„Nocne życie” Bohdana Zadury

Zofia Król

Jeszcze 1 minuta czytania

w krótkiej chwili
po przebudzeniu
nie wiesz
gdzie jesteś

za którymś razem
tak już może zostać
na zawsze
(„Inny pokój”)

Bohdan Zadura, „Nocne życie”, Biuro Literackie,
Poznań, 93 strony, w księgarniach od października 2010
Chyba trochę tak zostało. Bohater wierszy Bohdana Zadury nie bardzo wie, gdzie jest. A już na pewno nie wie tego czytelnik. Przestrzeń i czas traktowane są jak osobiste narzędzia stylu literackiego. Czyli dowolnie. Nie chodzi nawet o swobodne przemierzanie czasu i przestrzeni – to w poezji w końcu nic nowego – ale o używanie określeń miejsca i daty zawsze wtedy, kiedy ma się na to ochotę. Na przykład dlaczego by nie wymienić dwunastu nazw węgierskich miasteczek w wierszu, który ma dziewiętnaście króciutkich wersów („W samochodzie z Salfeld do Budapesztu”)? W dłuższym tytułowym minipoemacie – „Nocne życie w początkach kwietnia 2009” – wybiera się natomiast przedział dat całkowicie arbitralnie, wymienia się po kolei pięć nocy, w tym jedną liczoną w tył – „w nocy z drugiego na pierwszego” – i na końcu spokojnie stwierdza: „nocne życie się nie kończy / ale początek kwietnia / dobiegł kresu”. Zupełnie jakby w poezji normą był wybór materiału według z góry obranych ram czasowych, nie według rangi przeżyć tak zwanego  podmiotu lirycznego.

Wśród cyfr i nazw mnożą się ciągi faktów. Ale niewiele tu melancholii, autor tropi wydarzenia bez pasji i bez skrupulatności. Ot, niektóre wpadają w worki wyznaczonych czaso-miejsc. Pamięć działa wadliwie, ale tylko kształcony na innej poezji czytelnik może żałować chwil, których pełni już się nie odzyska. Autor przechodzi nad tymi lukami do porządku, ani myśli wysilać pamięć lub biadać nad nieuchwytnością rzeczy tego świata. „Ale nie było popielniczek? / Wychodziło się na dwór? / Na dworze padał deszcz?” („Humoreska”) – nie wiadomo. Wiadomo nie będzie.

Ważniejsze być może niż same zdarzenia jest poruszanie się pomiędzy nimi – czaso-przestrzenna tułaczka. Pociągi, taksówki, mosty, granice. Dlatego „Schengen” to odczłowieczenie – „całkowita obojętność / wobec drugiego człowieka”, „nikt nie ogląda zdjęć”, „nikogo nie interesuje / co wieziesz”. W prawdziwej podróży natomiast każdy szczegół mieści się w zakresie opowieści. Niepalący w przedziałach dla palących są na przykład świetnym pretekstem do szczegółowego opisu okoliczności przejazdu – „cztery kobiety w czterech rogach”, a dwa wiersze dalej – do przytoczenia fragmentów rozmowy telefonicznej nieznajomej dziewczyny („Punkt widzenia”). Choć czytelnik w chwilach słabości miewa nadzieję, że czekanie na taksówkę, gonienie do autobusu i przedział pociągu mają znaczenie większe niż to zawarte bezpośrednio w lakonicznych i prostych słowach wierszy – autor nie tylko nie podsyca tych pragnień, ale dba o to, żeby co jakiś czas krótkim dwuwersem skutecznie je obciąć.

„Ludzie ludzią zgotowali ten los” („Dysgrafia”) – literówka staje się genialnie lakonicznym, a zarazem upiornie cynicznym komentarzem do historii, do dyskursów o zagładzie, i znacznie szerzej – do jakiejkolwiek powagi wobec świata. Powagi w ogólnym rozrachunku zawsze przecież i idiotycznej. Podobna literówka złamie słowa modlitwy: „chleba naszego / powszedniego / daj nam / zBoże” („Eucharystia”). Jedna mała humorystyczna literka podważa powagę słów wypowiadanych zwykle w jednolitym – często bezmyślnym – ciągu. Czy to cyniczna dywersja na tyłach wroga, czy trochę też bełkot kogoś, kto bardzo chciałby mówić normalnie, gdyby mógł? „Boże” wydaje się jednak niewypowiadalne. „Prawo moralne nade mną / i niebo gwiaździste we mnie” („Tak wolę”) – we wnętrzu poetyckiego bohatera zaszły już nieodwracalne zmiany.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).