Adam Georgiev, „Planeta samych chłopców”

Błażej Warkocki

Bywają książki lepsze i gorsze. Bywają powieści gejowskie – lepsze i gorsze. „Planeta samych chłopców" Adama Georgieva ewidentnie należy do drugiej kategorii.

Jeszcze 1 minuta czytania

Być może miał w tym swój udział wydawniczy PR, z którego niezbicie wynikało, że oto otrzymaliśmy dzieło młodego geniusza, który powali na kolana Czechy i okolice, a teraz mierzy w kraj nad Wisłą. Gdy bębenek zostanie podbity tak mocno, czytelnicze rozczarowanie jest większe. Gdyby „Planeta” nie była dziełem genialnego „poety przeklętego” (co wynika  z niektórych recenzji), a taką sobie zwykłą powieścią gejowską – byłaby o wiele bardziej interesująca.

Adam Georgiev „Planeta samych chłopców.
W świecie nagiej konsumpcji wszystkiego
i wszystkich”
. Przeł. Karol Furmański.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa,
144 strony, w księgarniach od września 2010
O czym mianowicie jest „Planeta”? Mianowicie o środowiskach młodogejowsko-masochistycznych, rozsianych gdzieś po metropoliach kapitalistycznej Europy środkowowschodniej. Poznajemy te subkultury poprzez wyrwane z kontekstu rozmowy o seksie i Bogu w atmosferze nonszalancko wypalanych papierosów oraz poprzez seks sam w sobie – w  klubach i darkroomach. 

Jak się domyślamy, wszystko jest tutaj towarem. Poznajemy świat, gdzie wszystko trzeba sobie kupić. Geje muszą sobie dodatkowo kupić wolność – bo ta uległa całkowitej prywatyzacji. Jeśli Cię nie stać, możesz sprzedać siebie (pamiętając, że dialektyka podaży i popytu nieustająco fluktuuje).

Jak widać – temat jest niezły, mogłoby wyjść z tego coś naprawdę ciekawego i ożywczego. Może nawet jakiś nowy mit środkowoeuropejski. Ale zaszwankował język. Początkowo wydaje się, że jest nieźle, widać, że autor umie pisać, ale im dalej w las, tym gorzej. Poetyckość zaczyna Georgieva nazbyt uwodzić i tu pies pogrzebany. Autor jedzie po bandzie patosu, zastawia na nas pułapki złotych myśli o wieczności i duszy, redukuje opowieść do minimum (czyli kilku teoretycznie znaczących zdań), całkowicie pozbywa się ironii. Jednym słowem pichci dla nas specyficzną prozę poetycką. Która osuwa się w przerażający banał, kicz wzniosłości i nade wszystko – odsłania intelektualna pustkę. Prozę poetycką trzeba umieć pisać, a kiedy się nie umie, wychodzi to, co wyszło Georgievowi – miałkość i jeszcze raz miałkość.

Smutek konsumpcji to przykra sprawa. Smutek braku konsumpcji – jeszcze gorsza. W tym kontekście można by się zająć nieco głębszą refleksją nad prywatyzacją gejowskiej wolności na kapitalistycznym rynku i poszukiwaniem jakichś alternatyw. Można też poszukiwać czegoś „ponad” – transcendencji i Boga – i w tym kierunku zmierza „Planeta”. W porządku, nigdy dość rozważań o duszy. A jednak nie jestem tak zupełnie przekonany, czy na pewno należy Boga szukać w darkroomie. Oczywiście można i tam, ale istnieją sposoby prostsze. I bardziej logiczne miejsca. Można na przykład pójść do kościoła. Ale tu nasz bohater nie chce się wybrać. A szkoda.

Do tego całość podlana jest sosem narcyzmu, na który cierpi podmiot liryczny. Podmiot ów szuka transcendencji i Boga, chce ratować duszę na wpół szalonego, cierpiącego biedę kochanka, ale przy okazji nie omieszka nas przekonać, że jest bardzo męski, młody i przystojny, i że wszyscy na niego lecą. Tak już ma, nic się z tym nie da zrobić. Co tu dużo kryć – w takich warunkach moralitet wygląda dużo bardziej sexy.

Dlatego, jeśli chodzi o lżejszą literaturę gejowską, zdecydowanie polecam książkę, która – inaczej niż „Planeta” – nie udaje niczego więcej niż jest. Chodzi o „Bierki” Marcina Szczygielskiego. Trzymająca w napięciu powieść popularna, gdzie gejowskie coming-outy odbywają się w liceum im. Jarosława Iwaszkiewicza (autor mógłby troszkę popracować nad stylem, bo wyszło na to, że gimnazjalista i jego nauczycielka mówią i myślą dokładnie w ten sam sposób; poza tym jest dobrze, dobrze jest).

PS. Oczywiście, najlepszą queerową książką wakacji 2010 pozostają „Drobne szaleństwa” Kai Malanowskiej. Opowieść o tym, co się dzieje, gdy wychodzisz poza społeczną normę i próbujesz żyć (trzeba się pilnować, bo łatwo zwariować).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.