Pochwała eugeniki

Kinga Dunin

„Eugenika” Macieja Zaremby właśnie ukazuje się w Polsce. Niestety, autor przedstawia eugenikę jako nemezis, zemstę za ludzką pychę, próbę uporządkowania społecznego świata. Jedyną sensowną alternatywą okazuje się tu katolicyzm i wolny rynek

Jeszcze 7 minut czytania


Zacznijmy najprościej, czyli od podstawowych faktów.

Pojęcie eugenika pochodzi od greckiego eugenes – dobrze urodzony. Zostało wprowadzone w 1883 roku przez Francisa Galtona, kuzyna Karola Darwina. Oznaczało działania na rzecz poprawy gatunków, także ludzkiego, poprzez odpowiednią hodowlę. Za koncepcją tą stała teoria ewolucji i odkrycia Mendla dotyczące dziedziczenia. To, że dziedziczymy cechy po rodzicach, było wiedzą potoczną, darwinizm mówił nam, że są one selekcjonowane ze względu na  ich przydatność. Stąd łatwo było dojść do wniosku, że gdy rozwój cywilizacji nadmiernie ułatwia życie, środowisko przestaje pełnić swoją rolę selekcjonera i w populacji ludzkiej pojawiają się coraz częściej cechy niepożądane. Jednocześnie odkrycia Darwina spowodowały kolonizację nauk społecznych przez nauki przyrodnicze, darwinizm społeczny stał się ideologią, a eugenika – próbą jej praktycznej realizacji. Zaczęto mówić o konieczności racjonalnej hodowli ludzi, powstał termin „higiena rasy”, instytuty higieny rasy oraz prawa powołujące się na ich ustalenia. Zezwalano na sterylizację osób, których dzieci mogły być obciążone dziedzicznie. Dyskutowano nad tym i przygotowywano projekty ustaw w wielu wyżej rozwiniętych krajach, większość z nich oparła się jednak tej pokusie. Między innymi Wielka Brytania, Francja, Włochy.

Jako pierwszy prawo takie wprowadził stan Indiana w 1907 roku. W 1928 – kanton Vaud w Szwajcarii, w 1933 – Norwegia i totalitarne Niemcy, w 1934 – Szwecja, a Finlandia w 1935. W 1940 roku do tej grupy dołączyła Japonia. (Nie jest to pełna lista.) Stany zaczęły wycofywać się z tej legislacji podczas II wojny, najdłużej zaś obowiązywała ona w Szwecji – aż do roku 1976.

W efekcie, według oficjalnych statystyk, z powodów motywowanych eugeniką wysterylizowano ok. 350 tys. obywateli niemieckich, 62 tys. szwedzkich, 60 tys.amerykańskich, 3,5 tys. kanadyjskich, 40 tys. norweskich, 6 tys. duńskich, 58 tys. fińskich, 450 Islandczyków, 300 do 400 Szwajcarów i 800 tys. Japończyków. Od razu należy dodać, że były to przede wszystkim kobiety.

Maciej Zaremba-Bielawski, „Higieniści.
Z dziejów eugeniki”.
Przeł. Wojciech Chudoba, Czarne,
Wołowiec, w księgarniach od 10 maja 2011
W 1997 roku mieszkający na stałe w Szwecji dziennikarz Maciej Zaremba, ujawnił na łamach prasy wyparty ze szwedzkiej pamięci zbiorowej fakt, jakim była sterylizacja stosowana tam przez kilkadziesiąt lat w imię tzw. higieny rasy. Poruszyło to nie tylko miejscową opinię publiczną, doprowadzając do wypłacenia odszkodowań żyjącym jeszcze ofiarom tych zabiegów, ale też zmusiło do podjęcia tego tematu inne kraje. Dwa lata później powstała książka Zaremby „Higieniści. Z dziejów eugeniki”, która dziś trafia również do Polski – uzupełniona o rodzimą problematykę. „Higieniści” wywodzą się zatem z zaangażowanego dziennikarstwa, ze wszystkimi jego zaletami i mankamentami. Zaangażowanie autora może wynikać też z innych, bardziej osobistych powodów.
Na pierwszych stronach Zaremba wyznaje, że język, jaki stosowano dla uzasadnienia tych działań przypomina ten, przy akompaniamencie którego wymordowano w Auschwitz większość rodziny jego matki. Drugi powód, wspomniany pod koniec, znajduje odzwierciedlenie w fakcie, że poza nazwiskiem, pod którym dotąd znaliśmy autora, na okładce pojawia się też nazwisko jego ojca – Bielawski. Oskar Bielawski był znanym polskim eugenikiem i postępowym reformatorem lecznictwa psychiatrycznego, ale też promotorem rozwiązań trudnych dziś do zaakceptowania.

