„Jak zostać królem”,
reż. Tom Hooper

Kalina Cyz

„King’s Speech” jest genialny z bardzo banalnego powodu – pokazuje, iż wobec pewnych problemów i ułomności wszyscy jesteśmy równi. Król się jąka, pisarz w wyniku udaru zapada na afazję, polityk sepleni, a dziennikarz nie mówi poprawnie głoski „r”

Jeszcze 1 minuta czytania

moim pacjentom


Biorąc pod uwagę wszystko, co składa się na wybitny film, to „King’s Speech” Toma Hoopera można nazwać zaledwie dobrym. Historia Europy z Hitlerem, Stalinem i Churchillem w tle, wzorowa miłość małżeńska na tle ryzykownego romansu z rozwódką, „czarna owca” w rodzinie królewskiej, zwariowany terapeuta i jąkała. Ot, co… Historia kina zna dużo lepsze filmy historyczne, o miłości też powiedziano już (prawie) wszystko, nie mówiąc o różnych chorobach.

Ale wbrew temu to jest jednak film wybitny. Wybitny jest Colin Firth, któremu udaje się tak zagrać niepłynność mowy zwaną jąkaniem, że oglądający też wstrzymują oddech, nie radzą sobie z nagłą dusznością i poceniem dłoni. Doskonałe jest jego neurowegetatywne zaburzenie tempa i rytmu mówienia. Genialna gra napięciami mięśni i misternie przygotowana dyskoordynacja czynności aparatu mowy; dalej logofobia, nerwica i szereg frustracji o charakterze dalece głębszym niż komunikacyjny.

„Jak zostać królem”, reż. Tom Hooper.
Wielka Bryt 2010, w kinach od 28 stycznia 2011
„Jak zostać królem” jest filmem wybitnym, bo nie jest filmem historycznym – jest to zdecydowanie film o jednej z najtrudniejszych w diagnozie i terapii wadzie wymowy. O problemie, który dotyka zazwyczaj dzieci już w wieku przedszkolnym i ma swe podłoże zarówno natury fizycznej, jak i czysto psychicznej. O problemie, do zaakceptowania którego wciąż nie jesteśmy (tak jak nie byliśmy w latach 30. XX wieku, kiedy dzieje się akcja filmu) odpowiednio edukowani. Jąkanie jest bowiem zjawiskiem bardzo złożonym. „To, co nas scala to pamięć i mowa” – pisał Antoni Libera we wstępie do książki Sławomira Mrożka „Baltazar. Autobiografia”. Wszelkie zaburzenia mówienia są zaburzeniami prawidłowego funkcjonowania człowieka. W świecie wykreowanym przez masowe media czujemy to jeszcze dotkliwiej – bowiem nawet nie to, co myślimy, jest dziś ważne, tylko to, jak to MÓWIMY.

Znawcy kina powiedzą, że to film z tezą i że to banalne. Ale „Jak zostać królem” jest genialny właśnie z tego bardzo banalnego powodu – pokazuje, iż wobec pewnych problemów i ułomności wszyscy jesteśmy równi. Król się jąka, pisarz w wyniku udaru zapada na afazję, polityk sepleni, a dziennikarz nie mówi poprawnie głoski „r”.

To świetny film dla rodziców i nauczycieli – przestroga dla tych wszystkich, którzy dzieci traktują jak projekty. W swojej praktyce logopedycznej spotkałam takie dzieci i takich rodziców. Znam też niestety to spojrzenie Księcia Yorku przed przemówieniem otwierającym film. Problem w tym, że współcześnie obserwujemy zalew dysfunkcji i wad rozwojowych – w tym wad mówienia, pisania, czytania i liczenia – u dzieci. Jasne, że można to tłumaczyć „okolicznościami zewnętrznymi”, ale takie filmy jak „King’s Speech” bardzo dotkliwie pokazują, że nie można się wyleczyć, nie znając prawdziwych przyczyn choroby. To wreszcie piękny hołd dla terapeutów mowy.

Całości dopełnia błyskotliwa postać logopedy właśnie (świetny Geoffrey Rush) – choć podobno bez kompetencji, ale ze świetnymi wynikami, i muzyka (m.in. uwertura do „Wesela Figara” Mozarta wykorzystana jako element metody terapii zwanej „maskowaniem”), choć momentami nieco hEROICznA.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.