Ze śmiercią im do twarzy

Anna Wachowiak

Podobieństwo losów duńskiego księcia i jego świty nieszczęśliwców ze spektaklu „H.” Klaty do marnych egzystencji Kantorowskich postaci zadziwia

Jeszcze 1 minuta czytania

Tym razem Klata i Szekspir, i ciągle Kantor. Sąsiedztwo niewygodne, demaskujące, bezwzględne – i ostateczne. Bo jeśli decyduję się napisać kilka zdań o „wczesnym” Klacie w skojarzeniu z dziełami Mistrza, to znaczy, że głos Klaty w sprawie „Hamleta” nie jest głosem bez znaczenia.

Cricoteka kontynuuje misję ocalania nagrań spektakli Tadeusza Kantora i udostępniania ich szerokiej publiczności. Tym razem mam w ręku dwa kolejne zapisy filmowe Stanisława Zajączkowskiego: „Wielopole, Wielopole” (1984) i „Niech sczezną artyści” (1986). A Narodowy Instytut Audiowizualny pokazuje drugą odsłonę „Polskiego Szekspira Współczesnego” pod postacią „H.” w reżyserii Jana Klaty wg „Hamleta” Szekspira (premiera – pod szyldem Teatru Wybrzeże – w Stoczni Gdańskiej w 2004 roku).

Nie sposób nie zauważyć, że dzieciństwo Hamleta Klaty na korytarzach i tarasach Elsynoru, zapewne z dala od Wielopola, oraz agonia trupy Kantora na byle jak zbitym drewnianym podeście – nie są doświadczeniami, które ukształtowały bohaterów krańcowo od siebie różnych. Bo podobieństwo losów duńskiego księcia i jego świty nieszczęśliwców ze spektaklu Klaty do marnych egzystencji „czeznących” postaci Kantorowskich zadziwia, uderza i prowokuje refleksję szerszą niż kontekst tych trzech publikacji, szerszą niż teatr w ogóle.

„Wielopole, Wielopole”, reż. Tadeusz Kantor (Cricoteka, 2009)Postaciami centralnymi „H.” są Hamlet (Marcin Czarnik) i Horacjo (Cezary Rybiński) i mimo że ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: Klata wyważa drzwi otwarte – bo interpretacja postaci Horacja jako Merkucja, który nie zginął tragicznie i którego własna nadświadomość dzień po dniu bardziej separuje od dworu, a przede wszystkim od rzeczywistości i spraw doczesnych, jest powszechnie znana – to Klata nie idzie po najmniejszej linii oporu. W zaniedbanych przestrzeniach Stoczni, w przemysłowym basenie, w klitce, gdzie stoczniowcy z czasów Sierpnia porzucili gadżety ancien-regime’u, odnajdujemy ślady klątwy, która doprowadzi państwo Klaudiusza (Grzegorz Gzyl) i Gertrudy (Joanna Bogacka) do upadku. Tylko Horacjo spodziewa się najgorszego i w pokorze czeka na wykonanie wyroku.

„Niech szczezną artyści” reż. Tadeusz Kantor (Cricoteka, 2009)"Wielopole, Wielopole" reż. Tadeusz Kantor (Cricoteka, 2009)Kantorowsko-schulzowskie Wielopole i czyściec „czeznących” artystów owiane są podobną aurą. Przygotowanie do złożenia do grobu, opis obyczajów pośmiertnych, cała ta pompa funebris à rebours ćwiczona jest w nieskończoność na fantomach ludzkich, które dobrze znamy, bo to przecież ciotki, wujkowie, rodzice, sąsiedzi niegdysiejszego Ja – gdy miało ono 6 lat. W finale „Niech sczezną artyści” Anioł Śmierci powiewa czarnym sztandarem – niczym Wolność wiodąca lud na barykady. Jednak co nas czeka po mękach życia, dojrzewania do śmierci? Okres panowania prostaka Fortynbrasa? Ponowne zatoczenie koła i odgrywanie rewii życia w ubogim składzie przycmentarnym?

„H.” Klaty broni się wspaniałymi po wielekroć aktorami (do wymienionych należałoby dodać jeszcze Martę Kalmus w roli Ofelii), przestrzeniami, które znaczą, i bardzo pokornym, wręcz akademickim – jak nie u Klaty – czytaniem tekstu dramatu. „Niech sczezną artyści” i „Wielopole, Wielopole” angażują widza swoim imaginarium – Kantorowskim, niepowtarzalnym, ale jednak naszym. A refleksja szersza niż teatr jest tak oczywista, że aż banalna: „no se puede vivir sin amar” – jak lata temu, w pewnym przedstawieniu, mówił śp. Marek Walczewski…

80



Fragment spektaklu „H.” w reż. Jana Klaty (premiera w Teatrze Wybrzeże, 2004) został zarejestrowany i wydany przez Narodowy Instytut Audiowizualny w albumie DVD w serii „Polski Szekspir Współczesny”.