Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ARCHEOLOGIA PRZYSZŁOŚCI:
Od-nowa instytucji, trzynaście lat później

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

W październiku 1997 r. w Amsterdamie odbyła się konferencja „From Practice to Policy: Towards a European Media Culture”, zorganizowana przez holenderski instytut e-kultury Virtueel Platform. Jej zwieńczeniem była publikacja manifestu „Amsterdam Agenda”, opisującego właściwości nowej kultury i przedstawiającego szereg rekomendacji, kierowanych zwłaszcza do publicznych instytucji kultury. Według dokumentu nowa kultura – nazywana w nim „kulturą mediów” – zakłada zaangażowanie użytkowników w procesy twórcze; uznaje znaczenie badań realizowanych przez niezależnych badaczy, twórców i projektantów; kładzie nacisk na tworzenie przestrzeni dostępu do mediów, będących jednocześnie przestrzeniami produkcji, komunikacji i edukacji; opiera się też na „częściowo wirtualnych” przestrzeniach publicznych, posiadających swój cyfrowy wymiar. Wśród rekomendacji pojawia się – poza domaganiem się uznania roli nowych zjawisk dla całej kultury – m.in. zapewnienie wolnego dostępu do treści tworzonych w ramach projektów finansowanych przez instytucje publiczne, budowa sieci instytucji specjalizujących się w „kulturze mediów”, czy finansowanie nie tylko infrastruktury technicznej, ale też projektów, które przekładają się na uczestnictwo w kulturze: inwestowanie raczej w ludzi niż w sprzęt. Niezależne praktyki medialne powinny wreszcie, według autorów, wchodzić w interakcje z przemysłem i instytucjami publicznymi. Celem jest sformułowanie takiej polityki, która zapewni zaufanie, wartość i jakość relacji sztuki i przemysłu.

Rok publikacji agendy to okres, w którym wprowadzono na rynek wypalarki płyt CD (czy pamiętacie, kiedy ostatni raz takiej użyliście?), Nokia przygotowywała się do wprowadzenia w swoich telefonach gry w „węża” (co stało się rok później), najpopularniejszą wyszukiwarką była Altavista, Steve Jobs właśnie powrócił do Apple, i po raz pierwszy użyto terminu „weblog”. Sieć, jaką znamy dzisiaj dopiero powstawała, a awangardę użytkowników fascynowała wirtualna rzeczywistość, IRC i MUD. Z dzisiejszej perspektywy – prehistoria. Jednak wątki obecne w „agendzie amsterdamskiej” wciąż pozostają zaskakująco (przygnębiająco?) aktualne – o czym przypomniała konferencja „Kultura 2.0. Kultura odnawialna”, która odbyła się w listopadzie 2010. Czy to oznacza, że przez tych trzynaście lat nic się nie zmieniło? Odpowiedź jest zaskakująco prosta: wciąż nie rozwiązaliśmy problemów kultury cyfrowej. I nie jest to tylko polska bolączka – wśród gości warszawskiej konferencji obecni byli także przedstawiciele instytucji zagranicznych, w tym holenderskich instytutów e-kultury, m.in. Virtueel Platform. Opowiadali o swoich doświadczeniach, podawali udane przykłady włączania zjawisk kultury 2.0 i jej logiki do działań organizacji publicznych – w tej materii polskie instytucje wiele mogą się od nich nauczyć. Jednak w wypowiedziach zagranicznych gości powracały jak mantra trudności w pogodzeniu „starego” z „nowym”. Nieustannie pojawiające się napięcia zamiast harmonijnej koegzystencji.

Próbą pogodzenia tych dwóch żywiołów jest projekt GLAM / WIKI. Nie, to nie nazwa zespołu hard-rockowego. Tak nazywała się zorganizowana w sierpniu 2009 roku w Australii konferencja, podczas której wspólnego mianownika swoich działań poszukiwali z jednej strony Wikipedyści, a z drugiej przedstawiciele sektora galerii, bibliotek, archiwów i muzeów (galleries, libraries, archives, museums, czyli GLAM) – innymi słowy, tradycyjnie rozumianych instytucji kultury. Konferencja jest jednym z przykładów ich otwierania się na instytucje nowego typu: sieciowe, rozproszone, oddolne. Na aktywnych użytkowników, którzy do niedawna byli biernymi petentami, czytelnikami, odwiedzającymi. Znaczące były obopólne końcowe rekomendacje. GLAM rekomenduje WIKI, żeby udowodniła, że współpraca z nowym żywiołem jest korzystna ekonomicznie, że nie jest wyzyskiem instytucji w imię nowej kultury. WIKI rekomenduje GLAM, by zrewidował przydatność modeli działania opartych na wymuszonym ograniczeniu dostępu do zbiorów.

Mimo wyraźnych różnic w dwóch podejściach, powoli wyłania się jednak hybrydowa przestrzeń, w której współdziałają nowe i stare instytucje kultury. Jednym z jej bohaterów jest Liam Wyatt, organizator konferencji, który następnie otrzymał rezydencję w British Museum w Londynie jako jego „Wikipedysta wolontariusz”, wdrażający w życie rekomendacje konferencji. W ramach swojej pracy zapraszał Wikipedystów na backstage Muzeum (by z bliska oglądali zbiory) – a muzealników na backstage Wikipedii (by oceniali jakość pisanych artykułów – i uczyli się pisać własne). Co najciekawsze, dziś znaczące instytucje, jedna za drugą, chcą mieć swoich własnych Wikipedystów. Najbardziej progresywne angażują „zwykłych ludzi” w opisywanie zbiorów, określanie stanu praw autorskich do zasobów, czy nawet w sam proces digitalizacji zbiorów (co robi w Polsce Społeczna Pracownia Digitalizacji przy Śląskiej Bibliotece Cyfrowej). Może więc coś się wreszcie zmienia i ostatnia dekada nie była stracona?

Pozostaje mieć nadzieję, że po upływie kolejnych trzynastu lat „Agenda amsterdamska” stanie się zabawną ramotą. A wraz z nią podpowiedzi, których instytucjom kultury udzielili goście warszawskiej konferencji – i które, zamiast puenty, zamkną ten artykuł.

.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).