Robaczywe owoce eugeniki

W Polsce cieszący się złą sławą termin – a właściwie epitet „eugenika” – został przypomniany podczas toczącej się nie tak dawno dyskusji o in vitro. Eugenika, czyli usuwanie ze społeczeństwa „niepełnowartościowych” jednostek, czystki, nazizm, mordowanie kalek, chorych psychicznie i starców, a w końcu ludobójstwo. Czy praca Macieja Zaremby Bielawskiego urealni nam to pojęcie, czy raczej potwierdzi potoczne intuicje? Skłaniałabym się ku tej drugiej opinii.

Spotkania autorskie z Maciejem Zarembą Bielawskim

WARSZAWA
14 maja (sobota), godz. 14:00
Autor podpisuje książki na stoisku (C-330) Wydawnictwa Czarne
II Warszawskie Targi Książki
PKiN Pl. Defilad 1 

WARSZAWA
14 maja (sobota), godz. 20:00
Nowy wspaniały świat
Nowy Świat 63
Spotkanie prowadzi Agnieszka Graff, a w rozmowie udział weźmie Joanna Tokarska-Bakir

WROCŁAW
16 maja (poniedziałek), godz. 19:00 Księgarnia Tajne Komplety
ul. Przejście Garncarskie 2 
Spotkanie poprowadzi Marta Mizuro

POZNAŃ
17 maja (wtorek), godz. 19:00
Gazeta Cafe
ul. 27 Grudnia 3 
Spotkanie poprowadzi Włodzimierz Nowak

OSTRÓW WIELKOPOLSKI
18 maja (środa), godz. 18:00
Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego
Rynek - Ratusz
Spotkanie poprowadzi Witold Banach

KOŚCIAN
20 maja (piątek), godz. 18:00
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Tomaszewskiego
Ul. Wrocławska 28
Spotkanie poprowadzi Jerzy Zielonka

Do niedających pominąć się zalet pracy należy z pewnością przypomnienie mało znanych faktów z najnowszej historii, obfitość materiałów źródłowych, poszukiwanie przyczyn i związków w szerokim polu społeczno-politycznym. Nie oznacza to jednak, że nie ma w niej ukrytych założeń ideologicznych czy przesłanek aksjologicznych, które nie zostały poddane refleksji. Dzisiaj, podobnie jak niegdyś, eugenika nie jest wyłącznie kwestią technologiczną, a wszystkie wypowiedzi o niej uwikłane są w kontekst światopoglądowy. Tak więc „Higieniści” mówią nam też coś o autorze, szczególnie kiedy stara się odpowiedzieć na pytania o mechanizmy sprzyjające lub powstrzymujące rozmaite kraje przed uczynieniem z eugeniki narzędzia polityki społecznej. Zresztą narzędzia absolutnie nieadekwatnego do deklarowanych celów. Naukowe podbudowanie dla sterylizacji jako sposobu dbania o jakość społeczeństwa było niezwykle słabe, niewiele jeszcze wiedziano o dziedziczeniu, a mgliste idee naukowe czy filozoficzne pozostawały na usługach interesów politycznych, klasowych, genderowych; dopasowywały się do mentalności i kultury używających ich społeczeństw.

Czym zatem była eugenika? Możemy mówić o dwóch jej nurtach albo rodzajach: negatywnym i pozytywnym. Pierwszy polegał na eliminowaniu ze społeczeństwa „niepożytecznych cech”, drugi – na tworzeniu warunków pozwalających na rozwój cech właściwych (opieka nad niemowlętami, kobietami ciężarnymi, działania na rzecz świadomego rodzicielstwa, ogólnie – dbałość o zdrowie). Bez względu na ostatecznie wybrane rozwiązania prawne i społeczne praktyki w myśli eugenicznej pierwszej połowy XX wieku, te dwa nurty współwystępują i splatają się ze sobą. W eugenice były zatem obecne także prometejska wizja lepszego społeczeństwa, wolnego od niepełnosprawności i ubóstwa, współczucie, oświeceniowe złudzenia dotyczące możliwości racjonalnego sterowania procesami społecznymi. Z drugiej zaś strony – obrzydzenie i niechęć do odmieńców, słabszych, nieproduktywnych. Rasistowskie wartościowanie narodów. Jeśli za ewangelią powiemy: po owocach ich poznacie, to sterylizacja źle świadczy o drzewie, które zrodziło ten owoc. Owoce te bez wątpienia są robaczywe. Może jednak obok takich robaczywych owoców wyrastały jakieś inne, lepsze? Dzieckiem polskiej eugeniki było np. reforma lecznictwa psychiatrycznego czy powstanie Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa.

