wiersze

Filip Wyszyński

Heathfield

Całą noc czytałem traktaty, połysk
był jak lustro. Teraz ogromna pustka
po ostatniej, skończonej rozmowie.
Bóg jest; we wszystkich innych kwestiach
są braki. Bezustannie rozrywałem

kopertę i potem zaklejałem śliną,
żeby się do ciebie zbliżyć.
Dałem się ponieść i pobiłem cię,
potem zgwałciłem. Myślałem, że tak można
robić miłość, zapomnieć się.
W przejściu między peronami było

tak cicho, a betonowe płyty były
takie szorstkie, jak suche gardło
albo wytarta skóra na łokciach.
Ściany zachowywały się jak wosk
przyłożony do ognia, kiedy to robiłem.
Wypełniłem wszystkie puste miejsca.


Słowo protestanta z Glasgow

Trzeci rok już mija, jak uczę młodych
odpowiedniej wymowy w języku obcym
i wieczorami robię coś na kształt
dziennika, przynajmniej tak to nazywam,

zawsze biorę do tego mocne papierosy
i nie mam odwagi usiąść do kolacji,
tylko sam się zamykam i słyszę
jak chłopcy tłuką kruche szyby z procy,

jest coraz trudniej, nie będę ukrywał,
i nie powiem już niczego, co bym
musiał tłumaczyć, znużyło mnie

to, lecz nie bardziej od tego jak
kiedyś przeglądałem kartki
i ktoś przybiegł i powiedział mi,
że moje dziecko napiło się wody

w jeziorze i nie łapie powietrza.
Dni nie mają imion, patrzę na
ciebie, który nie śpisz i pamiętam
te czasy, kiedy byłeś sobą

i ciągle zwracałem na ciebie uwagę.
Zbierano podpisy i nie zapisałem nas.
Byłeś tu za długo, teraz będę ja.


Nic w zamian

Potłuczony dzban i kurz na progu
jak środek owadobójczy roztarty
na goglach.
Wyłamałem kawałek drewna, a teraz

rzeźbię w nim paznokciami i brzytwą.
Czuję, że jesteś tu, święty psychiatro, pod
drzwiami i nasłuchujesz czy to ja tak idę.
Znajduję cynę w martwych rybach

i winie, w nim też; czerwony ślad, rzęsę
wbitą w piasek jak ząb w obolałe dziąsło,
kiedy opowiadam stany prenatalne.
Położyłem opłatek na talerzu,
tuż przed snem porozkładałem
połyskliwe, srebrne sztućce

i nazwałem je. Przy mnie siwa, opalona
głowa kogoś, jakby chłopca.
Poruszam ręką i zaraz słyszę odgłos
łamiącej się protezy z plastiku i drutu
jak uszczelnianie okien.
Przez chwilę naśladuję normalne życie.

Okoliczności wierszy

„Heathfield”

Chciałbym powiedzieć, że ten wiersz jest skutkiem przesiadywania nocą w lokalach i patrzenia na kobiety, które kochają innych, nie tych, co trzeba, ale nie do końca mogę tak powiedzieć. Samotność jest dużo głośniejsza.

„Słowo protestanta z Glasgow”


Próba wejścia na pierwszy plan, dosyć silnie się tutaj próbuje mówić, jest chęć na ostatnie słowo.

„Nic w zamian”

Rozkład i rozpad. Chyba o niczym nie zapomniałem.

Filip Wyszyński (rocznik 1992) – laureat konkursu „Połów”, jego wiersze zostały zamieszczone w antologii „Połów. Poetyckie debiuty” wydanej przez Biuro Literackie. Kiedyś trochę grał, teraz jakby mniej.