MIŁOSZEM:
Walt Whitman

Zofia Król

U Whitmana poeta staje się wszechwidzącym podróżnym świata. Obejmuje – nie wyobraźnią, ale obserwacją – rzeczy w różnym czasie i różnej przestrzeni. Przygotowuje poetycki grunt między innymi dla Miłoszowego „panseksualnego obrazożercy”, którego apetyt na świat będzie już nieskończony

Jeszcze 3 minuty czytania


W 1855 roku, kiedy w historii polskiej literatury wraz ze śmiercią Mickiewicza kończył się oficjalnie romantyzm, a Norwid powrócił już z wyprawy do Ameryki, na Brooklynie ukazało się pierwsze wydanie „Leaves of Grass” Walta Whitmana. Po raz pierwszy poezja amerykańska odzywa się pełnym, własnym głosem, ustawiając go na kolejne dziesiątki lat na częstotliwości szczegółu, konkretu, powierzchni rzeczy, teraźniejszości. Niejedno opracowanie poezji autora „Źdźbeł trawy” bazuje na założeniu, że to właśnie wraz z jego wierszami głos amerykański oddzielił się od brytyjskiego i odtąd stał się samodzielny. Zauważył to także Ralph Waldo Emerson, który zaraz po ukazaniu się tomu napisał do Whitmana entuzjastyczny list. Twierdził tak również – co nie bez znaczenia – sam autor, który anonimowo opublikował w prasie aż trzy teksty na temat własnej poezji. Jeden z nich zaczyna się wprost słowami: „An American bard at last!”. Poezja nowego szerokiego kontynentu i dynamicznych, rozwijających się miast znaleźć musiała własne środki wyrazu, nie mógł już jej pasować angielski wers, rozwijany przez wieki na dalekiej postrzępionej przy brzegach wyspie. Tu potrzeba było słowa, które podołałoby opisowi nowego lądu, dziecięcej prawie naiwności percepcji (“What am I after all but a child, pleas’d with the sound of my own name? repeating it over and over” – pisał Whitman), konieczności nazywania wszystkich rzeczy od nowa, jak za czasów biblijnego Adama.

William Carlos Williams w książce „In the American Grain” podaje domniemane przyczyny opóźniania się owego amerykańskiego przełomu w literaturze. Oto Amerykanie nigdy nie posiadali własnej ziemi, odebrali ją Indianom i przez to nigdy do końca nie czuli się na nowym lądzie osadzeni, realni, ogarniał ich podświadomy, neurotyczny strach przed rzeczywistym zamieszkaniem i zobaczeniem tego świata, zawsze pozostawał on raczej wymarzony, wymyślony niż rzeczywisty. Dlatego uwalnianie się od kultury angielskiej nigdy nie było w ich interesie, przeciwnie – było im wedle Williamsa wygodnie trwać w ułudzie. To Whitman właśnie jednoznacznie zerwał z tą ułudą, budując postać nowego bohatera lirycznego – obywatela szerokiego i zróżnicowanego kontynentu amerykańskiego.

Wyruszając z rybokształtnego Paumanok, gdzie się urodziłem, (…)
Mieszkaniec Mannahatty, mojego miasta, albo wędrujący przez południowe sawanny,
Żołnierz spoczywający w obozie albo dźwigający plecak i strzelbę, górnik w Kalifornii (…)
Patrzący na stada bawołów pasących się na równinach, (…)
Słuchający o świcie niezrównanego dźwięku, śpiewu drozda pustelnika z nadbagiennych cedrów,
Samotny, śpiewający w ziemi Zachodu, przebijam drogę do Nowego Świata. (…)
„Wyruszając z Paumanok”, tłum. Zygmunt Kubiak

Wymienianie

Ów osobny amerykański głos, który się wreszcie w wydaniu Whitmana pojawił – o ile rzeczywiście oddziela się wyraźnie od głównego nurtu literatury brytyjskiej – stanowi zarazem pewną kontynuację romantyzmu w jego Wordsworthowskiej wersji, wraz z docenieniem wagi prostej matter-of-factness, wyraźną intencją budzenia tego, co zmysłowe, „ze snu śmierci” („arouse the sensual from their sleep / Of Death” – pisał w „Prospectus” Wordsworth).

W szeroko otwartych wrotach cichej wiejskiej stodoły
Słoneczne pastwisko z pasącym się bydłem i końmi,
I perspektywa, i mgiełka, i rozpływający się w dali horyzont.
„Wiejski obraz”, tłum. Czesław Miłosz

Poezję Walta Whitmana bardzo trudno cytować. Jej charakter oddają dopiero długie kolumny opartych na tej samej strukturze gramatycznej i rozpoczynających się często od tego samego słowa wersów, podstawową poetycką figurą różnicowania świata staje się – wymienianie. Zwierzęta i rośliny, zdarzenia przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, cechy, szczegóły, okoliczności, ludzkie i nieludzkie sprawy.

