Jarosław, Kocik i piękna Rena

Jan Strzałka

Korespondencja Iwaszkiewicz-Jeleński to świadectwo niezwykłej przyjaźni, budującej pomost między powojenną literaturą krajową i emigracyjną

Jeszcze 2 minuty czytania

Jarosław Iwaszkiewicz i Konstanty Jeleński poznali się w 1951 roku w Wenecji, o czym autor „Panien z Wilka” wspomina w pierwszym tomie swoich „Dzienników”. Iwaszkiewicz był zachwycony urokiem i inteligencją niespełna trzydziestoletniego wówczas Jeleńskiego. Ale był też przekonany, że marnuje się on na emigracji. Jeleński odniósł natomiast wrażenie, że blisko sześćdziesięcioletni Iwaszkiewicz – którego twórczość podziwiał już jako siedemnastolatek – jest zgorzkniały i skończony jako pisarz.
Żaden z nich nie miał racji. Jeleński, nawiązawszy współpracę z paryską „Kulturą”, rychło został uznany za najwybitniejszego krytyka emigracyjnego. Jerzy Giedroyc chylił czoło przed jego smakiem i erudycją. Aleksander Wat nie przesadzał zaś, powiadając, że Jeleński ma „mózg elektronowy” (posiadał imponującą znajomość sztuki polskiej i europejskiej, czego nie trzeba tłumaczyć nikomu, kto zna jego szkice o Miłoszu czy Lebensteinie). Iwaszkiewicz z kolei był wprawdzie człowiekiem zgorzkniałym, ale nie – pisarzem skończonym. Jeleński miał się o tym wkrótce przekonać, czytając opowiadanie „Wzlot”, a potem kolejne utwory Starego Poety ze Stawiska, z których niejeden uznał za arcydzieło.

Dzielił ich wiek, doświadczenia, stosunek do powojennej Polski i do emigracji, ale jakby na przekór tym różnicom zaprzyjaźnili się, odkrywając powinowactwo duchowe. Iwaszkiewicz nie skrywał, że darzy Kota ojcowskim uczuciem. Kot zaś czuł się członkiem rodziny Iwaszkiewiczów.
Spotykali się często, w Rzymie, w Paryżu, w Genewie, jednak nie tak często, jak tego pragnęli. Pozostawały im listy, wydane dziś w Bibliotece „Więzi”. Iwaszkiewicz korespondował również z Teresą Jeleńską, matką Kota, którą pamiętał z przedwojennej Warszawy, ale tak naprawdę poznał ją, gdy po wojnie zamieszkała w Rzymie. Przed wojną Rena Jeleńska prowadziła, jako żona dyplomaty, światowe życie, przyjaźniła się ze skamandrytami, flirtowała z tak bliskim Iwaszkiewiczowi Karolem Szymanowskim. Po wojnie stała się samotną, biedną emigrantką. Była bardzo błyskotliwa, żal więc, że – poza tłumaczeniem „Folwarku zwierzęcego” Orwella – tak mało po sobie pozostawiła. Wojna odebrała jej wszystko, z wyjątkiem syna i subtelnej inteligencji, o czym świadczą także jej listy do Iwaszkiewicza, które znalazły się w wydanym teraz tomie.
Nietrudno zgadnąć, że korespondencja Iwaszkiewicz-Jeleński dotyczy głównie literatury. Pisali o Gombrowiczu, Miłoszu, Hłasce, dzielili się uwagami o miesięczniku Giedroycia (notabene Książę z Maisons-Laffitte nie należał, oględnie mówiąc, do admiratorów Iwaszkiewicza i nie mógł zrozumieć fascynacji Jeleńskiego jego twórczością i osobą).