Główny oskarżony – państwo opiekuńcze

Czytając pracę Zaremby odnosimy wrażenia, że głównym oskarżonym jest w niej państwo opiekuńcze. W Szwecji nawet coś więcej niż państwo opiekuńcze, bo dom ludu – ogłoszona w 1928 roku przez socjalistycznego premiera wizja państwa jako wspólnego, rodzinnego domu zasypującego podziały klasowe. Była to wizja normatywna, lecz jej podłożem społecznym była realnie istniejąca wspólnota, również na poziomie lokalnym. Chorzy, biedacy, ludzie dotknięci patologiami stanowili dla niej obciążenie – tym bardziej realne, im sprawniejsze było państwo opiekuńcze i im bardziej gotowe było przyjąć odpowiedzialność za swoich obywateli.

Oczywisty stawał się więc motyw czysto ekonomiczny działań eugenicznych – chęć odciążenia budżetu, pozbycia się zobowiązań wobec potrzebujących. W połączonym silnymi więzami wewnętrznymi społeczeństwie silniejsze są też mechanizmy kontroli społecznej, ludzie pilnują się nawzajem, ostrzej reagują na wszelkie odstępstwa od normy, a przy rozbudowanych instytucjach państwa dość łatwo kontrola nieformalna może przerodzić się w formalnoprawną. Społeczeństwa, które oparły się pokusie rozwiązań eugenicznych, były dużo bardziej indywidualistyczne, nie podporządkowywały jednostki interesom państwa czy zbiorowości.

Kolektywizm znajdował także swoje odbicie w ustroju szwedzkiej demokracji, nieceniącej praw człowieka, z brakiem jasnego rozdziału władzy sądowniczej od ustawodawczej i wykonawczej, brakiem gwarancji praw obywatelskich w konstytucji. Po prostu polityka nie była tu postrzegana jako domena sprzecznych poglądów i konfliktów. Zdaniem Zaremby, tym co pozwoliło Stanom Zjednoczonym na szybkie wycofanie się z polityki eugenicznej, było istnienie silnej i niezależnej władzy sądowniczej, która mogła zakwestionować legalność opartych na eugenice praw.

Jednym z podnoszonych przez Zarembę aspektów takiego państwa jest istnienie publicznej służby zdrowia, powiązanie lekarzy z państwem, postrzeganie pacjenta przez pryzmat zdrowia publicznego. Za tym idzie przyjęcie rozszerzonej definicji zdrowia, wręcz utożsamianego ze szczęściem. (Przypomnijmy tylko, jak brzmi współczesna definicja zdrowia WHO: to pełnia dobrostanu fizycznego, psychicznego i społecznego.) Dzięki temu łatwo było rozszerzyć zakres cech niepożądanych: z tych, które mogą mieć podłoże dziedziczne, na cechy społeczne. Ostatecznie w Szwecji, a także w innych krajach, pretekstem do sterylizacji stawały się tak nieuchwytne kategorie, jak ograniczenie umysłowe, rozwiązłość seksualna, słaba wola i podatność na wpływy, gamoniowatość, pośledniość. Urodzenie dziecka bez środków na jego wychowanie samo w sobie stawało się dowodem na nieodpowiedzialność. Za właściwe uznawano pozbawianie płodności ludzi uznanych za wariatów, zboczeńców, alkoholików, recydywistów, prostytutki, włóczęgów. Moralność utożsamiano z inteligencją, uznając braki intelektualne za podłoże zachowań niemoralnych.

Trudno nie dostrzec klasowego ostrza tych charakterystyk, a także nakładającego się na to moralizatorstwa i dominacji moralnych norm klasy średniej. Biorąc pod uwagę pragmatyczną nieskuteczność działań eugenicznych – nie modyfikowały one puli genowej zbiorowości – widzimy wyraźnie, że jedynym efektem i ukrywaną funkcją tych działań było okaleczanie, karanie, wywieranie nacisku na kobiety z upośledzonych warstw społecznych.

