Hanna Krall, „Biała Maria”

Grzegorz Wysocki

„Biała Maria” Hanny Krall to proza trudna i domagająca się nieustannej uwagi czytelnika. Początkowa dezorientacja szybko przekształca się w radość i podziw

Jeszcze 1 minuta czytania

Najnowsza opowieść reporterska Hanny Krall to zaledwie 140 stron zapisanych dużą czcionką, krótkie rozdziały (czasami zaledwie kilka zdań, dwa, trzy akapity), niektóre dodatkowo rozdzielone fotografiami. Na pierwszy rzut oka może się więc wydawać, że trudno o bardziej wdzięczne zamówienie recenzenckie. Ot, dwie godziny czytania, a następnie krótkie sprawozdanie z lektury.

Oczywiście, jak to się często zdarza, nic bardziej mylnego, gdyż „Biała Maria” to proza trudna i domagająca się nieustannej uwagi czytelnika. Jeśli tylko opuści kilka zdań, jeśli któryś akapit przeczyta zbyt pospiesznie – w każdej chwili może się pogubić w tym niezwykle precyzyjnie skonstruowanym słownym labiryncie. Więcej: „Białą Marię” warto przeczytać co najmniej dwa razy i dopiero przy ponownej lekturze przyjrzeć się dokładniej wszystkim punktom wspólnym, liniom subtelnie łączącym liczne postaci z niejednokrotnie odległych od siebie epok, miejsc i wydarzeń. Warto też przypomnieć sobie przed otwarciem książki ósmą część „Dekalogu” oraz „Podwójne życie Weroniki” Kieślowskiego i Piesiewicza, bo także do tych filmów (i do ich twórców) odwołuje się reporterka. Warto wreszcie sięgnąć po wcześniejsze książki autorki, gdyż w jej najnowszym tekście pojawiają się raz jeszcze wątki i postaci dobrze znane, tutaj dopowiadane, rozwijane i pointowane. Nie, to zdecydowanie nie jest lekka lektura na jedno leniwe popołudnie.

Hanna Krall, „Biała Maria”. Świat Książki,
Warszawa, 144 strony,
w księgarniach od 4 maja 2011
W rozmowie z Wojciechem Tochmanem Krall zezłościła się w pewnym momencie na autora „Jakbyś kamień jadła” za to, że ten wciąż pyta ją o Żydów i Zagładę, jakby pisała wyłącznie na ten temat. Reporterka wyliczyła więc, co jeszcze znalazło się na kartach „Białej Marii”: „Jest wojna druga światowa, jest stalinizm, jest PRL, jest dzisiejszość. I ta dzisiejszość jest nie tylko dlatego, że ci umarli są w dzisiejszej pamięci. Tam są też pestki wiśni, które eksportuje się do Holandii. […] Jest nawet strażak amerykański z 11 września. Więc nie tylko Zagłada. Tam się czas toczy, życie się toczy”. A to przecież nie wszystko. Powraca w książce Marek Edelman, pojawiają się Grażyna i Jacek Kuroniowie, jest Krzysztof Warlikowski („Jak tylko człowiek dotknie żydowskiej sprawy, czysty z tego nie wyjdzie. Tylko patrzeć, jak zacznie się nieszczęście w rodzinie”). Jest Franz Kafka, jego przyjaciółka Milena Jesenska i jej córka Jana, jest pewna pani majster i pani hrabianka. Jest dwudziestu jeden skazanych, którzy dzisiaj „znajdują się” w trzydziestu trzech teczkach, w podziemnym archiwum sądu. Kinoman, który poćwiartował swoją kobietę, gdyż nie chciała z nim żyć. Student, który zabił własną matkę dziadkiem do orzechów, bo była dla niego za dobra („Mówiła: nie poparz się, nie przezięb się, nie wracaj późno”). Mężczyzna, który już jako dziecko bardzo lubił ogień, a jako dorosły podpalał wagony kolejowe i motocykle. Praktycznie z każdym krótkim rozdziałem otrzymujemy od reporterki kolejną frapującą historię, jeszcze jedną opowieść o czyimś Życiu, które – to nieuniknione – łączy się z losami następnej postaci. I jeszcze jednej, i jeszcze.

„Biała Maria” jest także formą osobistej rozmowy Hanny Krall z jej przyjacielem, Krzysztofem Kieślowskim. To jemu właśnie powierza, a w jakimś sensie także zawdzięcza, swoją najnowszą opowieść (ze szczególnym uwzględnieniem drugiej części książki, w której opisuje „podwójne życie porucznika W.”, tj. fascynujące losy dwóch poruczników Wiślickich, którzy – w przeciwieństwie do filmowych Weronik – istnieli naprawdę). To dla Kieślowskiego właśnie przeznaczona jest „niefilmowa” wersja historii małej, „czarniutkiej” dziewczynki z „zezowatymi, wielkimi, przerażonymi oczami”. Historia, w której – mówiąc patetycznie, a więc tak, jakby nie powiedziała Krall – jest wszystko. Składanie fałszywego świadectwa przed Bogiem i „wina niezawiniona”, ratowanie życia kilkuletniej Żydówki i – tym samym – narażenie życia dziewięcioosobowej rodziny, pamięć i historia, Zagłada i Ocalenie, życie i śmierć.

Hanna Krall przyznaje, że „tę małą” znała dość dobrze. Tą małą była oczywiście ona sama, ale przede wszystkim jest to „taka symboliczna dziewczynka. Są w niej wszystkie te małe dziewczynki, które zaludniają ekrany, książki, klisze. Oglądam filmy okupacyjne, jakieś zdjęcia, wszędzie są te dziewczynki. […] Ona nie ma imienia. To po prostu dziewczynka”.

W cytowanej już rozmowie Krall opowiedziała o zbieraniu materiałów do „Białej Marii”, odkrywaniu kolejnych warstw i pięter przyszłej opowieści, a więc tym wszystkim, co reporterka lubi w swojej pracy. Na pytanie Tochmana: „Co to jest?” odpowiedziała: „Zaczęło się toczyć życie i dotoczyło się do dzisiaj”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.