Jeszcze 1 minuta czytania

Małgorzata Łukasiewicz

ALFABET CZARODZIEJSKIEJ GÓRY:
R jak Regieren

Małgorzata Łukasiewicz

Małgorzata Łukasiewicz

Regieren to ta czynność, której Hans Castorp oddaje się w swoim ulubionym zakątku, nad strumieniem, gdzie kiedyś, na początku pobytu w Davos, doznał krwotoku z nosa, zobaczył dwóch mężczyzn z siekierami (patrz D jak drwale) i przyśnił mu się Przybysław Hippe. Castorp przychodzi tu sam, siada na ławeczce i rozmyśla o sprawach takich jak kształt i wolność, duch i ciało, czas i wieczność. W chłodnej porze roku snuje rozmyślania w sanatoryjnej loggii, otulony kocem.

Do tej pracy umysłowej Castorp przykłada się z całą powagą, a określa ją „wyrazem zapamiętanym jeszcze z zabaw dzieciństwa, jakby chciał oznaczyć rozrywkę ulubioną, ale wywołującą lęk, zawrót głowy, niepokoje serca i nadmiernie potęgującą wypieki na policzkach”. Dla oddania niemieckiego Regieren polski tłumacz wybrał słowo „królowanie”. To słowo rzeczywiście pachnie dziecinnymi zabawami i celnie obrazuje pozycję Castorpa, który siedząc na swojej ławce patrzy „na świat i stworzenie” z wysokości pięciu tysięcy stóp. Dzieci traktują swoje zabawy bardzo serio. Narrator, który sam lubi mieszać powagę z zabawą, również traktuje to serio i choć słowo Regieren umieszcza często w cudzysłowie, to jednak mówi o związanej z nim odpowiedzialności, o obowiązkach i powinnościach. Przedtem u Manna na dobrego rządcę zapowiadał się książę Klaudiusz Henryk z „Królewskiej Wysokości”, potem rządy w Egipcie wzorowo sprawował Józef.

Gdy Ziemssen dezerteruje na niziny, Castorp w poczuciu odpowiedzialności pozostaje na górze: gdyby wyjechał „byłaby to zdrada wobec ciężkich a podniecających, przerastających jego naturalne siły obowiązków «królowania»”. Te obowiązki skłaniają Castorpa do wyprawy w śnieg, gdzie odkrywa, że dobre rządy muszą kierować się miłością do życia.

My w każdym razie musimy królowanie Castorpa potraktować poważnie – inaczej rozleci nam się powieść. Pod hasłem „zabawy na serio” kryje się przecież to, co sprawia, że na koniec, po siedmiu latach pobytu na górze, Castorp jest kimś innym, niż był albo wydawał się na początku. Przeszedł gruntowną edukację obywatelską i artystyczną. Z „hospitanta” stał się pełnoprawnym uczestnikiem, a nawet centralną postacią zdarzeń na górze. Zyskał pewność siebie. Umie nie tylko obserwować, ale i rozpoznawać niebezpieczeństwo oraz podejmować decyzje. Mocnym głosem ingeruje w dyskusje Naphty i Settembriniego, objaśnia bełkotliwe kwestie Peeperkorna. Portret bohatera naszkicowany w rozdziale „Pełnia harmonii” prezentuje „umysł odpowiedzialny, życzliwy dla życia, chcący mieć udział w kierowaniu nim, przywiązany do organicznego świata i gotowy do przezwyciężenia samego siebie, jeśli tak ostatecznie postanowi jego sumienie”. Dzięki dogłębnym studiom nad ciałem i duszą posiadł sekret ożywiania zmarłych – być może równoznaczny z sekretem kreacji artystycznej.

Słowo „królowanie” może zbytnio akcentuje samą godność, a zaciera to, co się z nią wiąże: codzienny, mozolny trud zarządzania i obrządzania. Może też brzmi zanadto monarchicznie, jeśli zważyć, że po pierwszej wojnie, kończąc pracę nad „Czarodziejską górą”, Mann opowiedział się stanowczo i dobitnie po stronie republiki.

W ulubionym zakątku Castorpa latem kwitną orliki, tak obficie, że wokół jest aż niebiesko. Pedanci donoszą, że gatunek o kwiatach niebieskich i jasnofioletowych, aquilegia vulgaris, w okolicach Davos nie występuje, spotkać tam można jedynie gatunek o kwiatach ciemnopurpurowych, aquilegia atrata. W powieści jednak potrzebny był koniecznie orlik kwitnący niebiesko, aby można go było skojarzyć z ikoną niemieckiego romantyzmu, błękitnym kwiatem z legend i z Novalisa. Spadek po romantyzmie według Manna szczególnie wymagał dobrego administratora.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.