Eugenika okazała się dla klasy średniej ideologią idealną. Pod pozorem troski o społeczne dobro pozwalała pogardzać niższymi warstwami. A także wyższymi, oskarżanymi o degenerację wynikającą z wsobnych małżeństw i zbyt łatwego życia. Odpowiadała akademikom i ludziom związanym z aparatem władzy. Uprzedzenia przywdziewały kostium naukowości – biologii, socjologii, antropologii.

U socjalistów z kolei znajdowała ona poparcie ze względu na technokratyczne podejście do problemów społecznych, obiecujące zastąpienie liberalnego chaosu racjonalną dyscypliną.

Ostatecznie Zaremba stwierdza, że „eugeniczne barbarzyństwo [możliwe było – przyp. KD] w czasie kiedy misjonarze gospodarki planowej utrzymywali monopol zarówno na moralność, jak i na rozsadek”.

Kolejnym oskarżonym w tym procesie staje się protestantyzm, a bardziej konkretnie purytanizm, kształtujący dominującą mentalność. Dziedzictwo purytańskie łączy ze sobą kraje nordyckie i Stany Zjednoczone. W krajach nordyckich jego siłę wzmacnia dodatkowo istnienie religii państwowej i brak rozdziału kościoła od państwa. Cóż składa się na mentalność protestancką? Przekonanie, że sukces życiowy jest oznaką łaski bożej, a jego brak – boskiego potępienia. Biedni nie są więc tylko biedni, ale także winni, a zatem niegodni współczucia. Idzie za tym surowa moralność, restrykcyjny stosunek do seksu, pochwała abstynencji i samoograniczenia. Jak zawsze rewersem takie postawy jest gotowość do potępiania innych i tropienia grzechów. Służy to umacnianiu wspólnoty, przypominaniu wspólnych wartości.

Szczególnym restrykcjom podlegają kobiety i ich seksualność. Płodność staje się własnością narodu, macice należą do społeczeństwa i powinny być użytkowane w sposób odpowiedni. Wypada dołączyć tu jeszcze mizoginię, właściwą też innym religiom, czy ogólnie – systemom patriarchalnym.

Po przeciwnej stronie barykady znajduje się natomiast Kościół katolicki, sprzeciwiający się eugenice, broniący wartości życia i tradycyjnej rodziny.

Konserwatywno-liberalna recepta

Trudno spierać się z ustaleniami autora, które wydają się trafnym wylistowaniem czynników warunkujących pojawienia się rozwiązań prawnych umożliwiających sterylizację z powodów motywowanych eugeniką. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, w retoryce, rozłożeniu akcentów, we wnioskach wykraczających swoją ogólnością poza prezentowany materiał. W „Higienistach” sterylizacja i jej kompromitujące uzasadnienia - mimo czynionych zastrzeżeń – stają się miarą oceny społeczeństw i przyjmowanych przez nie rozwiązań politycznych. To, co sprzyjało takim praktykom, jest złe, zatem to, co nie sprzyjało, jest dobre.

Dobry jest więc brak opieki społecznej, bo tam, gdzie jej nie ma, nie można twierdzić, że biedni obciążają państwo. Nie ma pokusy, żeby ich dyscyplinować, skoro może ich zdyscyplinować wolny rynek.

Dobra jest, jak z sentymentem opisuje Zaremba, medycyna rynkowa z lekarzem-przyjacielem, gościem odwiedzającym burżuazyjną rodzinę.

Dobry jest brak nowoczesnych sposobów myślenia o wspólnocie – wtedy tradycja chroni przed zwyrodnieniami. (Pamiętajmy, że państwo narodowe ze swoimi rozbudowanymi funkcjami, ale także protestantyzm i jego duch wspierający kapitalizm są wynalazkami nowoczesnymi.)

Dobry jest katolicyzm, ponieważ broni świętości życia i tradycyjnych rozwiązań społecznych.

Dobra jest też społeczna różnorodność, postmodernistyczny dystans i kosmopolityzm.

Dobre jest słabe państwo, bo nie jest w stanie kontrolować swoich obywateli, nawet gdyby chciało, nie mogłoby zorganizować i przeprowadzić akcji sterylizacyjnej.

Dobre są silne instytucje liberalno-demokratyczne respektujące prawa obywatelskie.

Dobry jest indywidualizm.

Dobra jest równość kobiet.

Jest w tym sporo niekonsekwencji, jednak wyłaniający się z tego światopogląd jest aż nazbyt dobrze znany. To konserwatywny liberalizm. Najważniejszą wartością dla nas ma być wolność, natomiast dla „nich” religia i tradycja, która utrzyma porządek. Nad wszystkim zaś panować ma wolny rynek.

