„Powiedzieć to inaczej”, czyli nowoczesność niepewna

Karol Francuzik

Autorzy nie chcieli stworzyć kolejnej antologii poezji, ale przewartościować wzorzec i dowartościować swój kanon za pomocą wykoncypowanych narzędzi. Otrzymujemy wybór, który jest formą zabawy w przerzucanie klocków: poeci są w niej figurkami, a poezja – figurą nowoczesności

Jeszcze 2 minuty czytania


Dlaczego sięgamy po antologie? Ze strachu przed gigantyczną poczekalnią książek nieprzeczytanych? A może z niepokoju przed samodzielnym wyborem? Czytam, odrzucam, komentuję, bo takie jest prawo nieskrępowanego bibliotecznego buszu. Tworzyć zbiór, odgraniczać, przerzucać z miną przegranego, który i tak nie ogarnie wszystkiego. Jeżeli założymy, że antologia (jakichkolwiek) tekstów jest formą wolności, to suwerenność (jakakolwiek) byłaby tworem sztucznym, narzuconym z góry, bez możliwości ruchu, bo ten został już za nas dokonany. Jeśli natomiast przyjmiemy, że antologia jest konsekwencją wolności, jej naturalnym składnikiem, wówczas pojawia się niezawisła perspektywa. „Powiedzieć to inaczej” to książka bardzo autonomiczna; niewolna jednak od grzechu symplifikacji.

Swój czyli osobny

„Powiedzieć to inaczej.
Polska liryka nowoczesna. Antologia”,
wybór: Jerzy Borowczyk i Michał Larek.
Wojewódzkia Biblioteka Publiczna w Poznaniu,
1077 stron, w księgarniach od marca 2011
Jerzy Borowczyk i Michał Larek – poznańscy literaturoznawcy i autorzy antologii – nie ukrywają, że mają spore apetyty. Już na samym początku dowiadujemy się, że w „Powiedzieć to inaczej” patrzą na współczesną literaturę po swojemu, tworząc indywidualną panoramę. Zależy im na pokazaniu własnej wersji „historii polskiej poezji nowoczesnej”. To podejście całkowicie zrozumiałe. Pozwala przecież na pełne wybrzmienie tytułu zaczerpniętego z wiersza Andrzeja Sosnowskiego. Ale w tym przypadku mówić inaczej to oznaczać swoje tereny, a zarazem traktować literaturę w ogóle jak swoistą zonę, w której poezja jest (także? tylko? też?) pretekstem do wypowiadania swoich racji. Jakie to założenia? Po pierwsze: intensywna chęć wyartykułowania „własnej odmienności estetycznej i intelektualnej”. Po drugie: chodzi o przyglądanie się stuletniej historii polskiego wiersza poprzez eksperyment i w laboratorium stworzonym przez antologistów. Po trzecie w końcu – Borowczykowi i Larkowi zależy na wyeliminowaniu zdezaktualizowanych hierarchii i „spetryfikowanych układów”. Widać wyraźnie już po pobieżnym przejrzeniu intencji, że autorzy nie chcieli stworzyć kolejnej antologii, ale przewartościować wzorzec i – czy mam rację? – dowartościować swój kanon za pomocą wykoncypowanych narzędzi. Tyle tylko, że otrzymujemy wybór, który jest formą zabawy w przerzucanie klocków: poeci są w niej figurkami, a poezja – figurą nowoczesności.

Niepewność jako stan wiersza

Borowczyk z Larkiem stosują ładne i jednocześnie rozmyte kryteria, efektowne i niewiele tłumaczące, świetnie brzmiące, ale wymijające. Oto na przykład panowie tłumaczą tytuł zbioru. Piszą, że „Powiedzieć to inaczej” eksponuje „takie wymiary nowoczesnej poezji – a właściwie całej literatury nowoczesnej i późnonowoczesnej – jak nieprzezroczystość języka, matapoetyckie «odchylenie», kryzysy i przełomy w sferze myślenia o tożsamości i podmiotowości, wygasanie mitu poety jako wieszcza czy mędrca, skłonność do operowania detalem, ofensywa masowych środków przekazu oraz rozmaitych mediów”. Prawda, że ładne? Ale czy coś z tego wynika? Moim zdaniem: niewiele. Gdyby nie autorzy, nie wiedziałbym, że jeden tytuł – skądinąd niezły – można aż tak rozepchać. O ile „metapoetyckie «odchylenie»” zgadza się z tytułową formułą, o tyle „ofensywa masowych środków przekazu” jest interpretacyjną trampoliną. Konia z rzędem temu, kto w trzech tytułowych słowach odnajdzie „wygasanie mitu poety jako mędrca”.

Jednym z ważniejszych kluczy do książki jest „figura postępującej niepewności”. Cóż to za estetyczny twór? Byłyby to „wiersze zadające pytania, niechętne deklaracjom, wielojęzyczne, konwersacyjne, pozbawione wiary we własną wielkość i wyjątkowość, podcinające swoje gruntowniejsze stwierdzenia, wyzbyte etycznych podpórek, czasami eksperymentalne – oto główny materiał przedkładanego wyboru”. Jak dyskutować, skoro wszystko jest takie gładkie i jasne? „Postępująca niepewność” – kapitalna etykieta, którą można przypiąć wszystkim tym, których lubimy czytać. Ale wywęszenie choćby odrobiny wstecznictwa, czy jakiegoś górnolotnego przekonania, musi skutkować czytelniczą absencją. I jeszcze taki smaczny cytat: „Poeci formują armie figur niepewności i puszczają je w ruch, niwecząc tym samym kolejne przyczółki poznawczej pychy”. Zwróćmy uwagę na militarne konotacje (wojsko, zniszczenie, awangarda), które sugerują, że dochodzi do jakiejś wewnętrznej walki, w wyniku której niepewność torpeduje wysuniętą do przodu pychę. Aż chciałoby się dodać – oto główny materiał na niepewny wybór.

