Jeszcze 3 minuty czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Oda do Wojciecha Wencla (i księdza Natanka)

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

To, że ktoś lubi piwo, wcale nie znaczy, że polubi szampana.
(Noël Carroll, „Filozofia sztuki masowej”)

Ale co myśleć o żonatych i dzieciatych kolegach, którzy łączą granie na kompie z czytaniem Platona?
(Wojciech Wencel)

Jednym z najpopularniejszych ostatnimi czasy polskich duchownych jest ksiądz dr hab. Piotr Natanek – król YouTube’a, patron nawiedzonych, przewrotny idol hipsterów i innego sortu bezbożników. Jego internetowa kariera rozpoczęła się bodajże od kultowego dzisiaj nagrania „Wiedz, że coś się dzieje”, fragmentu jednego z jego sugestywnych, odważnych i niepoprawnie politycznych kazań. Zwraca się w nim do rodziców, którzy jakże często nie są świadomi zagrożeń czyhających na bezbronne, choć coraz bardziej zdemoralizowane, dzieci.

Ksiądz Natanek przychodzi z pomocą zagubionym opiekunom i zdanie po zdaniu ostrzega, podpowiada, na co szczególnie musimy zwrócić uwagę, przedstawia listę niepokojących (refren: „Wiedz, że coś się dzieje!”) symptomów: „Jeśli u twojego syna na głowie jawi się żel, później irokezy, to już wiedz, że tam się coś bardzo mocno burzy. Jeśli twoje dziecko, córka dorastająca, używa ci jaskrawych kolorów do paznokci – czarny jak piekło, czerwony jak ogień – to wiedz, że coś się dzieje. […] Jeśli ci słucha techno, heavy metalu, czarnego rocka, to już wiedz, że coś się z twoim dzieckiem dzieje”. Krótko mówiąc: „zaczął diabeł jak wścieknięty atakować”.

Przywołuję w tym miejscu barwną, choć w gruncie rzeczy mało zabawną, postać księdza Natanka nie po to, by rozpocząć debatę na temat poziomu duszpasterskich przemówień nad Wisłą, ani nawet nie po to, by zgrabnie wykorzystać jeszcze jedną okazję do szyderczego ataku na rodzimy kler. Nic z tych rzeczy. Otóż ksiądz Natanek i jego żarliwe przemowy przypomniały mi się mimo woli w trakcie lektury felietonu pt. „Stare chłopy grają na kompie”. Choć mamy do czynienia z felietonem, a więc gatunkiem z definicji raczej frywolnym i niezobowiązującym, sprawa jest jak najbardziej poważna, jako że autor felietonu nazywa się Wojciech Wencel (jeden z najpopularniejszych twórców poezji katolickiej, zaangażowany felietonista i eseista, autor m.in. „Ody na dzień św. Cecylii”, „Podziemnych motyli” i „De profundis”), a miejscem publikacji felietonu jest „Gość Niedzielny” – lider sprzedaży wśród tygodników opinii (dane za Związkiem Kontroli Dystrybucji Prasy, kwiecień 2011).

Co takiego poważnego tym razem napisał na łamach „Gościa Niedzielnego” Wencel? Przede wszystkim poddał ostrej krytyce współczesnych mężczyzn (tytułowe „stare chłopy” to właśnie o nich), którzy zamiast zająć się mądrym i odpowiedzialnym życiem, a więc pracą i zarabianiem pieniędzy, budową domu i samodzielną spłatą kredytu, płodzeniem i wychowywaniem dzieci, kochaniem i pielęgnowaniem żony (jednej jedynej, ale za to po raz piąty będącej w ciąży), emocjonują się w dalszym ciągu… czym? Gierkami! Komputerowymi! Zgroza, zgroza i jeszcze raz zgroza. Jądro ciemności, otchłań piekielna, pierścień Nibelunga i Frodo w jednym.

