MIŁOSZA: Lis

Zofia Król

Poeta wysyła „martwego lisa”, tamtego dokładnie lisa z kamienistych jelniaków, aby zaświadczył przeciw językowi. Zaświadczył samym swoim istnieniem, że nie jest „lisem”. Czy to spór o uniwersalia?

Jeszcze 2 minuty czytania

Z otchłani [...]
niech wyjdzie martwy lis i zaświadczy przeciw językowi.

W mrówczanym świetle igliwia stojący sekundę przed chłopcem,
którego wezwano, żeby mówił o nim czterdzieści lat później.

Nie ogólny, pełnomocnik idei lisa w płaszczu podbitym
uniwersaliami.

Ale on, mieszkaniec kamienistych jelniaków niedaleko wioski
Żegary.
(„Na trąbach i na cytrze”)

rys. Joanna Halszka SokołowskaOkoło roku 1925 czternastoletni chłopiec w lesie niedaleko wsi Żegary spotyka lisa. W 1965 roku ten sam chłopiec, czterdzieści lat starszy, na innym kontynencie i w innym półwieczu pragnie opisać tamto zdarzenie. Ale chce opisać tamtego chłopca, nie „chłopca”, tamte kamieniste jelniaki, nie „las”, i jego, mieszkańca tych właśnie jelniaków, nie „lisa”. „Chłopiec”, „las”, „lis” – to słowa „podbite uniwersaliami”, pojęcia ogólne – zbiory wspólnych cech swoich desygnatów. Poeta szuka zaś czegoś dokładnie przeciwnego pojęciu ogólnemu – Słowa-Konkretu. Można zbliżyć się do konkretu, używając słów o mniejszej liczbie desygnatów, jak „kamieniste jelniaki” zamiast „las”; „cukrówka”, „sapieżanka”, „ulęgałka”, „bera” lub „bergamota” zamiast „gruszka” („Po ziemi naszej”); nazwa własna miejscowości („Żegary”) lub rzeki, zamiast ogólnego określenia miejsca. Wydaje się jednak, że to nie mniejsza liczba desygnatów ma tu zasadnicze znaczenie – chodzi przecież o to, żeby przedmiot, do którego się odnosimy, był dokładnie jeden – ale o plastyczność opisu, jaką się w ten sposób uzyskuje. Zbiór desygnatów „bergamoty” – mimo że mniejszy od zbioru „gruszek” – jest nadal bardzo duży, wyobraźnia czytelnika jednak, naprowadzona tym zawężeniem na tory konkretu, odnajdzie tym sposobem łatwiej tę-właśnie-bergamotę.

Miłosz chce uczynić ze swojego słowa coś w rodzaju pędzla malarskiego, pędzla, który miałby moc tworzenia obrazu bezpośrednio w wyobraźni czytelnika. Niestety nie zawsze się udaje uchwycić upragnioną realność:

Gdybym ja mógł weneckie kurtyzany
Opisać, jak w podwórzu witką drażnią pawia (...)
Tobym nie zwątpił. Z opornej materii
Co da się zebrać? Nic, najwyżej piękno.
(„Nie więcej”)

Najwyżej? Owszem – „piękno” jest przecież także tylko powszechnikiem, prawdziwe piękno tkwić może tylko w Konkrecie.

W 2011 roku w „Dwutygodniku” spróbujemy opowiedzieć świat – a dokładniej jego wybrane fragmenty – poprzez Miłosza, oraz Miłosza – poprzez świat.

W cyklu MIŁOSZEM, do którego zaprosimy eseistów, literaturoznawców, a także młodych poetów, prezentować będziemy wycinki świata czytane poprzez Miłosza, MIŁOSZEM właśnie.

W równoległym, przeplatającym się z tamtym cyklu – MIŁOSZA – spróbujemy natomiast – przeciwnie – pokazać poetę poprzez jego, MIŁOSZA, świat, świat szczegółu: tym razem wiewiórka, źdźbła trawy, lis będą naszymi przewodnikami. W mowie noblowskiej Miłosz przywołał jedną z ulubionych książek swojego dzieciństwa – „Cudowną podróż” Selmy Lagerlöf. Bohater powieści – Nils Holgersson – odlatuje z kluczem dzikich gęsi. Podróżuje wysoko nad ziemią, ogarnia ją z góry, ale zarazem widzi ją w każdym szczególe. Wedle Miłosza ta sytuacja może być metaforą powołania poety. Nie bez powodu jego ulubioną figurą poetycką stała się synekdocha – pars pro toto.