Czyż nie jest to kuszący, a przede wszystkim lepszy porządek? Z pewnością nie pod każdym względem.

Wolny rynek może nie sterylizuje przymusowo, ale zwiększa nierówności i kastruje z możliwości samorealizacji warstwy wykluczonych.

Medycyna rynkowa jest droższa od uspołecznionej i pozostawia bez zabezpieczenia duże grupy ludności, nie przynosząc w skali zbiorowej lepszych efektów zdrowotnych.

Szacunek Kościoła do życia oznacza walkę z aborcją kosztem kobiet, zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych i prezerwatyw, nawet w sytuacji zagrożenia AIDS.

Tradycyjna rodzina to nie tylko miejsce opieki, ale często przemocy, a wielodzietność nawet w bogatych społeczeństwach bywa prostą drogą do ubóstwa.

Nadmiar indywidualizmu to mniejsza spójność społeczna, mniejsze zaufanie i lojalność między jednostkami, niechęć do działań na rzecz zbiorowości.

Z punktu wiedzenie konserwatwynego liberalizmu eugenika to nie tylko siła sprawcza nieludzkich działań. To nemezis, zemsta za ludzką pychę, próbę uporządkowania społecznego świata. Jedyną sensowną alternatywą jest bowiem tradycyjny katolicyzm albo naturalne i niekontrolowane działanie wolnego rynku.

Od sterylizacji do eliminacji?

Najgroźniejsza konsekwencje eugenika pokazać miała w nazistowskim ludobójstwie. W książce Zaremby eugenika i faszyzm często rymują się ze sobą, a określenie „higiena rasy” ma dziś dla nas wyraźne konotacje rasistowskie. Chociaż rasa oznaczać tu może nie tyle byt biologiczny, co naród, wspólnotę etniczną i kulturową. Miewa to konsekwencje rasistowskie, gdy ci, których uznaje się za zbędnych, traktowani są także jako rasowo obcy. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że eugenika skupia się przede wszystkim na doskonaleniu własnego społeczeństwa, nie musi wartościować ras ani wzywać do nienawiści rasowej. Byli zatem eugenicy, którzy nie byli rasistami i rasiści, którzy sprzeciwiali się rozwiązaniom eugenicznym. Poza tym głównym motywem eugeniki był jednak szeroko rozumiany dobrobyt społeczny, a nie mistycznie rozumiany naród.

Ostatecznie Zaremba dostrzega, że nie ma prostego przełożenia między higieną rasy a Holocaustem. Jak pisze, pierwszą legitymizuje utylitaryzm biologiczny, właściwy nie tylko Niemcom, do ludobójstwa potrzebna jest natomiast metafizyczna nienawiść. Istnieje jednak wspólnym mianownik: darwinizm społeczny, który usprawiedliwia eliminowanie „osób bez winy”. Eugenika zlewa się z rasizmem, kiedy gotowa jest uznać jakichś ludzi za mało wartościowych.

To prawda, że niemiecki nazizm przeszedł płynnie od przymusowej sterylizacji do mordownia upośledzonych czy chorych psychicznie, jednak nie musi to oznaczać logicznej konsekwencji. W wielu momentach Zaremba stawia znak równości między sterylizacją a eliminacją. Jest to zrozumiałe w tym sensie, że prawdziwym celem sterylizacji było ukaranie i symboliczne pozbycie się ludzi uznanych za nie dość wartościowych. Jednak tylko symboliczne. W istocie eliminowano możliwość rodzenia dzieci, a więc dzieci co najwyżej potencjalne. Retoryka ta w wielu wypadkach przypomina sposób mówienia o dzieciach nienarodzonych w kontekście aborcji. Jeśli nawet nazywanie płodu czy ludzkiego embrionu „nienarodzonym dzieckiem” ma jakiś sens, to sytuacja ontologiczna dziecka nieurodzonego, ponieważ nie zostało spłodzone, jest diametralnie inna. Jest to, najkrócej mówiąc, różnica między bytem a niebytem. Chwytem powszechnie stosowanym przez antyaborcjonistów jest pytanie, co by było, gdyby matka Beethovena usunęła ciążę, albo, ad personam do przeciwników politycznych – czy chciałbyś, aby twoja matka usunęła ciebie?

