Jeszcze 1 minuta czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET NOWEJ KULTURY:
E jak edukacja medialna

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Pisząc o edukacji, niełatwo uniknąć patosu i łatwego, rytualnego narzekania na archaiczność polskiej szkoły. Równocześnie pisząc o kulturze, zwłaszcza w jej najnowszym, zapośredniczonym przez media cyfrowe wydaniu, nie sposób pominąć tematu edukacji. Dlaczego? Bo bez niej niewykorzystane pozostaną możliwości oferowane przez komputery – tanie i popularne narzędzia do tworzenia tekstów kultury, oraz internet – darmowe narzędzie dystrybucji na skalę w przeszłości zarezerwowaną dla profesjonalnych środków przekazu. Użytkownicy podłączonych do internetu komputerów muszą najpierw potrafić używać ich w sposób twórczy, muszą też mieć świadomość, że to twórcze użycie jest wartością samą w sobie. Wiele osób, zwłaszcza posiadających wyższy kapitał kulturowy i społeczny, nauczy się tego samodzielnie. Ale nie wszyscy.

Oczywiście edukacja medialna jest związana nie tylko z twórczością – w swym najbardziej „klasycznym” wydaniu dotyczy przede wszystkim przygotowania krytycznych odbiorców mediów. Skoro z mediów czerpiemy przeważającą część informacji o świecie, to powinniśmy znać uwarunkowania instytucjonalne, konwencje estetyczne i rozmaite zabiegi formalne wywierające wpływ na to, jak odbieramy przekaz. Mieć kompetencje, które pozwolą nam go poprawnie zdekodować z punktu widzenia nadawcy, ale też mieć świadomość, że perspektywa nadawcy nie jest jedyną możliwą, że zawsze zawiera w sobie pierwiastek manipulacji.

Jednak dziś, za sprawą mediów cyfrowych, mamy już nie tylko krytycznych lub bezkrytycznych czytelników i widzów. Spora część odbiorców stała się twórcami amatorami (kiedyś status twórcy zarezerwowany był dla wąskiej grupy profesjonalistów). Rozrósł się wachlarz dostępnych powszechnie form twórczości, a przede wszystkim pojawił się dostępny powszechnie kanał dystrybucji. Tworzenie własnych nagrań czy filmów, ale też remiksów cudzej twórczości, jest w zdominowanym przez media świecie odpowiednikiem umiejętności pisania.

W tym miejscu pojmowanie kultury jako oddolnego działania, będącego ważną praktyką spajającą społeczeństwo obywatelskie, spotyka się z postrzeganiem kultury przez pryzmat kultury wysokiej, sztuki i działań profesjonalistów. Jak to możliwe? Negatywnym punktem odniesienia w obu przypadkach pozostaje kultura traktowana jako towar, zuniformizowana treść ustawiana na sklepowej półce, coś niekoniecznie kulturowo wartościowego, a w dodatku bezpłodnego – zamkniętego na modyfikacje i przetwarzanie. Sztuczny twór podsuwany przez przemysł.

Za sprawą mediów zmienia się zresztą cała edukacja jako taka, bo trudno się nie zgodzić, że uczenie się na pamięć informacji, które można znaleźć w sieci w kilka sekund, a które za kilka lat pewnie i tak będą nieaktualne, ma niewielki sens. Czasem może mieć wręcz efekt odwrotny od zamierzonego – nie zapominajmy, że początki publicznej oświaty związane są raczej z dyscyplinowaniem uczniów niż nauką kreatywności (zainteresowanych wątkiem zabijania kreatywności przez szkoły odsyłamy do świetnego wystąpienia Kena Robinnona z konferencji TED). Pojawiają się za to nowe wyzwania, takie jak umiejętność poruszania się w nadmiarze i chaosie sieci, a zwłaszcza zdolność do oceniania tego, co w niej znajdziemy.

O mediach powinniśmy więc wiedzieć możliwie jak najwięcej, uczyć się o nich, ale i samodzielnie je tworzyć – i nie tylko na zasadzie szkolnych zabaw. Ten problem dotyczy nas wszystkich i to przez całe życie. Paradoksalnie w większym chyba stopniu dorosłych niż dzieci. Potencjał technologii cyfrowych wykorzystuje dzisiaj tylko kilka procent osób. I wszystko wskazuje też na to, że rodzącym się obecnie pokoleniom nowe twórcze praktyki przychodzą dużo łatwiej. Starsze pokolenia, które będą żyć jeszcze kilkadziesiąt lat w cyfrowej kulturze, muszą się więc pilnie medialnie dokształcić. Inaczej, ze swoją umiejętnością pisania i robienia odbitek na ksero, będą odpowiednikiem sylabizującego półanalfabety. A członkowie pokoleń cyfrowych mają raczej wrodzoną zwinność medialną niż medialną mądrość.

Edukacja medialna nie musi mieć związku ze szkołą – często ma charakter nieformalny. Kiedy rozmawiamy o filmach, muzyce czy komentujemy wpisy na blogach, poszerzamy wzajemnie swoją wiedzę o mediach. Te rozmowy mogą być  prowadzone na przykład przez wideo-odpowiedzi na YouTube, co zresztą pokazuje, jak silnie twórczość zrosła się z codziennymi praktykami społecznymi (w wypadku YouTube chwilami trudno odróżnić co jest filmem, co komentarzem, a co luźną towarzyską rozmową, dla której nagranie stanowi tylko pretekst).

Może się wydać, że nowe umiejętności przychodzą nam naturalnie – rośnie rzesza sypialnianych DJ-ów remiksujących muzykę, YouTube jest pełna amatorskich nagrań wideo. Jednak w gruncie rzeczy nowa przestrzeń kultury jest nam równie obca, co stan nieważkości – bez edukacji medialnej grożą nam kulturowe odpowiedniki nudności i wymiotów.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).