Poeta wysyła „martwego lisa”, tamtego dokładnie lisa, aby zaświadczył przeciw językowi. Zaświadczył samym swoim istnieniem, że nie jest „lisem”. Czy to spór o uniwersalia? Określenie to, rozumiane tradycyjnie, oznacza spór pomiędzy realistami pojęciowymi, którzy przyznawali powszechnikom odrębne istnienie, i nominalistami, którzy uważali, że powszechniki mogą służyć jedynie jako nazwy i jako takie są potrzebne, aby był możliwy język, natomiast nie istnieją w rzeczywistości. Kim miałby być Miłosz w takim sporze? W rozmowach z Aleksandrem Fiutem mówi: „jest koniowatość, jest koń”, ale zaraz dodaje: „nie mówię tego zanadto poważnie”. W poezji walczy przeciwko powszechnikom w języku, a więc nie jest realistą pojęciowym. Nominalistą więc? Także nie, nie chodzi mu przecież o to, że powszechniki to tylko nazwy, ale o to, że w ogóle nie nadają się do opisywania rzeczywistości. Określenie „spór o uniwersalia” nie do końca więc tu pasuje.

Z kim lub czym Miłosz prowadzi właściwie ów zaciekły spór? Z językiem, ze słowem. O zawężenie znaczenia. O konkretność słowa. To spór między poetą, który chce użyć języka, aby dotrzeć do rzeczywistości i językiem samym, który uparcie nie chce go przepuścić. Bronią języka będą między innymi uniwersalia, bronią zaś poety – Słowo-Konkret właśnie. Trudno mówić tu o ostatecznej wygranej i przegranej, wydaje się jednak, że poecie udaje się poskromić lubujący się w uniwersaliach język. Dotrzeć bezpośrednio do przedmiotu. W poezji Miłosza ten-właśnie-lis pokonuje w końcu „lisa”, a cukrówka „gruszkę”. Wygrywa nie „sroczość”, ale ta-właśnie-sroka, która skrzeczała w dębowym lesie, sroka o „sroczym sercu” i „włochatym nozdrzu nad dziobem” („Sroczość”).

Słowo-Konkret nie tylko nie niszczy indywidualności, odrębności, niepowtarzalności i jednorazowości rzeczy, ale ją podtrzymuje i umacnia. Miłoszowe mimesis polega na takim powtarzaniu rzeczywistości, które rejestrując ją dokładnie taką, jaka jest, składa jej najwspanialszy możliwy hołd. To rodzaj poetyckiej inwentaryzacji rzeczywistości. W poemacie „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” zamieszcza poeta „Reiestr spisania rzeczy ruchomich, w domą Opitolockim będących” spisany w 1587 roku przez Piotra Szuksztę, sędziego żmudzkiego. Przytacza ten i inne dokumenty zaświadczające istnienie tego, co już minęło – przedmiotów, miejsc, nazw, czy ludzi – z ogromnym upodobaniem. Co go właściwie fascynuje we wszelkich spisach, rejestrach i inwentaryzacjach? I – co chce osiągnąć przepisując je w całości i ze wszystkimi szczegółami do swoich utworów? Otóż Miłosz chciałby sporządzić rejestr rzeczywistości i zapisać każdy przedmiot, każdą chwilę i każde miejsce świata, tak jak Piotr Szukszta swoje „lyzki”, „misy”, „fliasze” i „ynsze rzeczy drobne”. Chciałby dokonać inwentaryzacji tak szczegółowej, że na jej podstawie byłoby możliwe odtworzenie gdzieś, kiedyś takiej samej rzeczywistości. A może tej samej. I tego samego lisa.

Zwraca się do poezji:

Ty, która jesteś zarysem nozdrzy nie urodzonego jeszcze konia,
Kształtem i barwą jabłka, które rozpadło się w pył [...]

Wytłumacz, co znaczy mówić „Ty”

Do rzeczy, które innej mowy nie mają prócz tego, że są,
I tam istnieją, gdzie ustaje czas [...]
(„Do poezji”)

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).