Podobny chwyt stosuje Zaremba, przywołując wypowiedź osoby niepełnosprawnej deklarującej, że woli takie życie niż żadne. Przyznaje, że nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy lepsze jest istnienie od nieistnienia. Jest to fałszywa alternatywa. Możemy porównywać ze sobą jedynie to, co istnieje, a niebyt nie istnieje. Jest co najwyżej pewną potencjalnością i użalając się na możliwym niepojawieniem się Beethovena, powinniśmy z równym żalem pochylić się nad wszystkimi muzycznymi geniuszami, którzy nie pojawili się, choć przy odrobinie innym zbiegu okoliczności mogli byli się pojawić. Czym innym jest odebrać komuś życie, a czym innym nie dopuścić do powstania jednej z nieskończonej liczby możliwości. Nie ma nic zaskakującego w tym, że ktoś, kto istnieje, chce swoje istnienie zachować; gdyby jednak nie zaistniał, nie byłoby podmiotu mogącego rozważać tę kwestię. Powie ktoś, że czasem ludzie popełniają samobójstwo, a więc wybierają nie-bycie. Powiedziałabym, że raczej odrzucają życie, którego jakość ich nie satysfakcjonuje. Niczego jednak nie wybierają, bo tam, gdzie kończy się istnienie, byt, nie ma już nic do wyboru.

Wszystko zależy od użytego języka. Zmetaforyzowanie sterylizacji jako eliminowania ludzi w prosty sposób prowadzi do skojarzeń z ludobójstwem. A przecież można równie dobrze powiedzieć, że chodziło o eliminowanie chorób, kalectwa, patologii i nieszczęść.

Najbliższe prawdy jest natomiast stwierdzenie, że chodziło o naznaczanie, piętnowanie i znęcanie się nad odmieńcami. Praktyki takie nie zaczęły się wraz z pojawieniem eugeniki i nie skończą się, nawet jeśli zostanie ona zapomniana. Zmieniają się jedynie uzasadnienia, a więzienia zawsze są pełne.

Kolejnym etycznym zagadnieniem jest pytanie: czy sterylizacja zawsze jest złem? Jest to z pewnością pewne okaleczenie, zabieg mimo wszystko związany z ryzykiem, w Polsce niedopuszczalny, w innych krajach traktowany jako radykalny środek antykoncepcyjny. Łagodni eugenicy pragnęli zastąpić go świadomą kontrolą płodności. Ich cel był jednak taki sam – ograniczyć liczbę dzieci, które nie mają zagwarantowanych właściwych warunków rozwoju, a w konsekwencji stają się dla rozwoju społecznego zagrożeniem. Nawet jeśli miałby się znaleźć wśród nich Beethoven.

Moralne potępienie z pewnością może wzbudzić przymus. Formalnie przymusową sterylizację dopuszczały jedynie faszystowskie Niemcy, jednak w krajach takich jak Szwecja dobrowolność była fikcją. Różnica pozycji między lekarzami, urzędnikami, a poddawanymi tym zabiegom kobietami była ogromna, ogromne też było pole do nadużyć, manipulacji czy szantażu.

Wolność, równość, eugenika

Czy sytuacja jest jednak całkowicie jednoznaczna? Byłaby przy założeniu racjonalności jednostek, a przynajmniej ich zdolności do samokontroli.

„Uczestniczyłam kiedyś w badaniach funkcjonowania służby zdrowia. Zapamiętałam z nich rozmowę z lekarzem ginekologiem, który przyznał, że wysterylizował pacjentkę bez jej wiedzy i zgody. Była to lekko upośledzona kobieta, która rodziła kolejne dzieci trafiające za każdym razem do domów dziecka. Dzieci nie chciała i nie potrafiła wychowywać, nie była też w stanie stosować antykoncepcji. Ostatnie dziecko rodziła przy pomocy cesarskiego ciecia, a kolejna ciąża prawdopodobnie mogła zaszkodzić jej zdrowiu.

Ponieważ tekst Zaremby ilustrowany jest wieloma podobnymi opowieściami, postanowiłam także posłużyć się środkiem perswazji, jakim jest indywidualizacja. Historia ta wydaje mi się moralnie dwuznaczna, a jej sens i motywy, które gotowi jesteśmy przypisać lekarzowi, zapewne zależą od tego, czy gotowi jesteśmy potępić jego działanie. Poza tym prowadzi nas ona do aksjomatu naszej kultury, którego pod żadnym pozorem nie wolno otwarcie kwestionować: ludzie są sobie równi. Zaklęcie to, często stosowane przez Zarembę, nie zawsze jednak potrafi pokonać rzeczywistość.