Jestem, gdzie chusty z serem wiszą w poprzek kuchni, gdzie ruszty rozpierają się na rozżarzonym kominie, gdzie przędze pajęcze jak festony zwisają z belki pułapu;
Gdzie z trzaskiem dudnią młoty, gdzie prasa drukarska wiruje tłokami;
Wszędy tam, gdzie serce człowiecze z straszliwym bólem porodowym tłucze o żebra; (…)
Gdzie wypasa się jałówka, gdzie gęsi krótkim szarpnięciem łapią poślad;
Gdzie cienie zmierzchowe roztaczają się nad samotną bezgraniczną prerią (…)
„Pieśń o sobie samym”, cz. 33, tłum. Stefan Napierski

W 2011 roku w „Dwutygodniku” spróbujemy opowiedzieć świat – a dokładniej jego wybrane fragmenty – poprzez Miłosza, oraz Miłosza – poprzez świat.

W cyklu MIŁOSZEM prezentować będziemy wycinki świata czytane poprzez Miłosza, MIŁOSZEM właśnie. Skupimy się na tym, czym Miłosz się ciekawił i spróbujemy pootwierać, używając narzędzi, jakich nam dostarczył, miejsca nowe, w polskiej rozmowie o literaturze, o kulturze rzadko poruszane.

W równoległym, przeplatającym się z tamtym cyklu – MIŁOSZA – spróbujemy natomiast – przeciwnie – pokazać poetę poprzez jego, MIŁOSZA, świat, świat szczegółu: tym razem wiewiórka, źdźbła trawy, lis będą naszymi przewodnikami.

Wymienianie, powtarzanie stałych konstrukcji to czynność ulubiona zarówno przez dzieci, jak i poetów; zabieg stosowany zarówno w bajkach, jak i w poezji ludowej – a później poezji uważnej. Nazywanie elementów rzeczywistości po kolei, rzecz po rzeczy, linijka po linijce pozwala obcować namacalnie, prawdziwie ze światem. Umożliwia także powrót do używania języka jako narzędzia precyzyjnego opisu, do słów bezpośrednio wskazujących na rzeczy, zamiast je przysłaniać. U Whitmana, jak to bywało później także u wiele Whitmanowi zawdzięczającego Miłosza, poeta staje się wszechwiedzącym i – co ważniejsze nawet – wszechwidzącym podróżnym świata. Obejmuje – nie wyobraźnią, ale obserwacją – rzeczy w różnym czasie i różnej przestrzeni, wymieniając je, wydaje się nad nimi panować i zarazem być z nimi tożsamy. Potwierdza istnienie rzeczy, afirmuje złożoność świata w każdym jego szczególe. Przygotowuje tym samym poetycki grunt między innymi dla Miłoszowego „panseksualnego obrazożercy”, którego apetyt na świat będzie już nieskończony.

Źdźbło

rys. Joanna Halszka SokołowskaPoziom szczegółu, do jakiego schodzi w opisie ten pierwszy amerykański poeta-obserwator określa – celowo – już sam tytuł „Źdźbła trawy”. I choć dziś nas to nie dziwi, wtedy było posunięciem odważnym, uwielbienie Whitmana dla szczegółu świata i jego maniackie wymienianie nie spotkało się bynajmniej z dobrym przyjęciem całej ówczesnej i nieco późniejszej krytyki. Jak przypomina we wstępie do angielskiego wydania wierszy zebranych Stephen Matterson, George Santayana nazywał wiersze Whitmana poezją barbarzyńską, a D. H. Lawrence – „rurą otwartą na obu końcach”, która przekazuje nieuporządkowany świat zewnętrzny czytelnikowi, nie zachowując odpowiednich reguł sztuki poetyckiej i nie wybierając w żaden sposób materiału. Poeta jako rura pojawiał się – przypomnijmy – w innym zupełnie kontekście w historii romantycznej poezji polskiej: „Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością” – pisał o poecie Krasiński. W dzisiejszym kontekście inwektywa Lawrence’a staje się określeniem w dużej mierze pozytywnym. Wiersz, który chce pozostać lojalny wobec realności staje się przecież na swój sposób – rurą. Przenika przez nią do czytelnika najmniejszy szczegół widzialnego świata.

Wierzę, iż źdźbło trawy nie mniej znaczy niż rzemiosło gwiazd,
A mrówka jest równie doskonała i ziarnko piasku i jajko strzyżyka, (…)
A krowa, żująca z pochylonym łbem, przewyższa każdy pomnik,
A mysz jest cudem wystarczającym, by wstrząsnąć sekstylionem niewiernych. (…)
„Pieśń o sobie samym”, cz. 31, tłum. Ludmiła Marjańska