Pisze Wencel: „Żony lubią od czasu do czasu dostrzec w swoim mężczyźnie chłopca, którym można się zaopiekować. Gorzej jeśli chłopiec, zamiast z powrotem stać się mężem, kupuje sobie playstation i dziesięć gier w pakiecie. Na początek. Stopniowo wirtualny świat zaczyna kształtować jego sposób myślenia i wpływać na relacje rodzinne. Wyobraźnia karleje do rozmiarów karty pamięci”. W tym momencie przenosimy się na teren Pustelni Grzechynia, gdzie ksiądz-banita-doktor-habilitowany Natanek wybudował swoją warowną twierdzę, by w spokoju móc kontynuować wywrotową działalność po tym, jak otrzymał od arcybiskupa Stanisława Dziwisza zakaz prowadzenia pracy naukowej, przemówień publicznych i kierowania członkami Bractwa Dusz Czyśćcowych, których – gdy trzeba będzie – „chwyci za kark i wepcha do Nieba”.

Przenosimy się do Grzechyni, wysłuchujemy płomiennego kazania i już wiemy, jakich słów w nim zabrakło: „Jeśli twoje dziecko, to jest twój mąż, kupuje sobie playstation i dziesięć gier w pakiecie to wiedz, że coś się z twoim mężem, z tym twoim dzieckiem, dzieje. Jeśli ci wyobraźnia jego karleć zaczyna, kartę pamięci przypomina raczej, to już wiedz, że tam się coś bardzo mocno burzy”. Zresztą, po co się wygłupiać, na stylizacje i wyobrażenia język strzępić, skoro sam Natanek w swoich kazaniach i o gry komputerowe zahaczył, a jakże. Cytuję ze słuchu, ale zachowuję fonetyczną poprawność duchownego stawiającego takie oto ważkie pytania retoryczne: „Czy grałeś w jakieś demoniczne gry komputerowe? Diabolo, dagones drank, Quake, RPG, pukemony, kieszonkowe potwory?”.

A więc jednak: Wojciech Wencel felietonowym wcieleniem księdza Natanka? Autor „Ody chorej duszy” (nota bene, kiedy tom ukazał się w 2000 roku, nie wiedzieliśmy jeszcze, że chodzi o duszę gracza komputerowego…) idzie dużo dalej. Problemem nie są przecież tylko demoniczne gry komputerowe, które niektórym rówieśnikom Wencla (tym „żałosnym, pielęgnującym na przeoranych zmarszczkami twarzach błazeńskie uśmiechy”) zastąpiły rzeczywistość i przeniosły ich na tereny sztucznego raju, gdzie „w medialnej wspólnocie graczy, masek i wirtualnych misji, które należy wypełnić” przechodzą właśnie na „wyższy poziom rozgrywki”. Dużo większym problemem jest popkultura. Kultura popularna, rozrywkowa, masowa. Jakkolwiek ją nazwiemy i jakkolwiek ją rozumiemy, Wencel już wie: to zło. „Każdy flirt z popkulturą wiąże się z ryzykiem” – oznajmia. I nieco dalej: „Wielu z nas dało sobie wmówić, że popkultura jest po prostu nowocześniejszą formą kultury i może stać się miejscem uprawy wartości. […] Popkultura kolejny raz okazała się szatańskim systemem zniewolenia, szczelnym kloszem, odgradzającym od prawdy, powagi i współczucia”.

Kolejny raz przenosimy się do studia mieszczącego się nieopodal Pustelni Grzechynia. Ksiądz Natanek czyta „Stare chłopy grają na kompie”, jego wzrok pochłania właśnie zacytowane powyżej zdania. Ksiądz Natanek przerywa lekturę, bije brawo, a łzy wzruszenia ciekną po jego policzkach. Wojciechu, mój synu, przybywaj rychło do mej twierdzy, razem zbawimy świat ode Złego. Tak musi w tym momencie mówić, nie wyobrażam sobie innej możliwości, choć zdaję sobie sprawę, że obaj – Natanek i Wencel – jeszcze nieraz nas zaskoczą, jeszcze nieraz wybiją nas z monotonnego rytmu naszego mieszczańsko-hedonistycznego stylu życia, jeszcze nieraz powiedzą nam, co o nas naprawdę myślą, więc mogę się mylić.