Tak, ludzie są, albo raczej powinni być równi pod względem przysługujących im praw podmiotowych. Jednak żeby równość ta urzeczywistniła się, powinni mieć prawdziwe możliwości realizacji owych praw. W innym przypadku pozostają one jedynie abstrakcją, a nierówność pozostaje nierównością. Jak w tym konkretnym przypadku mogłoby to wyglądać?
W państwie naprawdę opiekuńczym kobieta, o której mowa, powinna mieć jakiegoś opiekuna, znającego jej warunki życia, umiejącego się z nią komunikować, który pomógłby jej w sformułowaniu sądu na temat jej pragnień i oczekiwań. Lekkie upośledzenie nie jest tu przeszkodą. Natomiast przeszkodą mogą być warunki, w których żyje i które ją ukształtowały. Zapewne bieda, brak społecznego oparcia i właściwych wzorów, instrumentalny stosunek mężczyzn do seksu. Dopiero zmiana tych warunków i właściwa opieka społeczna mogłaby uczynić ją równą dobrze zarabiającemu szwedzkiemu dziennikarzowi.

Czy gdyby w takiej sytuacji wyraziła ona pragnienie rodzenia dzieci, byłoby to wiążące? Wydaje się, że dla Zaremby oczywiste jest prawo jednostki do rodzicielstwa, nawet jeśli to jest jedyne prawo i jedyna cząstka godności, która pozostaje wykluczonym i sponiewieranym czy nieprzystosowanym i dotkniętym patologiami.

Jednak dzisiaj innym postulowanym prawem staje się prawo do bycia zdrowym. Na tej podstawie, o czym pod koniec książki autor wspomina, wnoszone są sprawy o „złe urodzenie”. Skarżący domagają się odszkodowania za to, że urodzili się niepełnosprawni, mimo że można było  urodzeniu zapobiec. Czy można by mieć również pretensje o urodzenie się w złych warunkach społecznych? Jak złe musiałby one być?

Zaremba cytuje dedykowany Boyowi-Żeleńskiemu wiersz Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej „Prawo nieurodzonych”. Fragment tu przytoczę:

My nie chcemy ponurych suteryn,
Przekleństw ojca, wzniesionej siekiery,
Kołysanki z rzężenia i krzyku!

My nie chcemy pragnienia i głodu,
Chcemy pięknych, kwitnących ogrodów,
W pełnym słońcu chcemy przeżyć młodość.

[...]

Chcemy prawa dla nieurodzonych!
Od suteryn po zamki i trony,
Niech nas broni przeciw grozie życia!

Chcemy prawa, chcemy adwokatów!
I postrachu dla tych d
wojga katów.
Którzy w koło chcą nas zapleść krwawe.

Obecnie w Polsce zwolennicy legalizacji aborcji powołują się między innymi – poza prawem kobiety do decydowania o swojej płodności – na prawo dziecka do bycia kochanym, oczekiwanym, zadbanym. Do dobrego urodzenia. Czy to też jest eugenika? Eliminowanie niepotrzebnych? Tak zapewne uważa Kościół katolicki. Czy eugeniką byłaby dobrowolna sterylizacja osoby obciążonej chorobą dziedziczną? Czy to już jest eliminacja chorych?

Postęp nauki sprawił, że interwencje mające na celu uzyskanie właściwego potomstwa są coraz skuteczniejsze, a w przyszłości skuteczność ta będzie wzrastać. Dziś jednak eugenika została sprywatyzowana, a jej usprawiedliwieniem jest współczucie wobec dzieci skazanych na chorobę i rodziców skazanych na trud opieki. Coraz częściej może jednak chodzić bardziej o doskonalenie niż unikanie oczywistych deprywacji.

Rodzi to oczywiście rozmaite moralne dylematy, przy czym dla mnie najważniejszy związany jest z prywatyzacją eugeniki i wolnym rynkiem. Możemy się obawiać, że doskonałość genetyczna stanie się towarem, na który stać będzie tylko bogatych. Chyba że będzie przysługiwała wszystkim w ramach powszechnej służby zdrowia, troszczącej się o zdrowie publiczne. Jednak w świecie, w którym bogactwo i dobrodziejstwa państwa opiekuńczego podzielone są tak nierówno, pozstanie to raczej możliwość dla wybranych.

Zaremba, przeciwnie, uważa, że praktykowana w imieniu państwa eugenika jest łatwa do potępienia, za to ta motywowana szczęściem rodziny może dać się wybaczyć. Ostrzega, że struktury mentalne i polityczne, które kiedyś umożliwiły przymusową sterylizację, w przyszłości mogą przyjąć formę priorytetów w służbie zdrowia.

