Michał Zygmunt,
„Lata walk ulicznych”

Błażej Warkocki

Bohater nowej powieści Michała Zygmunta jest gejem i jednocześnie supermężczyzną. Odmieniec, by przeżyć, musi wejść w pozycję dominatora. Przecież lepiej przejść na stronę tych, którzy dominują i nie zmieniać zasad. Jako kreacja artystyczna jest to wizja uwodząca, ale pozostawia niedosyt

Jeszcze 1 minuta czytania

Wiele współczesnych opowieści o Polsce to narracje dotyczące homoseksualizmu. Ale tak naprawdę są opowieściami o męskości, mocno zasadzającymi się na schemacie sadomasochistycznym. Z wersją świadomą i zniuansowaną takiej opowieści mieliśmy do czynienia w przypadku świetnej książki Tomasza Piątka „Wąż w kaplicy” (stylistyczne balansowanie między przyjaźnią i pożądaniem, zakochaniem się w polskości młodego chłopaka). Podobnie można czytać nawet Bronisława Wildsteina i jego „Dolinę nicości” – choć tu raczej broni się prawdziwej i hegemonicznej męskości. Michał Zygmunt w swojej drugiej powieści „Lata walk ulicznych” też idzie tą wytyczona ścieżką.

Michał Zygmunt, „Lata walk ulicznych”.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa,
336 stron w księgarniach od listopada 2010
Jej bohater nazywa się Marek Polak i jest chłopakiem na schwał. Jednak nie od razu. Najpierw jest milusińskim przedszkolakiem, który uczy się życia w kontakcie z demoniczną koleżanką Agnieszką Czamiłło. Już wtedy rozumie, jakie reguły obowiązują w grze zwanej życiem. Trzeba mieć władzę, a tę można zdobyć w różny sposób. Zawstydzanie i upokarzanie to jedna z metod. Potem Marek Polak zostanie wrażliwym gejem, a ślepa miłość doprowadzi go do granic zniszczenia i finansowej porażki. Nie tędy droga – musiał zakrzyknąć sobie w duchu.

Dzięki wstawiennictwu sił wyższych i rytuałowi przejścia nagle na jego koncie pojawia się długi, równiutki szereg szatańskich dziewiątek. Marek Polak zostaje bogatym neoliberalnym gejem o cynicznym oglądzie świata, w którym silni i słabi powiązani są sadomasochistycznym kontraktem. Polak jest silny i gnębi słabych. Takie było jego marzenie i ono się spełniło.

Oto w czasie studiów prawniczych „w czasach kryzysu gospodarczego”, podczas wykładu zauważa:

„Panująca w naszym kraju homofobia jest charakterystyczna dla społeczeństw wszystkich słabo rozwiniętych państw o rolnej dominancie gospodarczej – mówię śmiało w szesnastej minucie wykładu z prawa rodzinnego, a sala pełna durnych pizd wlokących się co roku na pielgrzymki, o oczach zarośniętych szklanymi błonami okularów o miliardach dioptrii dodatnich oraz pięknisiów w garniturkach, którzy wkrótce przejmą kancelarie prawne swoich ojców, przerywa zapisywanie wykładu szeregiem równych literek i wydaje z siebie zbiorowy pomruk niezadowolenia”.

Jak widać Marek Polak, wykładając na temat homofobii (a zatem uprzedzeń), sam jednocześnie patrzy przez mizoginiczno-homofobiczne okulary. Widzi „pizdy” i „pięknisiów” (czyli – z jego punktu widzenia – właściwie „cioty”). Tu kryje się jeden z dziwniejszych i bardziej skomplikowanych miejsc tej powieści: język agresji, dominacji, upokorzenia. To oczywiście zaplanowane, ale można odnieść wrażenie, że autor nie zapanował nad tym żywiołem, zamieniając powieść w wirówkę sadyzmu. Jest rzeczą bardzo znamienną, że empatia pojawia się tu tylko raz – kiedy nieletni Marek Polak mówi o sobie samym. Bohater po prostu potrafi współczuć jedynie sobie.

Schemat sadomasochistyczny „Lat walk ulicznych” wręcz bulgocze. Bo koniec końców jest on podstawą całego świata przedstawionego. Po prostu lepiej przejść na stronę tych, którzy dominują i nie zmieniać zasad. Jako kreacja artystyczna jest to wizja uwodząca, ale pozostawiająca pewien niedosyt. Chciałoby się dojrzeć tu jednak jakieś prześwity. A tych ewidentnie brak. Odmieniec, by przeżyć, musi wejść w pozycję dominatora.

Jacek Kochanowski napisał kiedyś tekst „Czy gej może być mężczyzną?” – i po butlerowsku odpowiadał: nie, bo gej zakłóca homospołeczny pejzaż symboliczny. W świetle powieści Michała Zygmunta to wcale nie jest oczywiste. Gej Marek Polak jest supermężczyzną, übermannem. Nawet wtedy, gdy walczy z homofobią.

Można powiedzieć, że Michał Zygmunt przez słynną próbę drugiej powieści przeszedł bez większych przeszkód. Ale jasne jest też, że naprawdę dobrą książkę ma jeszcze przed sobą.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.