Iwaszkiewicz i Jeleński nigdy wprawdzie nie zwątpili w swoje powinowactwo, ale nie raz iskrzyło między nimi w kwestii wizji polskiej literatury, jej zadań, a także literackich hierarchii. Ich korespondencja pozostaje świadectwem tragicznego losu polskiej kultury, która przez blisko pół wieku skazana była na żywot emigracyjny i krajowy.
Od pamiętnego spotkania w Wenecji aż do śmierci Iwaszkiewicza wiedli spór o sens życia literackiego na emigracji. Co prawda Jeleński, jak i całe środowisko „Kultury”, nie taił swego krytycyzmu wobec emigracji i nie przypadkiem zachwycił się „Trans-Atlantykiem” Gombrowicza, ale jego krytycyzm nie przybrał nigdy takich rozmiarów jak u Iwaszkiewicza. Iwaszkiewicz był porażony „nicością emigracji”, wierząc jedynie w potrzebę „przeżywania z narodem jego losów, możliwość pomnażania jego kultury tylko wewnątrz jego granic”. W imię tej konieczności godził się na kompromisy z władzami PRL. W czasach stalinowskich – jak to szczerze wypomniał mu Jeleński – dawał reżimowi „moralne żyro”.
Jarosław Iwaszkiewicz, Teresa Jeleńska,
Konstanty A. Jeleński, „Korespondencja”.
Opracowanie i przypisy Radosław Romaniuk,
Instytut Dokumentacji i Studiów nad
Literaturą Polską, Biblioteka ,,Więzi”,
Warszawa, 356 stron, w księgarniach
od kwietnia 2009
Iwaszkiewicz wierzył święcie, że Polska leży nad Wisłą – natomiast publicyści „Kultury” uznawali, że nie tylko nad Wisłą, ale i nad Sekwaną. Niekiedy nawet skłonni byli twierdzić, że jedynie nad Sekwaną. Nic więc dziwnego, że Iwaszkiewicz z irytacją przyjął na przykład publikowany w 1969 roku w „Kulturze” artykuł swego dawnego przyjaciela Czesława Miłosza pt. „Podzwonne”. Przyszły noblista dowodził w nim, iż cała twórczość zmarłego niedawno Gombrowicza świadczy, iż „istnieją stałe powołania poszczególnych literatur i że powołaniem polskiej jest, niestety, emigracja”. Nie jedyny to przypadek, kiedy Iwaszkiewicz wdawał się w listach w polemikę z Miłoszem. Między słowami czuć, jak bolesną zadrą była dla niego tzw. sprawa Miłosza…

Iwaszkiewicz Gombrowicza nie wielbił i nie mógł pogodzić się z kultem, jakim darzył go Jeleński. Za sprawą Gombrowicza zdarzały się momenty, kiedy ich przyjaźń narażona była na ciężkie próby, np. wtedy, gdy po śmierci autora „Dzienników” Iwaszkiewicz opublikował w „Twórczości” adresowane do niego listy Gombra, co wywołało sprzeciw Rity Gombrowicz i Jeleńskiego. Publikacja ta stała się pretekstem do ataku na autora „Ferdydurke” w kraju i na emigracji.
Jednak przyjaźń Iwaszkiewicza i Jeleńskiego nie skończyła się po tej niefortunnej publikacji. Przeciwnie, z czasem stała się głębsza, intymniejsza, a w listach pojawiły się akcenty prywatne. Jak choćby wtedy, gdy Iwaszkiewicz zwierza się z kłopotów rodzinnych, gdy pisze o absurdzie, jakim stało się Stawisko, gdy wspomina o obłąkaniu krewnej, czyniąc przy tym aluzje do choroby psychicznej swojej żony Anny. W niejednym z jego listów rozpoznajemy pióro wielkiego pisarza, który – podobnie jak w swoich najwybitniejszych dziełach – rozpamiętuje i żegna się ze światem nieuchronnie skazanym na zagładę. Z kolei w niejednym liście Jeleńskiego czujemy jego znakomity węch krytyka.

W listach do Jeleńskiego Iwaszkiewicz jawi się jako człowiek samotny i boleśnie przeżywający oskarżenia o serwilizm wobec władz, niezrozumiany i nie tak ceniony, jak by na to – mimo wszystkich splendorów – zasługiwał. Wiedziony nieomylnym smakiem Jeleński zapewniał go, że „dla mnie (po śmierci Witolda) jest tylko dwóch naprawdę wielkich polskich pisarzy – ty i Czesław”…
Ich listy są fascynującą lekturą. Na dodatek Radosław Romaniuk opatrzył je przypisami, stanowiącymi znakomite źródło wiedzy o Jeleńskim i Iwaszkiewiczu, o czasie, w którym żyli, i o ludziach z nimi związanych.