Mam nadzieję, że tak będzie. Diagnostyka płodu będzie dostępna dla wszystkich, a manipulacje genetyczne będą dokonywane w ramach możliwości wobec najbardziej potrzebujących, a nie po to, by realizować fanaberie najbogatszych. Sam Zaremba przytacza historię dwóch niesłyszących lesbijek, które włożyły wiele wysiłku w to, by ich dziecko urodziło się głuche. Pozostawia ją bez komentarza. A ja mogę powiedzieć, że w ramach priorytetów powszechnej opieki zdrowotnej byłoby to niemożliwe.

Jego zdaniem eugenika sprywatyzowana przyniesie podobne skutki, co ta dawna: „odrzucenie tego, co odstaje od normy, słabości, kalectwa”. Z pewnym żalem, jak się wydaje, stwierdza, że dawniej na ulicach częściej można było spotkać różnego rodzaju kalectwo. Jest to dość powszechnie stosowany argument „z różnorodności”: różnorodność jest wartością, a eugenika może doprowadzić do jej zaniku. Jest to szacunek dla różnorodności i cierpienia występujący u tych, którzy raczej nie cierpią, a w ramach owej różnorodności zajmują pozycję uprzywilejowaną. Jest to cieszenie się różnorodnością na cudzy rachunek.

Nawet gdyby sterowanie jakością narodzonych stało się normą, ludzkiej różnorodności to nie zagrozi. Cechy niezbędne dla naszego sukcesu w świecie są przeważnie poligeniczne, kodowane przez wiele genów, poza tym kształtują się pod wpływem środowiska, kultury, a nawet samodoskonalenia. Ludzie są i pozostaną różni, nawet jeśli zlikwiduje się oczywiste nierówności biologiczne.

Logika wywodów Zaremby jest następująca: sterylizacja jest złem, w więc eugenika, która ją uzasadniała, jest zła. (Nie jest to twierdzenie do końca logiczne, ale załóżmy, że prawdziwe.) Czy jednak ta sama zależność dotyczy dzisiejszej genetyki oraz inżynierii genetycznej i jej możliwych zastosowań? Czy nadal jest to ta sama „eugenika”? Różnice są przynajmniej dwie: skuteczność i naukowość oraz rodzaj wspierającej ją etyki.

Zaremba z jednej strony nazywa eugenikę skrajnym przejawem utylitaryzmu, z drugiej zauważa, że zawsze towarzyszył jej motyw współczucia, chęci ograniczenia cierpienia. Dziś jest to uzasadnienie absolutnie dominujące. I to też jest utylitaryzm: etyka nakazująca już nie jak w klasycznej doktrynie zwiększanie ilości szczęścia na świecie, ale ograniczanie cierpienia wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. Selekcjonowanie możliwości pojawienia się na świecie jest jednym z wielu sposobów, w jakie kontrolujemy dziś rozrodczość, nie uważając tego za moralna klęskę, ale za wielkie osiągnięcie cywilizacji. Dlatego, że pozwala jednostkom na podejmowanie indywidualnych decyzji w sprawach rodzicielstwa, ale także dlatego, że ogranicza wzrost demograficzny. Kiedy jednak zaczyna polegać na masowym usuwaniu płodów żeńskich w Chinach czy Indiach, zdajemy sobie sprawę, że poza prawami jednostek istnieją ogólniejsze wskazania, wymagające ustaleń na poziomie ogólnym, np. powinna być przestrzegana zasada równości płci. Jednostkowe prawa do posiadania potomstwa ani do urodzenia się zdrowym nie wystarczają.

Zaremba z pogromcy zeszłowiecznej polityki eugenicznej przeobraża się w ostatnim rozdziale w nieco wątpiącego inteligenta. Jednak niezwykle szybki rozwój medycyny i nauk biologicznych nakazuje poszukiwanie odpowiedzi na pytania, przed którymi nie wolno się uchylać. Pytanie nie brzmi dziś, czy eugenika jest potrzebna – ona po prostu istnieje, chociażby w wersji pozytywnej: leczenia, tworzenia warunków rozwoju, kontroli urodzeń, opieki prenatalnej itp. Pytanie brzmi, jaka eugenika i dla kogo.

Już wkrótce w „Dwutygodniku” polemika Joanny Tokarskiej-Bakir.

br /Już wkrótce w