Zrobieni na zielono
neTTheatre

Zrobieni na zielono

Agata Diduszko-Zyglewska

Spektakl „U.F.O. Spotykacz” to kameralny projekt, spójna i dająca do myślenia wypowiedź na drażliwy temat, którym jesteśmy my, Ziemianie

Jeszcze 1 minuta czytania

Według Pawła Passiniego zgłębianie na serio kwestii ewentualnego spotkania z Obcym niesie ze sobą zbyt wiele drażliwych pytań, by wrzucać je do worka z napisem „teorie spiskowe” lub „New Age”. Pierwsze i najbardziej fundamentalne brzmiałoby: czym właściwie jest wspólnota ludzi na Ziemi i komu z nas my sami dalibyśmy mandat do reprezentowania ludzkości. Tym zagadnieniem Passini zajmuje się w swoim najnowszym, kameralnym spektaklu „U.F.O. Spotykacz”.

Tytułowi Spotykacze to przedstawiciele ludzkości wybrani do nawiązania kontaktu z Obcym. Znajdujemy ich w białym, pozbawionym widocznych drzwi sześcianie o ścianach i podłodze wyłożonej miękką tkaniną. To wnętrze zdaje się w oczywisty sposób nawiązywać do stereotypowej wizji „domu bez klamek”, a więc miejsca marginalnego, stygmatyzującego swoich mieszkańców. Pierwsza rozmowa bohaterów jest błaha, służy prezentacji typów ludzkich. Mamy tu więc: przebojową dziennikarkę lesbijkę (Małgorzata Klara), wzorową młodą matkę Polkę (Maria Dąbrowska) oraz sfrustrowanego mężczyznę, który szuka ucieczki przed zbyt skomplikowanym i osaczającym go światem współczesnym (Maciej Wyczański). Tłem do rozmowy jest film wyświetlany na ścianie za ich plecami, na którym zjeżdżają w dół windą, zapewne w drodze do pokoju-sześcianu. To zjeżdżanie obrazuje opuszczanie świata społecznego, a zatem redukcję masek – ról społecznych, które działają tylko wewnątrz sieci powiązań międzyludzkich. Wydaje się, że taka deprywacja jest koniecznym elementem jakiegoś rytuału oczyszczenia, który pozwoli Spotykaczom stanąć przed Obcym w roli „wzorcowych” istot ludzkich. Ich pierwszy, błahy dialog jest chwytaniem skrawków „zwyczajnej”, bezpiecznej rzeczywistości, do której bohaterowie jako Wybrańcy nie mają już dostępu.

Następna sekwencja spektaklu to przygotowania bohaterów do spotkania – sterowane przez tajemniczych nadzorców tego eksperymentu, których Spotykacze słyszą dzięki mikroportom. Bohaterowie muszą opowiadać swoje sny – co znowu nawiązuje do rytuałów przejścia. Sny powinny być w tych okolicznościach mistyczne i głębokie, ale są dziwnie bełkotliwe i klaustrofobiczne. Spotykacze ćwiczą także mozolnie język gestów, który ma być na tyle uniwersalny, by przekazał Obcemu wiedzę na temat podstawowej struktury ludzkiej społeczności. Gesty pokazują różnice między mężczyzną a kobietą, sposób rozmnażania ludzi, molekularną rodzinę. Jest też cały zestaw gestów powitalnych, sugerujących dobre zamiary i otwartość. Aktorzy są w tej scenie na żywo multiplikowani. Ich zwielokrotnione na ścianie postaci odtwarzają z pewnym opóźnieniem oryginalne gesty. Aktorzy strofują własne odbicia, korygują ich ruchy. Ten zabieg pozwala zwięźle przenieść mozół procesu wewnętrznego na zewnątrz. Spotkanie z samym sobą staje się namacalne.

„U.F.O. Spotykacz”, reż. Paweł Passini.
Teatr Współczesny w Szczecinie, premiera
22 maja 2009
Jednak kiedy podczas snu Spotykaczy do białego sześcianu trafia wreszcie Obcy (świetna Katarzyna Tadeusz), okazuje się, że wypracowany alfabet gestów jest narzędziem bezużytecznym. Obcy jest „klasycznie” zielony, ale tak naprawdę nie wiemy, czy jego ręka to ręka, noga to noga, a oko to oko, bo nie wykonuje żadnych ruchów, które byłyby analogiczne do działań ludzi. Ponieważ język wypracowany podczas przygotowań zdaje się nie działać, bezradni bohaterowie natychmiast zaczynają odtwarzać oswojone klisze i wpadają w koleiny typowych dla siebie zachowań. Próbują przykrawać Obcego do znanych sobie figur z ziemskiej rzeczywistości. Nie mogą pozwolić mu pozostać bezkształtnym. Muszą go zinterpretować. Matka Polka traktuje go jak bezbronne dziecko, zdominowany przez agresywną rzeczywistość mężczyzna próbuje go zdominować, a progresywna dziennikarka widzi w nim kolejną istotę (po istotach ludzkich), z którą nie umie nawiązać kontaktu. Eksperyment kończy się fiaskiem.

Passini, zastanawiając się nad możliwymi warunkami nawiązania kontaktu z Obcym, próbuje przeprowadzić swoich bohaterów przez klasyczny rytuał inicjacyjny, który od początku ludzkości ma nakreśloną podstawową strukturę i służy jako ścieżka, którą przechodzi się z jednego poziomu duchowej i społecznej rzeczywistości na inny. Jak wiadomo, skutki takiego rytuału są nieodwracalne. Nie ma powrotu do poprzedniego stanu umysłu. Bohaterowie Passiniego, obrazujący ludzi współczesnych, zrywają rytuał ze strachu przed jego konsekwencjami i w ostatniej chwili próbują desperacko wrócić do poprzedniego poziomu rzeczywistości. Tu chyba kryje się odpowiedź na pytanie o to, dlaczego się boimy i wobec tego ośmieszamy samą możliwość nawiązania kontaktu z Obcym absolutnym, czymś pozaziemskim. Według Passiniego przestaliśmy ufać starym rytuałom, wyrzuciliśmy stare uniwersalne klucze do rzeczywistości, która uległa potężnej zmianie, poszerzeniu, skomplikowaniu, a nowych kluczy nie mamy.

Wypowiedź Passiniego na temat kontaktu z Obcym można oczywiście przełożyć także na bardziej „lokalne” relacje – w nich także stare gesty wytarły się i utraciły moc. Powtórzę za reżyserem: kto wyznaczy nowe wzorce i rytuały, skoro klasyczne nie działają? Kto nas może reprezentować? Czy istnieje coś takiego jak wspólnota ludzi na Ziemi?