„Gioia!”
Aleksandry Kurzak

Tomasz Cyz

„Gioia!” Aleksandry Kurzak to czysty zachwyt nad śpiewem. Czysta radość. Śpiewaczka prowadzi nas przez losy kilku kobiet, pokazując, że nawet w smutku jest szczelina światła. Szczególnie kiedy przynosi ją śpiew

Jeszcze 1 minuta czytania

O tej płycie było bardzo głośno już od dawna. „Ekskluzywny kontrakt Aleksandry Kurzak z Decca Clasics”, „Polska sopranistka na kontrakcie”, „Polska sopranistka na samym szczycie” – krzyczały tytuły prasowe we wszystkich mediach (od kolorowych po branżowe). Cieszyła się wytwórnia („Gdy w Decca Classics witamy nową sopranistkę, jest to dla nas zawsze wielka chwila. Decca to przecież wytwórnia znana ze współpracy ze znakomitymi śpiewakami. Jesteśmy przekonani, że Pani Aleksandra będzie nową, wielką gwiazdą, na którą tak czekamy. To wspaniały muzyk, a przede wszystkim fenomenalna aktorka oraz wielka śpiewaczka”), cieszyła się sama śpiewaczka („Wydawanie albumów w tej samej wytwórni, co Pavarotti, Freni, Sutherland, Tebaldi oraz Fleming to wielki zaszczyt. Jestem niezwykle dumna, że będę pierwszą polską artystką związaną z tą legendarną wytwórnią”).

„Gioia!”. Aleksandra Kurzak (sopran),
Omer Meir Wellber (dyr.), Orquestra de la Comunitat Valenciana,
1 CD, Decca / Universal 2011.
Pamiętam, jak w marcu 2007 roku – kiedy Kurzak zaczynała śpiewać na największych scenach świata, ale nie była jeszcze tą „sopranistką na kontrakcie” – byłem na jej koncercie w Filharmonii Poznańskiej. Nie byłem do końca zachwycony.

Teraz jestem. Jej „Gioia!” to właśnie czysty zachwyt nad śpiewem. Czysta radość. Śpiewaczka prowadzi nas przez losy kilku kobiet (Zuzanna z „Wesela Figara”, Lucia z Lammermoor Donizettiego, Violetta i Gilda Verdiego, Musetta Pucciniego, Elvira z „Purytan” Belliniego), pokazując, że nawet w smutku jest szczelina światła. Szczególnie kiedy przynosi ją śpiew.

Kurzak śpiewa lekko, z tą nutką płochliwości, która pozwala zachować dystans wobec postaci, a nam nie uwierzyć do końca w wypowiadane słowa i emocje. Jej głos od czasu poznańskiego koncertu dojrzał, nabrał głębi, siły tajemnicy. Wciąż – coraz lepiej i piękniej – przeskakuje po najwyższych stopniach, lekko i bezboleśnie, jakby „skacząc po górach”, „przeskakując pagórki”. Żaden dźwięk nie ucieka, żadna nuta. Wszystko wybrzmiałe, nabrzmiałe, wdzięczne.

Warto zaznaczyć, że ostatnim utworem na płycie jest aria Hanny ze „Strasznego dworu” Moniuszki. To dobrze, że śpiewaczka nie zapomina o polskim repertuarze, umieszczając go w tak szerokim (i wysokim) kontekście.

A choćby jej Lucia (Donizetti), a już na pewno Violetta (Verdi) przypominają słynne zdanie poety Wystana Hugh Audena: „Każde dobrze wzięte wysokie C obala teorię, wedle której jesteśmy nieodpowiedzialnymi marionetkami w teatrze losu i przypadku”. A choćby nawet... Gioia!


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.