MIŁOSZA: Ziarno

Zofia Król

Ziarno leży w tym-właśnie-miejscu. Wszystkie wgłębienia powierzchni. Przechodzące z jednego w drugi odcienie żółtego. Zapach kurzu. Wyschniętej trawy. Położenie względem grudki ziemi i gramolącej się biedronki. To nie do opisania. Jak Miłosz rozumie pojęcie apokatastasis?

Jeszcze 2 minuty czytania


Jan Błoński zwraca uwagę, że tytuł pierwszego powojennego tomu Miłosza „Ocalenie”, który bywa zazwyczaj rozumiany jako „ocalenie z zagłady”, musiał mieć już wtedy dla poety głębsze znaczenie. „Ocalanie” może być rozumiane jako rola poezji i sztuki w zachowywaniu wydarzeń i rzeczy w pamięci zbiorowości. Poetyckie ocalanie polega jednak także – u Miłosza przede wszystkim – na pokonywaniu nihilizującego działania czasu, przeciwdziałaniu zasadom przemijania za pomocą poetyckiej inwentaryzacji rzeczywistości aż do najmniejszych jej szczegółów. Bowiem „żadna, najkrótsza chwila nie przemija i [...] łudzi nas nihilizująca pamięć” („Ziemia Ulro”). Zasada „non omnis moriar” nabiera tu nowego sensu.

Należę jednak do tych, którzy wierzą w apokatastasis.
Słowo to przyobiecuje ruch odwrotny,
Nie ten, co zastygł w katastasis,
I pojawia się w Aktach Apostolskich, 3, 21.

Znaczy: przywrócenie. Tak wierzyli święty Grzegorz z Nyssy,
Johannes Scotus Eriugena, Ruysbroeck i William Blake.

Każda rzecz ma więc dla mnie podwójne trwanie.
I w czasie, i kiedy czasu już nie będzie.
(…)

Nagle umilknie warsztat demiurga. Nie do wyobrażenia cisza.
I forma pojedynczego ziarna powróci w chwale.
Sądzony byłem za rozpacz, bo nie mogłem tego zrozumieć.

(„Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”)

rys. Joanna Halszka SokołowskaPowróci w chwale „forma pojedynczego ziarna”, „pojedynczego”, czyli tego-właśnie-ziarna, każdego tego-właśnie-ziarna, wszystkich tych-właśnie-ziaren, jakie istniały i istnieją, a potem także tych, które będą istniały. To trudny do ogarnięcia poziom szczegółowości. Bo – cóż to za ziarno? To-właśnie. W tym-właśnie-momencie – poranek majowy 1215 roku. Ale to nie wystarczy, na poranek składa się przecież wiele momentów, niech będzie więc godzina 7:39, 17 sekund. To także nie wystarczy, ale umysł nie umie ogarnąć chwili wiele krótszej niż sekunda, która przecież może być dzielona w nieskończoność. Ziarno leży pod stodołą. W tym-właśnie-miejscu. Kształt – wszystkie najdrobniejsze wypustki i wgłębienia powierzchni. Barwa – przechodzące z jednego w drugi odcienie żółtego. Zapach – kurzu, wyschniętej trawy. Sprężystość, miękkość, smak, dokładne położenie względem źdźbła trawy, grudki ziemi i biedronki gramolącej się na patyczek wbity obok w ziemię. To nie do opisania.

Jak Miłosz rozumie pojęcie apokatastasis?

Oto jedyne zdanie Biblii, w którym pada owo greckie słowo (z gr. przywrócenie, odczynienie, odnowienie): „[...] Jezus, którego niebo musi zatrzymać aż do czasu odnowienia wszystkich rzeczy” (Dz Ap 3, 21). Teologia katolicka – głównie ze względu na dogmat o wieczności mąk piekielnych – nie przyjmuje jednak apokatastasis (mimo nauki św. Pawła, że łaska jest potężniejsza niż upadek). W filozofii, poza wymienionymi przez Miłosza, zasadę apokatastazy przyjmowali także między innymi stoicy, neoplatonicy, gnostycy chrześcijańscy, Klemens Aleksandryjski, a po Orygenesie – który najbardziej rozbudował to pojęcie – niektórzy pisarze Kościoła wschodniego, w XX wieku także niektórzy teologowie protestanccy. To bardzo złożone zagadnienie w obrębie każdej nauki ma nieco inne znaczenie, i trudno tu je szczegółowo analizować. Zwłaszcza, że Miłosz przyjął tylko niektóre aspekty apokatastazy, zupełnie pomijając inne.