Nowoczesność budzi (się)

Co znamienne, autorzy prawie całkowicie pomijają swoją definicję nowoczesności. A szkoda. Nie zapominajmy, że w podtytule książki znajdują się słowa: „polska liryka nowoczesna”. Michał Larek pisze tak: „Nowoczesność to odczucie radykalnego kryzysu, twierdzą niektórzy krytycy. To raptowne zrewidowanie własnej kondycji. To rezygnacja z wielu dotychczasowych królewskich przywilejów. Odpowiadają nam takie rozpoznania”. Przesilenie połączone z abdykacją z narodowego pierwszeństwa i przewartościowaniem siebie – takie myślenie o poezji także mi odpowiada. Tyle że umieszczanie jednych autorów i świadome pomijanie innych (święte prawo antologistów!) jest także i w tym przypadku królewskim przywilejem! Konsekwencją kryzysu literatury – piszą autorzy – jest dystans poezji wobec samej siebie i „orzeźwiająca pobudka”. Gdyby tylko dało się to zastosować do konkretnych poetów i ich tekstów...

Zamek do klucza

Czy można dziś bez żenady zrobić antologię prezentującą sto lat polskiego wiersza nowoczesnego, w której nie będzie Miłosza, Szymborskiej, Herberta? Odpowiedź brzmi: właśnie taka powstała. Czy to oznacza, że ci (oraz długa lista innych poetów) są antynowocześni i po swojemu uwsteczniający czytelników? Nie sądzę. Naturalne pytanie (dlaczego?), które sobie zadaję,  sonduje, gdzie na mapie polskiego wiersza jest miejsce tych pominiętych. Bez podziałów na nowoczesność i całą resztę. Zapewne wbrew intencjom antologistów powiem, że wyłom, który zaprezentowali Borowczyk z Larkiem, niespecjalnie mnie szokuje. Tyle że nieczytanie Herberta, Szymborskiej, Miłosza (oraz długiej listy innych poetów), jest podcinaniem gałęzi, na której usadowieni są poeci zaprezentowani w antologii (np. Barańczak, Krynicki, Zagajewski). Uważam, że antologistom należy zadawać naiwne pytania w nieskończoność: czy można interpretować Sosnowskiego bez wcześniejszego przerobienia Iwaszkiewicza? Kim byłby np. Grzebalski bez Grochowiaka? Czy Gałczyński był poetą pychy i ufności? Co – rzucam na oślep – z Tuwimem, Baczyńskim, Swenem-Czachorowskim, Lipską, Kielar, Suską, Foksem? Wszystko marność i wsteczność? I w końcu: jaki jest zamek do tego klucza niedoboru?

„Powiedzieć to inaczej” to książka ważna i niepoważna, frapująca i wyczerpująca, komplikująca i przekombinowana. Ale należy ją przeczytać. Na oślep i w całości. Bo jednego nie można antologii Borowczyka i Larka odmówić: kapitalnych wierszy. Warto też zajrzeć do frapujących esejów na końcu książki, by mieć własne zdanie. Choćby nienowoczesne.

Appendix

Był koniec 2009 roku, a może początek 2010: w Poznaniu zawrzało. Powodem poruszenia była plotka o powstającej antologii poezji współczesnej, w której „nie będzie miejsca dla wszystkich”. Poeci, którzy wiedzieli, że nie zagrają w tej drużynie, zadrżeli, przypuszczając (zapewne słusznie), że łaska antologistów na koniu jeździ wielobarwnym i – jak się miało okazać niebawem – (po)tęczowym. Inni, udając niezainteresowanie, postanowili czekać na rozwój (tak to nazwali w pośpiechu) przypadków poznańskich. Pozostali, szykując na wszelki wypadek pochwalne transparenty, cieszyli się, że w końcu będzie inaczej. Tak, pamiętam to dokładnie, zużycie prądu i wody w stolicy targów na moment stanęło. Na stadionie przy Bułgarskiej radośnie zazieleniła się trwa. Prezydent Ryszard Grobelny oznajmił, że miasto nie może być dłużej firmą. Do każdego egzemplarza antologii postanowiono dorzucać karnet na wszystkie mecze Lecha. Przy okazji też ogłoszono publiczny zakaz opluwania poetów. Wiwatom nie było końca. Skandujące tłumy przeszły ulicami w barwnym korowodzie. Włodarze wręczyli antologistom klucze do miasta. Gazety krzyczały nagłówkami: „Tak się promuje w Poznaniu poezję”, „Inni mają problemy, a nam już wiersze rosną!”, „Mieszkania dla krytyków, domy dla poetów”.

Byłem tam i klaskałem z nimi. Gdy obudziłem się, wszystko było po staremu. Zakląłem tajemniczo. Zrozumiałem, że to był sen kabotyna.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.