Gosia Turzeniecka, „Senność”

Bogusław Deptuła

Większość prac Gosi Turzenieckiej pokazuje postaci we śnie, a to nie jest zbyt częsty temat w sztuce europejskiej

Jeszcze 1 minuta czytania


Gosia Turzeniecka – „Senność”,  Warszawa, Latająca Galeria, ul. Burakowska 9. 16 września – 23 października 2010.

Spanie właściwie jest czynnością intymną. Seks intymny być przestał, ale spanie nadal nią pozostaje. Zainteresowanie artystyczne snem jest niewątpliwą rzadkością. Znamy co prawda wielogodzinny film Andy Warhola pt. „Sleep” (1963), gdzie sfilmowany został śpiący młodzieniec, ale owo filmowanie Warhola służyło raczej celom niecnym. Turzenieckiej wprost odwrotnie: cnym. Mamy się wzruszyć oglądając te miniaturowe scenki i kadry. Mamy zobaczyć piękno w niewinności sennego procederu; procederu, który uprawiamy tak chętnie i tak często. Pamiętając równocześnie o tym, że zaburzenia snu to obecnie wielka choroba cywilizacyjna, którą zajmują się mędrcy od ludzkiej duszy, głowy i ciała, nieco bezskutecznie poszukując winowajców naszego utraconego snu.

Turzeniecka zdaje się o tym wszystkim nie pamiętać malując senne kadry. Wierzy w spanie, wierzy w siłę snu i jego estetyczny aspekt. Ale przecież czymś różnym jest sen dziecka, czym innym starca; a zupełnie innym pijacki sen nad krawędzią stołu. Ją ciekawi spokojny i niewinny sen dziecka, matki, któregoś z domowników.

Te obrazy mają kameralny, intymny charakter, co więcej, nawet jeśli ich autorka niechętnie się do tego przyznaje, są one inspirowane sztuką wschodniej kaligrafii. Idą za duktem pędzla, za jego ruchem, ale i swoistą malarską ergonomią malarskiego ruchu. Tak wyglądają te skromne akwarele, które także zajmują się innymi motywami: zwierzętami domowymi, łódkami na wodzie, ptakami w powietrzu. Zawsze zwycięża u artystki chęć zamknięcia całego obrazu w syntetycznym znaku. Obrazie, który zyskuje siłę znaku.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.