ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA: Zbrodnia i grzyby

Tomasz Fiałkowski

O’Connell z wielkim talentem buduje napięcie, tworząc atmosferę zarazem przytłaczającą i wciągającą

Jeszcze 1 minuta czytania

Scena otwierająca jeden z odcinków telewizyjnych „Morderstw w Midsomer”: prześwietlony słońcem las, zapalony grzybiarz fotografuje piękny okaz żółciaka siarkowego. Kiedy się odwraca, słysząc trzask gałęzi, jego serce przeszywa strzała z kuszy. Nie zginął z powodu grzybiarskiej pasji, po prostu przeszkadzał trochę najbliższym, zwłaszcza żonie. Grzyby jednak w tej historii powrócą – narzędziem zemsty będzie muchomor jadowity, a morderca, przystojny kochanek grzybiarzowej, skona w męczarniach na szpitalnym łóżku, bo za sprawą zatrutego posiłku rozpadnie mu się wątroba.

W atlasie grzybów wydawnictwa Dorling Kindersley znalazłem zarówno rosnącego na pniach dębów żółciaka (Laetiporus sulphureus; „jaskrawożółty grzyb ma szerokie i długie kaskadowe owocniki”), jak i śnieżnobiałego muchomora jadowitego (Amanita virosa). Życie jest ciągiem przypadków zmyślnie sugerujących ukryte sensy, więc skacząc parę dni później po telewizyjnych kanałach trafiłem na Jamiego Olivera przygotowującego z żółciaka gulasz. Podobno pyszny, choć atlas ostrzega, że grzyb ten wywołuje u niektórych niestrawność.

No a teraz czytam „Judaszowe dziecko” Carol O’Connell, gdzie grzyb pojawia się na stronie sto trzydziestej piątej. Nie byle jaki: szlachetna trufla, ukryta w rozdartej podszewce kurtki dziewczynki, która niedawno zaginęła. Podobne trufle rosną dziko we francuskim Périgord i we włoskiej Umbrii, ta jednak – wszystko na to wskazuje – wyrosła na amerykańskiej prowincji, niedaleko miasteczka, w którym toczy się akcja powieści. Jak to możliwe?

O Carol O’Connell, amerykańskiej malarce i pisarce, rocznik 1947, już tu pisałem, chwaląc jej powieści, których bohaterką jest Mallory, fascynująca policjantka-socjopatka, i ubolewając, że oficyna Prószyński i S-ka wydała tylko cztery z dziewięciu tytułów należących do cyklu. Tym większa radość, że po dwunastu latach wydawca wrócił do tej autorki, publikując kolejne jej książki. Bohaterką „Trzech kubków” jest znów Mallory, w „Judaszowym dziecku” (1998) jej nie ma. Mimo to ten kryminał, czy może raczej thriller, nie jest wcale gorszy.

O’Connell z wielkim talentem buduje napięcie, tworząc atmosferę zarazem przytłaczającą i wciągającą. Wywołuje w nas poczucie uczestnictwa w psychomachii, która toczy się na pograniczu normalności i patologii, jawy i sennej wizji, realności i iluzji. Podczas lektury szybko mija nam ochota do żartów, tak gęsty i przekonująco zarysowany jest tutaj splot stłumionych emocji, tak przejmujące są jednostkowe dramaty mające swój początek w odległej przeszłości.

Zaginięcie przed Bożym Narodzeniem dwóch dziewczynek, wielbicielki horrorów Sadie Green i jej przyjaciółki Gwen Hubble, budzi uśpione upiory. Śledztwo prowadzi młody policjant, Rouge Kendall, którego siostra bliźniaczka padła przed laty ofiarą morderstwa. Rouge i jego matka nie wyzwolili się nigdy z traumy wywołanej tamtą tragedią. Uznany za winnego ksiądz z miejscowej parafii odsiaduje karę, przeżywając w więzieniu piekło, jakie sprawcom przestępstw tego rodzaju gotują współwięźniowie. Skazano go jednak na podstawie poszlak, a on sam nigdy się nie przyznał do zbrodni, choć mógłby dzięki temu starać się o przedterminowe zwolnienie. Może więc, jak uważa Ali Cray, psycholog sądowy specjalizujący się w pedofilii, piękna kobieta oszpecona blizną przecinającą pół twarzy, sprawca zaginięcia Sadie i Gwen oraz śmierci Susan Kendall i kilku innych dziewczynek przebywa wciąż na wolności?

Rozwiązania nie zdradzę, wrócę jednak na chwilę do grzybów. W „Morderstwach w Midsomer” dają one najpierw pretekst do zawiązania akcji, potem zaś używa się ich jako jednej z wielu możliwych trucizn – i tyle. W „Judaszowym dziecku” stają się czymś więcej. Spora część akcji powieści toczy się bowiem w upiornej cieplarni-grzybiarni, ukrytej we wnętrzu wielkiego i nieforemnego domu na odludziu. Dzieło szalonej grzybiarki wykorzysta morderca – autorka zaś wyraźnie sugeruje, że ów dziwaczny twór, nie przekraczający jednak granic prawdopodobieństwa, może mieć także sens symboliczny.

Wilgoć i stosowne pożywki pozwalają rozwijać się grzybniom rozmaitych gatunków. W korzeniach skarłowaciałych dębów wyrosłych w sztucznym świetle dojrzewają cenne trufle. Wszystkiego zaś pilnuje wygłodzony pies – Cerber. W infernalnej scenerii zaciera się granica między życiem a śmiercią, w złym i dobrym sensie – jedna z dziewczynek ocaleje dzięki sile uczucia, jakie połączyło ją z przyjaciółką. To właściwie figura zejścia do Hadesu. A skąd Judasz w tytule? Tego już dowiedzcie się sami. Dodam tylko, że „Judaszowe dziecko” to także historia o zdradzie i przebaczeniu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.