ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA:
„Gdy nadejdzie dzień twojej śmierci...”

Tomasz Fiałkowski

Wenecję od Sycylii dzieli dystans nie tylko geograficzny, nawet dialekty, którymi się tam mówi, są niemal osobnymi językami

Jeszcze 1 minuta czytania

Lubię Donnę Leon, lubię Andreę Camilleriego i lubię oficynę Noir sur Blanc za to, że konsekwentnie wydaje ich powieści. Amerykanka o hiszpańskich korzeniach i Sycylijczyk portretują współczesne Włochy: Donna Leon z perspektywy Wenecji, w której od wielu lat mieszka, Camilleri z perspektywy rodzinnej wyspy. Debiutowali jako autorzy kryminałów prawie równocześnie, w pierwszej połowie lat 90., choć Donna Leon jest o dwie dekady młodsza od osiemdziesięciopięcioletniego dziś Camilleriego.

Wenecję od Sycylii dzieli dystans nie tylko geograficzny, nawet dialekty, którymi się tam mówi, są niemal osobnymi językami. Obraz państwa włoskiego, jaki u obojga autorów znajdziemy, ma jednak wiele wspólnego. Wszechobecna korupcja, mafijne układy, kryminogenny splot tego, co publiczne, z tym, co prywatne. U Donny Leon mocny jest też wątek antyklerykalny: Kościół katolicki to u niej organizacja niemal równie groźna jak mafia. No i w jej kryminałach pojawia się przybysz z Sycylii – przełożony głównego bohatera, vice-questore Patta, antypatyczny i głupi bufon, który wszystko poświęci dla kariery.

I jeszcze jedno podobieństwo: zarówno dla komisarza Guida Brunettiego (Leon), jak i dla komisarza Salva Montalbano (Camilleri) niezwykle ważnym punktem dnia są posiłki. Z opisów dań przyrządzanych przez Paolę Brunetti bądź podawanych w rozmaitych knajpkach, których bywalcami są obaj komisarze, można by ułożyć sporą książkę. Łączyłaby ona harmonijnie elementy kuchni weneckiej i sycylijskiej...

A różnice? Pomijam fakt podstawowy: Camilleri urodził się i wychował na Sycylii, Donna Leon to wenecjanka z wyboru, która społeczność miasta na lagunie obserwuje i opisuje – mimo wszystko – z zewnątrz. Podczas lektury „Papierowego księżyca”, kolejnej u nas książki Sycylijczyka, uderzyło mnie jednak co innego: różnica w hierarchizowaniu motywów zbrodni.

U Donny Leon zbrodnia ma z reguły źródła strukturalne, jest objawem choroby toczącej społeczeństwo (także społeczność międzynarodową) bądź patologii instytucji. W „Papierowym księżycu” życie społeczne również jest chore: mafia działa niemal oficjalnie, ważni politycy korzystają z jej wsparcia. W dodatku w chwilach kryzysu pokrzepiają się twardymi narkotykami, choć na scenie publicznej grają niezłomnych moralistów. Kilku z nich słono za to zapłaci, bo „towar”, który im dostarczono, został dość nieszczęśliwie podfałszowany.

Opinia nie pozna okoliczności ich śmierci, odejdą jako szanowani obywatele. Ale niespodziewane zgony senatora Nicotry i posła Di Cristoforo nie są głównym tematem powieści. Zabójstwo zaś, którego tajemnicę wyjaśnia Montalbano, mimo pozorów nie było z nimi związane. Jego motywem okaże się – jakież to tradycyjne! – miłość. Miłość namiętna i szalona, a przy tym kazirodcza.

Więcej szczegółów nie będzie, i tak zbyt dużo ich zdradziłem. Pozostaje wytłumaczyć się z tytułu. „Gdy nadejdzie dzień twojej śmierci...” – to niedokończone zdanie zaczęło natrętnie powracać w porannych rozmyślaniach Montalbana i sprawiło, że komisarz używa teraz budzika. Wcześniej sam budził się kilkanaście minut przed wyznaczonym terminem, teraz jednak woli nie pozostawić choćby szczeliny czasu, w którą złowroga myśl mogłaby się wcisnąć.

Camilleri pisał „Papierowy księżyc” zbliżając się do osiemdziesiątki i w postaci swojego bohatera najwyraźniej egzorcyzmował lęki starości. Montalbano z nerwicowym niepokojem śledzi własne błędy, gorszą spostrzegawczość, kłopoty z pamięcią. A już spotkanie z kolegą szkolnym, którego w ogóle sobie nie przypomina, odbiera mu do reszty humor. „Jak się nazywa ta choroba, która sprawia, że zapominasz nawet, że żyjesz? Ta, na którą cierpiał prezydent Reagan? Jak się nazywa. No właśnie, widzisz? Nawet dzisiejsze rzeczy zaczynasz już zapominać”.

Alzheimer jest dziś podwójnie obecny w literaturze. Jako temat – John Bayley opisał chorobę swojej żony, powieściopisarki i filozofki Iris Murdoch, jeszcze za jej życia! – i jako przypadłość, której ulegają także, a może nawet przede wszystkim, umysły twórcze. Hugo Claus, wybitny pisarz języka niderlandzkiego i niedoszły noblista, wybrał eutanazję, na którą zezwala prawo Belgii, jego ojczystego kraju. Terry Pratchett, mistrz fantasy, uczynił ze swej choroby sprawę publiczną. Mam nadzieję, że... – eee, tego zdania też wolałbym nie kończyć.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.