Muszę też uczciwie przyznać, że najbardziej w felietonie w „Gościu Niedzielnym” wzruszyło mnie oderwanie Wojciecha Wencla od rzeczywistości (podział na szlachetną kulturę wysoką i chodnikową kulturę – pop rulez!), ujmujące zatrzymanie perspektywy, z której patrzy na świat dobre kilkanaście, kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset lat przed jego narodzinami. Moglibyśmy rzecz całą skwitować mało empatycznym wzruszeniem ramion („ot, konserwatysta”), ale co w takim razie uczynimy z coraz liczniejszym gronem zdeklarowanych konserwatystów po trzydziestce, którego reprezentanci każdego wieczoru spędzają godzinkę, dwie, a w weekendy może i trzy, nad demoniczną konsolą? Ok, ustalmy pewne fakty. Lewacy grają w „Wiedźmina” oraz – cytując Natanka – „Diabolo” i nawet nie muszą się tego wstydzić. Liberałowie podobnie i to nie tylko gdańscy. Anarchiści? Grają i mają w dupie, co o nich pomyśli Wencel.

Ale co powiedzą ci wszyscy biedni gracze z prawicowymi poglądami, ci wszyscy biedni gracze uczęszczający na niedzielną sumę, ci wszyscy biedni gracze spowiadający się regularnie z grzechów dużo mniejszych od „tego”?! Co zrobią, gdy, nie daj Boże, na ulicy spotkają szacownego felietonistę „Gościa Niedzielnego”? Czy umkną przed bezwzględnym krytykiem drugiej części „Wiedźmina” („Jak więc wytłumaczyć jej popularność wśród facetów w średnim wieku? Od chwili wejścia na rynek tego wiekopomnego dzieła na wszelkich forach internetowych toczy się wiedźmińska debata z udziałem trzydziesto- i czterdziestolatków, dyrektorów i specjalistów, dziennikarzy i prawników, policjantów i złodziei. Okazuje się, że wszyscy oni od lat w pracy lub po godzinach sterują animowanymi postaciami, nie widząc w tym nic głupiego, ani – tym bardziej – niemoralnego”) w pierwszą lepszą boczną uliczkę, wbiją wzrok w ziemię i pospiesznie się oddalą, a może przeciwnie – podejdą, przedstawią się Wielkiemu Pogromcy Wiedźminów i zaczną nieśmiało: „Wie Pan, z tym graniem to nie do końca jest takie proste…”?

O tak, z całą pewnością nie jest łatwo być konserwatystą w naszym kraju. Proszę się więc nie dziwić, że zdarza mi się ze szczerego serca współczuć tym jednostkom, które starają się żyć zgodnie ze wszystkimi wytycznymi Wencla, Terlikowskiego, Cejrowskiego, Pospieszalskiego i Wildsteina, a tym, którym to się rzeczywiście udaje, powinno się przyznać jakiś honorowy medal za męczeństwo. Już nawet nie wspominam o tym, że w cytowanym felietonie Wenclowi udała się rzecz – wydawać by się mogło – niemożliwa, tj. zestawienie parszywych komputerowych graczy z tragedią smoleńską, bo po pierwsze, średni to temat na felieton (przynajmniej mój, bo Wencla już jak najbardziej), a po drugie, wciąż jak kretyn przyłapuję się na tym, że z definicji dla mnie zaskakującym konserwatywnym publicystom raz jeszcze udało się mnie zaskoczyć.

Zresztą, dodam w formie dygresyjnej pointy, moja ulubiona fraza ostatnich dni pochodzi z innego ulubionego pisma („Uważam Rze”) i innego ulubionego autora (Grzegorz Górny), a brzmi następująco: „W gębach «młodych z fejsbuka», plujących na modlące się pod krzyżem staruszki z biało-czerwonymi flagami czy manifestujących pod Wawelem przeciwko pochówkowi prezydenta, widać rysy tych, którzy obdzierali trupy powstańców albo znosili zaborcy głowy dziedziców”.

I tym optymistycznym akcentem raz jeszcze zapowiadam, że jeden z kolejnych felietonów w całości poświęcę tygodnikowi z błędem ortograficznym w tytule. A samemu Wojciechowi Wenclowi polecam, nie, wcale nie gry komputerowe… Na początek wystarczy, by sięgnął po cytowaną w motcie tego tekstu monumentalną „Filozofię sztuki masowej” Carrolla (słowo/obraz terytoria), a zdąży się zorientować, że polemizowano z nim skutecznie kilkadziesiąt lat temu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.