ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA:
Na pograniczu

Tomasz Fiałkowski

Nawet Agatha Christie, której drugi mąż był wybitnym archeologiem, sięgnęła w jednej z książek po starożytny sztafaż – dwa tysiąclecia przed Chrystusem w egipskich Tebach trup ściele się równie gęsto jak w XX-wiecznej Anglii

Jeszcze 1 minuta czytania

Czy powieść kryminalna może uczyć historii? Oczywiście tak. Lista kryminałów, których akcja toczy się w bliższej lub dalszej przeszłości, jest długa, a geografia zbrodni nadzwyczaj bogata – od starożytnej Babilonii, Egiptu i Rzymu, poprzez Francję doby Ludwików po XIX-wieczny Londyn i Toronto albo międzywojenny Lwów.

Nawet Agatha Christie, której drugi mąż był wybitnym archeologiem, sięgnęła w jednej z książek po starożytny sztafaż – dwa tysiąclecia przed Chrystusem w egipskich Tebach trup ściele się równie gęsto jak w XX-wiecznej Anglii. W innej książce Agathy morderstwo popełniono wprawdzie współcześnie, za to jego scenerią są wykopaliska w Mezopotamii. No a holenderski dyplomata i sinolog Robert van Gulik ze swoim sędzią Di – wysokim urzędnikiem administracji cesarskiej z czasów dynastii Tang – czy Brytyjka Ellis Peters z braciszkiem Cadfaelem, mnichem-detektywem z pogranicza średniowiecznej Anglii i Walii, to już klasyka gatunku.

Nie chcę jednak tym razem pisać o kryminale historycznym ani o „kryminale retro” (co za koszmarna nazwa!), o mieście Breslau pieczołowicie wskrzeszonym, a trochę i wykreowanym przez Marka Krajewskiego, ani o Warszawie czasu stalinizmu opisanej niedawno przez Tadeusza Cegielskiego. „Mężczyzna o twarzy mordercy” fińskiego pisarza Matti Rönki to rzecz całkiem współczesna. Wydana w roku 2002 (w Polsce w 2011 przez Czarne), opowiada o wydarzeniach dziejących się już po upadku Związku Sowieckiego. Tło historyczne jest jednak na tyle ważne, że autor poprzedził wydanie polskie specjalną przedmową, obawiając się, i słusznie, że bez dodatkowych wyjaśnień polski czytelnik się pogubi.

Przede wszystkim – czytelnik mógłby nie zrozumieć, kim właściwie jest bohater powieści, Viktor Kärppä. No tak, prowadzi biuro – nie tylko detektywistyczne – w Helsinkach i ma wiele podejrzanych kontaktów, a policja traktuje go nieufnie, choć chętnie korzysta z jego informacji. Skąd się jednak wziął? Jeszcze niedawno nazywał się Viktor Gornostajew, ale to wcale nie znaczy, że jest Rosjaninem.

I tu zaczyna się krótki kurs najnowszej historii Finlandii, a także opowieść o losach fińskich osadników z Ingrii, krainy na północny wschód od Petersburga. Wszystko to dosyć skomplikowane – fińska wojna domowa roku 1918 pomiędzy „białymi” a „czerwonymi”, potem dwie kolejne wojny sowiecko-fińskie i surowe dla Finlandii warunki powojennego pokoju, na mocy których musiała między innymi wydać Sowietom Ingrów, przesiedlonych podczas wojny w głąb kraju.

Viktor urodził się w Związku Sowieckim, z ojca Ingra i matki Finki; rodzina matki uciekła do ZSRS po wojnie domowej. Po rozpadzie imperium skorzystał z prawa do repatriacji, przyznanego Finom ingryjskim przez prezydenta Finlandii Mauno Koivisto, i wrócił do pierwotnego nazwiska rodowego: Kärppä to po prostu gronostaj, czyli rosyjski „gornostaj”. Brat Viktora natomiast, w przeciwieństwie do niego słabo władający fińskim, wybrał Rosję i mieszka w Moskwie, a ich stara matka pozostała w rodzinnym domu w rosyjskiej Karelii. Przekraczanie granicy nie jest teraz dla obywatela Finlandii zbyt trudne, zwłaszcza że na podorędziu ma jeszcze parę – fałszywych oczywiście – paszportów rosyjskich.

Kärppä przypomina trochę prywatnych detektywów z amerykańskiego czarnego kryminału. Z jedną zasadniczą różnicą: o ile na przykład Sam Spade terminował w Agencji Pinkertona, lata nauki Viktora wiążą się raczej z sowieckimi służbami specjalnymi... Teraz zaś jego rola jest równie dwuznaczna: z jego usług korzystają rosyjscy mafiosi, a w dodatku odezwał się przedstawiciel dawnych mocodawców, już w imieniu służb Federacji Rosyjskiej. Trudno się dziwić, że Viktora i w ogóle ingryjskich przesiedleńców traktuje się w Finlandii z pewną rezerwą.

Klient, który pojawia się w biurze Kärppy, to rdzenny Fin, więcej – fiński nacjonalista. Chce, by detektyw odnalazł jego zaginioną żonę Sirje. Sirje – kolejna komplikacja! – jest Estonką urodzoną w Tallinie (przypominam, że Estończycy to również Ugrofinowie). Więcej jeszcze – jej rodzony brat, Jaak Lillepuu, kieruje mafią estońską, która toczy wojnę o wpływy z rosyjskimi przyjaciółmi Viktora...

Jak się ów węzeł rozplącze, zobaczcie sami – w budowaniu intrygi Matti Rönkä jest naprawdę niezły! Realia świata postsowieckiego, zwłaszcza krajów nadbałtyckich, wykorzystywał już Henning Mankell – ale Rönkä brzmi jakby bardziej wiarygodnie. No i po lekturze krótki kurs najnowszej historii Finlandii mamy zaliczony...


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.