W 2011 roku w „Dwutygodniku” spróbujemy opowiedzieć świat – a dokładniej jego wybrane fragmenty – poprzez Miłosza, oraz Miłosza – poprzez świat.

W cyklu MIŁOSZEM, do którego zaprosimy eseistów, literaturoznawców, a także młodych poetów, prezentować będziemy wycinki świata czytane poprzez Miłosza, MIŁOSZEM właśnie.

W równoległym, przeplatającym się z tamtym cyklu – MIŁOSZA – spróbujemy natomiast – przeciwnie – pokazać poetę poprzez jego, MIŁOSZA, świat, świat szczegółu: tym razem wiewiórka, źdźbła trawy, lis będą naszymi przewodnikami. W mowie noblowskiej Miłosz przywołał jedną z ulubionych książek swojego dzieciństwa – „Cudowną podróż” Selmy Lagerlöf. Bohater powieści – Nils Holgersson – odlatuje z kluczem dzikich gęsi. Podróżuje wysoko nad ziemią, ogarnia ją z góry, ale zarazem widzi ją w każdym szczególe. Wedle Miłosza ta sytuacja może być metaforą powołania poety. Nie bez powodu jego ulubioną figurą poetycką stała się synekdocha – pars pro toto.

Najogólniej mówiąc, rozróżnia się w teologii apokatastazę kosmiczno-materialną, która zakłada odnowienie się świata materialnego, i osobową, która dotyczy zbawienia tylko istot rozumnych, ale wszystkich istot rozumnych, czego właśnie teologia katolicka zaakceptować nie może. Jeżeli mielibyśmy poruszać się w obrębie tego podziału, to Miłosz oczywiście ma na myśli apokatastazę kosmiczno-materialną.

Miłosz upomnieć chciałby się o każde to-właśnie-ziarno, o każdą ziemską chwilę. Zapytuje: „Jaki rodzaj bytu ma na przykład wschód słońca gdzieś nad Morzem Śródziemnym w pewien poranek majowy roku, dajmy na to, 1215, jak też kwiaty, które wtedy się otwierały, przelatująca mewa, ramię kobiety czerpiącej wodę ze studni” („Piasek w klepsydrze”)? Apokatastaza kosmiczno-materialna to za mało. Bowiem u Miłosza, „kiedy czasu już nie będzie”, przywrócone zostanie nie tylko Morze Śródziemne, kwiaty na jego brzegu, mewa i kobieta; ale Morze Śródziemne w tamten poranek, połyskujące w promieniach tamtego majowego słońca, jego kolor, kształt fal o poranku; kwiaty, wraz z układem płatków, ich cieniem, bladą zielenią listków; mewa, jej krzyk i jego brzmienie na tle huku fal; ramię kobiety, mięśnie napięte w wysiłku, jej odbicie na dnie studni. Chce, aby ów poranek majowy trwał w pełni. Aby trwała każda najmniejsza chwila i każde stworzenie w tej właśnie chwili. Jak „klatki ogromnej taśmy” („Dla Heraklita. Wstęp”). Niewiele ma ta koncepcja wspólnego z teorią apokatastasis Grzegorza z Nyssy, Orygenesa i Eriugeny, które, choć różnią się od siebie, wszystkie zakładają głównie apokatastazę osobową, powszechne zbawienie, odnowienie świata, przywrócenie stanu sprzed grzechu pierworodnego. Miłosz zresztą jest w pełni świadom tej odrębności i drobnego nadużycia, jakie popełnia używając tego samego greckiego słowa.

Czy – jak chcą niektórzy badacze – apokatastaza Miłosza jest tylko koniecznością psychologiczną? Byłaby wtedy odpowiedzią na – jeszcze inaczej, psychologicznie właśnie – sformułowane pytanie o przemijanie: „Cóż mają począć ludzie, dla których niebo i ziemia jest za mało i nie mogą żyć, jeżeli nie oczekują innego nieba i innej ziemi?” („Ziemia Ulro”). Nie mogłaby wtedy jednak być odpowiedzią na pytanie o rodzaj bytu, jaki ma dana chwila. Miłosz ma na myśli nie tylko konieczność psychologiczną przywrócenia wszystkich chwil, ale i konieczność najwyższą – ontologiczną. Apokatastaza nie ma być tylko pocieszeniem, obietnicą, że przemijanie ma swój kres, ale stwierdzeniem realnego i pewnego faktu – istnieje „ogród niezmienny po drugiej stronie czasu” („Powrót”).

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).