R.U.T.A., „GORE –
Pieśni buntu i niedoli XV-XX w.”

Joanna Halszka Sokołowska

Artyści R.U.T.A. nazywają siebie Ruchem Utopii, Transcendencji, Anarchii lub Reakcyjną Unią Terrorystyczno Artystowską. W muzycznej walce formułują „odpowiedź na to, co dzieje się w Polsce i na świecie”

Jeszcze 1 minuta czytania

W warstwie muzycznej nie jest to wydarzenie, które komentuje rzeczywistość w nie odkrytym jeszcze wymiarze. Komentarz odbywa się w rejonach znanych. Nie będzie więc ciekawostką dla kogoś, kto lubi mieć do czynienia z tym, czego do końca nie rozumie; co stanowi wyzwanie, nowość. Co zadziwia konstrukcją, czy nieznanym brzmieniem. I chyba nie miała to być wcale nowa jakość.

Chodzi tu raczej o odnalezienie aktualności w starym materiale kulturowym: w nieznanych nam powszechnie „tekstach chłopów buntujących się wobec ucisku ustroju feudalnego”. W prostym podobieństwie kultur zaangażowanego krzyku. Na tym kończy się aspiracja.

R.U.T.A., „GORE – Pieśni buntu i niedoli XV-XX w.”.
1 CD, Karrot Komando 2011.
Jak przystało na (m.in.) okołopunkowe towarzystwo, jest to muzyka zaangażowana. Na załączonych stronicach płyty, obok rycin przywołana jest historia: opis stosunków polskiej ludności z „panami”, z Kościołem. Analizę tę wspierają nazwiska takich filozofów jak Tischner, Marks, Hegel. Artyści R.U.T.A. nazywają siebie Ruchem Utopii, Transcendencji, Anarchii lub Reakcyjną Unią Terrorystyczno Artystowską. W muzycznej walce formułują „odpowiedź na to, co dzieje się w Polsce i na świecie”.

Jeśli materiał zespołu R.U.T.A. potraktujemy w ten sposób, zobaczymy, że jest stworzony dla słów, dla kontekstu. Krwawe treści przekładają się na aranżacje wprost. Słowa wykrzykiwane rytmicznie, bez nadmiaru melodii, ustanawiają charakter muzyki. A muzyka słowa wzmacnia. Dlatego wiemy, że mamy do czynienia albo z nawołującymi do walki przewodnikami buntu, albo ze skandującymi (jak na wiecu lub podczas wojennego marszu) buntownikami. To oni wyznaczają puls. A jeśli w ten puls wejdziemy, poczujemy chłopskiego „ducha czasów”. To prosty przekaz emocjonalny, co chwilę podkreślany szybkim tempem. Bazą są tu rytmy.

Idealnym uczestnikiem koncertu „Pieśni buntu i niedoli”, byłby więc ten, kto przestanie się zastanawiać. Na przykład nad tym, jaka muzyka jest „dobra”. Odbiorca powinien oddać się transowi i brzmieniu, mieć nastawienie bardziej taneczne, niż intelektualne. Dopiero wtedy poczuje znaczenie tekstu; emocje, z jakich buntownicza treść się wywodzi. Wtedy powinno zadziałać – zwłaszcza w głosie Spiętego (czytającego „Lament chłopski”), który do przenikającej trzewia powagi swych słów już nas przyzwyczaił. Reszty utworów, jako odrębnych, być może nie zapamiętamy. Raczej pojedyncze motywy muzyczne. Punkowego ducha na akustycznych, folkowych barwach (założenie, że tam gdzie najlepiej sprawdziłaby się gitara, gitary być nie może). Szczerość energii.

Płyta ta jest więc raczej muzyczną pracą antropologiczną (raczej na tym polega jej wyjątkowość). Uaktualnioną punkowymi motywami i nowoczesną produkcją. Odkrywa zawsze atrakcyjną energię, emocje; siłę współbrzmiących strun: smyków i głosów, transowo-folkowego brzmienia bębnów. Siłę odegraną z należytą przestrzenią.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.