Michael Longley, „Od kwietnia do kwietnia”

Zofia Król

Niektórych z pewnością konieczność wielokrotnego, wysilonego czytania zniechęci. Tymczasem może warto, bo „od kwietnia do kwietnia” rozciągają się tu poetyckie domy, prywatne i intymne światy, wypełnione przedmiotami i zwierzętami

Jeszcze 2 minuty czytania

Z zamieszczonego na końcu tomu życiorysu autora dowiadujemy się, że Michael Longley ma brata bliźniaka, Petera. „Dzielę jej ciało / Z ciałem mojego brata, w koszyku są dwie czaszki” – napisze poeta w wierszu „Rentgen”. Bliźniaki są zjawiskiem dziwacznym i fascynującym – wiedzą o tym zarówno marzące o takim rodzeństwie dzieci, jak i artyści, czego dowodem ilość opowieści, których bohaterami są bliźnięta (Apollo i Artemida, Dioskurowie, Jacek i Placek, „Slapstick” Vonneguta, „Ocean morze” Baricco, „Ania z Zielonego wzgórza”, „Gwiezdne wojny” itp.). Tym dziwniejsze – choć próbujemy się przed tą błahą myślą bronić – uczucie powstaje na myśl o bracie bliźniaku poety, nawet jeśli ten – jak w przypadku Longleyów – jest emerytowanym inżynierem okrętowym. A to dlatego, że jedno z najważniejszych zadań poezji – jeśli mogę tu wysunąć tak stanowczą tezę – stanowi obrona przed myślą o powtarzalności, niezróżnicowaniu, jednolitości świata. Tej myśli, zdawałoby się, bliźniactwo i wszelkie inne nieuchronne podobieństwo przeczy.

Michael Longley, „Od kwietnia do kwietnia”.
Tłum. Piotr Sommer, Bohdan Zadura, Biuro Literackie,
Wrocław, 106 stron, w księgarniach od marca 2011
Jeśli jednak – porzuciwszy niemądrą myśl – przeniesiemy się z powrotem ku początkowi tomiku „Od kwietnia do kwietnia”, szybko się przekonamy, że poezja Michaela Longleya nie tylko od owego zadania się nie uchyla, ale że wypełnia je nader gorliwie. Chwile, przestrzenie, poczucia, uczucia zarysowane są tak subtelną linią słów – a dzięki tłumaczeniom Piotra Sommera i Bohdana Zadury polski czytelnik niewiele z tej subtelności traci – że czytający nieraz kilka razy musi przebiec wzrokiem kolejne wersy, żeby jego wyobraźnia odtworzyła obraz, a słowa wskoczyły w odpowiednie, choć nigdy nie jedyne, tory sensów. Niektórych z pewnością konieczność wielokrotnego, wysilonego czytania zniechęci. Tymczasem może warto, bo „od kwietnia do kwietnia” rozciągają się tu poetyckie domy („Wyspa”, „Miasto widmo”, „Księżycowe ciasteczka”), prywatne i intymne światy, wypełnione przedmiotami i zwierzętami – i jeśli do jakiegoś polskiego poety te światy (pozornego?) „apollińskiego wyciszenia” (określenie Jerzego Jarniewicza) można odnieść, to do Zbigniewa Herberta. Ale na tematach mitologicznych – obecnych zwłaszcza we wczesnych tomach Longleya – i wspólnym rytmie nastrojów, wyciszeń i rozbudzeń podobieństwa między poetami się kończą.

Michael Longley – wraz z Brianem Pattenem – będzie gościem festiwalu Port Wrocław. Sobota, 9 kwietnia, godz. 18.00.

Podstawowym narzędziem różnicowania rzeczywistości staje się tu – wymienianie. W tym duchu w najbardziej znanym polskim tekście o Longleyu pisał Jarniewicz o wierszu „Lodziarz”, który był już zresztą – jak wiele wierszy z „Od kwietnia do kwietnia”, poza pojedynczymi wyjątkami i utworami z ostatnich dwóch tomów: „Weather In Japan” (2000) oraz „Snow Water” (2004) – opublikowany w wydanym w 1998 roku w Legnicy tomie „Lodziarz z Lisburn Road”. „A ja ci nazwałem po imieniu wszystkie kwiaty polne / Jakie widziałem w Burren jednego dnia: tymianek, / Kozłek, krwawnica, tawuła, listera, wrzos / Jaskier, bodziszek, dzięgiel, lebiodka, dębik, / Firletka, trybula leśna, rosiczka, szałwia, wyka, / Gwiazdnica, przytulia, krwawnik, powój, kurzyślad”.

Wymienianie to – znów – czynność ulubiona zarówno przez dzieci, jak i poetów. Nazywanie elementów rzeczywistości po kolei, szczegół po szczególe, punkt po punkcie, pozwala obcować ze światem na najprostszym, ale i najbardziej pierwotnym poziomie. Umożliwia także powrót do używania języka jako narzędzia precyzyjnego opisu, do słów bezpośrednio wskazujących na rzeczy, zamiast je przysłaniać.

U Longleya metodą zbliżenia się do doświadczenia świata, i zarazem metodą różnicowania możliwych wersji tego doświadczenia, jest także obecność zwierząt – i niekiedy roślin właśnie – które pojawiają się w wielu wierszach, niekoniecznie jako ich temat, ale jako świadkowie wydarzeń, zmieniające obraz całości istotne punkty odniesienia. „Kret” kopie grób; „larum krzykliwych łabędzi” i wydra są świadkami „Bezsenności”; „krzykliwe łabędzie” pojawią się także w „Meteorycie”, tu wymienianie zostaje zastąpione przez zliczanie, jednego po drugim, i ma podobną funkcję; „goryczka wiosenna” w górach staje się punktem kulminacyjnym wiersza i świadkiem relacji dwojga ludzi („Przy Poll Salach”); osobny wiersz poeta poświęca „zaszlachtowanym na polu bitwy koniom”; a wylane na wietrze „Kolory podstawowe” z palety malarki zostają – umbra palona dla „górskiego zająca” i ultramaryna dla „wydry”. Dzięki obecności niemych świadków nawet wspomnienia nabierają obiektywnej mocy: „Co brodziec wie o rzece, która zmienia bieg, / O suchym korycie, gdzie składa jaja, które kiedyś / Należało do wydry, do czapli i ważek, i do nas też, / Gdzie z ramion i łydek zrobiliśmy kataraktę?” („Brodziec”). Wbrew pozorom – jeśli odpowiedzieć na zawarte w tych wersach pytanie w duchu poezji ich autora – Brodziec bardzo wiele „wie”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).