całego łuku Karpat, z drugiej daje podstawę do komponowania nowych dzieł. Całość brzmi (i współbrzmi) niezwykle. Bracia Lasoniowie wnoszą do projektu wyczucie potencjału inspiracyjnego tej skarbnicy, Wałasi zaś swą ufność i otwartość na klasycznie kształconych ceprów. Muzyka, która powstaje z tego zderzenia, wymyka się nieco ocenie, jest jakoś podskórnie romantyczna, nastrojowa. A choć żywa w dużej mierze i skoczna, to wcale nie jest naiwna ani wesoła. Mój ulubiony utwór „E=mc2” utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko jest względne – szczególnie pory roku…

Dziś, pisząc te słowa, poczułam się tak, jakbym odkryła tajemnicę tytułu płyty. Można by przypuszczać, że ten „Maj” to podprogowe nawiązanie do klimatu Beskidu Śląskiego. Od lat leczono tam schorzenia dróg oddechowych, serca i skołatane nerwy. Muzyka wywodząca się z tego regionu działa, jak się okazuje, identycznie. Zostaje stosować ją regularnie – szczególnie w obecnych warunkach pogodowych.

W kontekście historii zespołu, ten wyjątkowo piękny, muzyczny dialog trwa już tylko dzięki nagraniu, muzycy rozstali się. Jak zwykł mawiać Claude Debussy: „muzyka zaczyna się tam, gdzie słowo jest bezsilne”. A może trzeba zaśpiewać?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.