Gottfried Benn, „Nigdy samotniej i inne wiersze”

Maciej Boenisch

Wizji człowieka jako „korony stworzenia” Benn przeciwstawia serię makabrycznych dowodów jego śmiertelności i rozkładu, konsekwentnie strącając człowieka na powrót w ziemię

Jeszcze 2 minuty czytania

Wierność i baśniowość chabrów
to piękny motyw malarski dla pań.
Ja wolę chwalić głęboki alt maków.
Myśli się wtedy o skrzepach krwi i miesiączce.
O nędzy, rzężeniu, głodowaniu i zdychaniu –
krótko: o mrocznej drodze mężczyzny.

Wydany przez Biuro Literackie tom „Nigdy samotniej i inne wiersze” – poezje wybrane Gottfrieda Benna – w sposób istotny uzupełnia polskie przekłady XX-wiecznej liryki europejskiej. W twórczości Benna zapisane jest bowiem doświadczenie poetyckie o szczególnej intensywności i mocy; doświadczenie niepokojąco ekstatyczne, osobne, a zarazem w jakiś sposób reprezentatywne dla pierwszej połowy ubiegłego stulecia.

Gottfried Benn, „Nigdy samotniej i inne
wiersze”
. Tłum. Jacek St. Buras, Zdzisław
Jaskuła, Andrzej Kopacki, Sława Lisiecka,
Tomasz Ososiński, Biuro Literackie, Wrocław,
204 strony, w księgarniach od maja 2011
„Nigdy samotniej” otwierają ekspresjonistyczne wiersze z debiutanckiego tomu „Kostnica” (1912). Już w niemieckim tytule „Morgue”, w którym pobrzmiewają francuskie odcienie znaczeniowe: arogancja, pycha i wzniosłość, zawarty jest stale obecny w twórczości Benna rozdźwięk. Niewspółmierne okazują się dwie sfery: autonomiczna domena ducha oraz wypełniona niskimi pobudkami i śmiesznym dążeniem do szczęścia mieszczańska egzystencja, która arogancko umieszcza siebie w centrum stworzenia. „Kostnica” bezlitośnie rozprawia się z pychą, odzierając człowieka z godności sprawnym chirurgicznym cięciem, skutecznie, do kości. Seria naturalistycznych opisów przedstawia rozkawałkowane ciała rozrzucone w nieładzie na prosektoryjnym stole. Wyjęte wnętrzności mieszczą się w trzech misach, zauważa poeta, a z otwartych zezwłoków – „brył tłuszczu i przegniłych soków” – „ciecze ziemia”. Wizji człowieka jako „korony stworzenia” Benn przeciwstawia serię makabrycznych dowodów jego śmiertelności i rozkładu, konsekwentnie strącając człowieka na powrót w ziemię. Poetycki nihilizm osiąga apogeum w utworze „Ciało”, gdzie w obrazie groteskowej awantury, którą w geście sprzeciwu wobec patologa wszczynają trupy, z ust trupów-mieszczan pada wezwanie „rozwalcie szarość nieba! rozdepczcie północ!”.

Gottfried Benn, 1955 / fot. Liselotte Strelow

Jednak nihilizm Benna, jak można by powiedzieć za patronem jego twórczości Nietzschem, to nihilizm, który przeżył już sam siebie do cna. Artystyczna destrukcja mieszczańskiego świata nie jest tu celem samym w sobie. To raczej świadectwo kryzysu jego kultury; ograniczonej do handlowych i towarzyskich stosunków trywialnej codzienności („te strzępki rozmów,/ czy było w nich coś z ciebie?”) oraz dyskursu pozytywistycznej nauki – tej „rysy na Parteonie”, która nie pozostawia miejsca dla autonomicznej dziedziny sztuki – i w efekcie dla ekspresji twórczego podmiotu. Dlatego też w radykalnej poetyce destrukcji Benn pragnie doprowadzić do rozpadu Ja, które pozwoli wyzwolić się ostatecznie z przypisanej tożsamości i dotrzeć do rzeczywistości snu, obrazu i mitu. Dopiero materiał tych ciemnych esencji, pracowicie ujęty w poetycką formę,  umożliwić ma w pełni autonomiczną, twórczą ekspresję siebie, przestrzeń dla „samoustanawiającej się idealności”.

Słowo – blask, lot, rozbłyski ognia,
płomieni rzut, gwieździsty ślad -
i znowu ciemność wokół groźna,
i pustka w krąg, w niej świat i Ja

Próbę jej powołania znamionuje w twórczości Benna odejście od prowokującej poetyki ekspresjonizmu. Wiersze z późniejszych tomów: „Pism zebranych” (1922), „Gruzów” (1924) oraz „Wierszy statycznych” (1948), prezentują bardziej tradycyjne, klasyczne formy wyrazu, poezję uspokojoną, autorefleksyjną, zwróconą ku wartościom absolutnym, ale też w coraz większym stopniu hermetyczną i melancholijną. To koszta radykalnej estetyki. Postulowana przez Benna walka o całkowitą swobodę twórczej jaźni, która odrzuca świat i innych jako naznaczonych „mityczną obcością”, zamyka ją w prywatnym artystycznym idiolekcie, wtrącając na powrót „w granicę własnego Ja”.

Tyś wszędzie i na wszystko otwarty ponownie,
czas twój się kończy, lecz ty wzwyż, nad ziemię,
jeszcze pieśń, po czym trafiony cudownie
spadasz, byt znasz już i znasz już milczenie

Próbując nadać poetycką formę swym mrocznym esencjom, podmiot nieustannie meandruje pomiędzy widmową domeną ducha, którą powołuje do istnienia za pośrednictwem artystycznej negacji, a bolesnym upadkiem w obcy świat, który przynosi uczucia rezygnacji i rozgoryczenia. Oba poetyckie bieguny są bardzo wyraźnie widoczne w „Nigdy samotniej”. Obok utworów „spotykających ze sobą słowa, które kiedy indziej w ogóle by się nie poznały” (Brecht), konstytuują zupełnie nowe poetyckie światy, dostajemy – równie udane zresztą – wiersze melancholijne.

Zbyt późno dostrzegłeś ów fakt,
że ważne jest tylko, byś znosił
– w logice, legendzie, rozkoszy –
swój los, zawsze mówił mu: tak.

Można zarzucać Bennowi, że jego powojenne wiersze – programowo ahistoryczne i aspołeczne – aspirując do artystycznego absolutu skrywają jedynie nieszczęsny romans z narodowym socjalizmem. Zarzut wydaje się jednak chybiony. Pomijając fakt, że Benn wielokrotnie tłumaczył się z tego niefortunnego politycznie epizodu, między innymi w autobiografii „Podwójne życie”, jego poezja począwszy od ekspresjonistycznych tomów z pierwszej dekady XX wieku, aż po ostatni tom z 1948 roku prezentuje konsekwentną drogę artystycznego rozwoju. Warto uważnie prześledzić jego przebieg, kierunek i zwroty, jest to bowiem jeden z najbardziej niezwykłych, intrygujących i inspirujących literackich eksperymentów ubiegłego stulecia, który nawet jeśli w jakimś stopniu nieudany, broni się sam.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.