Walt Whitman w swoim domu,
w Camden (New Jersey) w 1891 r.
/ fot. William Reeder
Nie tylko to, co małe, drobne, szczegółowe (źdźbło, mrówka, ziarnko, jajko strzyżyka) jest u Whitmana wywyższone, także to, co zwyczajne, pospolite, codzienne (krowa, mysz), skłania to do porównania z jednej strony z poezją Wordswortha, który walczył o możliwość wersowanego opisu codzienności – sam z tej możliwości wiele nie skorzystał, ale przygotował grunt dla Whitmana właśnie, a po nim wielu innych – z drugiej – do późniejszych szczegółowszych jeszcze i radykalniejszych inwentaryzacji, dokonywanych przez takich poetów jak Miron Białoszewski, a na kontynencie amerykańskim – Frank O’Hara. Recepcja Whitmana mogła stać się pełniejsza, kiedy zapoczątkowane przez niego tendencje nie były już nowością, ale stałym elementem poetyckiego namysłu nad światem. Przełom w interpretacji Whitmana, możliwość jego nowego odczytania przyniósł dopiero – jak twierdza niektórzy historycy – „Howl” Ginsberga. Reinterpretacja „Źdźbeł trawy” odbywała się także poprzez takich pisarzy jak Hart Crane, Jack Kerouac i oczywiście William Carlos Williams. Ginsberg zaś o Whitmanie w pochodzącym jeszcze z tomu „Howl” wierszu „A Supermarket in California” pisał jako o mistrzu wyliczeń i twórcy katalogów rzeczy:

Zmęczony i głodny, wszedłem w poszukiwaniu obrazów do oświetlonego neonem supermarket, rozmyślając o bogactwie twoich wyliczeń.
Jakie brzoskwinie i jakie półcienie! Całe rodziny na wieczornych zakupach!
Przejścia pełne małżonków! Żony wśród owoców avocado, dzieci wśród pomidorów (…)
Widziałem cię, Walcie Whitman, bezdzietny, samotny, stary żarłoku, jak grzebałeś w zamrażarce z mięsem i zerkałeś na młodziutkich sprzedawców.
Słyszałem, jak zadajesz im pytania: Kto zabił wieprzowe kotlety? Ile kosztują banany? (…)
„Supermarket w Kaliforni”, tłum. Julia Hartwig

Cuda

„Źdźbła trawy” zawierają także wyjątkowo szczegółowe i pełne zachwytu opisy miasta, jedne z pierwszych takich w historii. Manhattan, który stanie się później dla grupy poetów nowojorskich – i nie tylko – całą rzeczywistością, nieskończoną przestrzenią radości, spacerów i opisów, już dla Whitmana był cudem, szczególnie uprzywilejowaną przestrzenią wydarzania się świata.

O, cóż może być dla mnie bardziej uroczystego i godnego podziwu niż otoczony masztami Manhattan?
Rzeka i zachód słońca, i ząbkowane brzegi fal przypływu?
Mewy oscylujące ciałem, łódź z sianem o zmierzchu i spóźniona barka? (…)
„Przeprawiając się promem Brooklyńskim”, tłum. Ludmiła Marjańska

Od Manhattanu zaczyna się także znany wiersz Whitmana o cudach:

Co do mnie, nie wiem o niczym innym, jak tylko o cudach,
Czy spaceruję ulicami Manhattanu,
Czy rzucam spojrzenie ponad dachy domów na niebo (…)
To i wszystko inne, wszystko razem i każde z osobna, to są dla mnie cuda (…)
„Cuda”, tłum. Ludmiła Marjańska

M. H. Abrams zaznaczał w swojej znanej książce o romantyzmie brytyjskim, „Natural Supernaturalism”, że zasada świeżości każdego doświadczenia, która miała swoje początki właśnie za czasów Wordswortha, najpełniejszą kontynuację znalazła w poezji amerykańskiej. Powołując się na książkę „The Reign of Wonder” Tony’ego Tannera, Abrams podkreśla ciągłość tej tradycji na nowym kontynencie. Nie ulega wątpliwości, że pierwszym, który tak pisał, był Walt Whitman. Miłosz przytacza w „Wypisach z ksiąg użytecznych” – obok wielu innych – mało znany i niedokończony wiersz Whitmana:

Jestem poetą rzeczywistości.
Twierdzę, że ziemia nie jest echem
Ani człowiek widmem.
Ale że wszystkie rzeczy widzialne są prawdziwe.
Świadectwo i białe świtanie rzeczy są równie prawdziwe.
Rozciąłem ziemię i twardy węgiel, i skały, i lite łożysko morza,
Zeszedłem tam, żeby badać długo,
I przynoszę stamtąd sprawozdanie,
Dowodzę, że wszystko tam pozytywne i gęste,
I że jest takie, jak wydaje się dziecku.
„(Jestem poetą rzeczywistości…)”, tłum. Czesław Miłosz

Znajdujemy tu bardzo wiele elementów późniejszej poezji Czesława Miłosza: wiara, że to, co widzialne, istnieje; afirmacja rzeczywistości; poeta jako poseł, który przynosi wieść o „pozytywności” i „gęstości” rzeczy; spojrzenie dziecka jako metafora świeżości doświadczenia. Dzięki tak ustawionej tonacji poezji amerykańskiej, następca Whitmana, William Carlos Williams, pójść będzie mógł dalej, ku samym rzeczom, pojedynczym, poszczególnym, wyjętym już z kolumn wyliczeń i katalogów. A Miłoszowy poeta-poseł rzeczywistości kontynuował będzie badania nad tym, co „pozytywne” i „gęste”, i takie, „jak wydaje się dziecku”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).