ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA: Jak wygląda szpieg?

Tomasz Fiałkowski

Kim jest Laura Ponsonby i dlaczego uwięziła Julię, próbując jej wmówić inną tożsamość i wpędzając stopniowo w szaleństwo

Jeszcze 1 minuta czytania

„Dzień zapowiadał się niezwykle od samego świtu. O szóstej blade niebo zalśniło pełznącym po nim, przypominającym obłok gazu żółtawym światłem... Około południa uderzył piorun, dudniący niczym wystrzał armatni grzmot rozbrzmiewał coraz bliżej, przeszedł górą i wybuchnął artyleryjską kanonadą wśród odległych wzgórz. A o szóstej wieczorem, gdy powietrze powinno się już ochładzać, zrobiło się jeszcze goręcej. Żar na londyńskich ulicach kojarzył się z rozpalonym wnętrzem zamkniętego, ceglanego pieca; za chmurami majaczyła miedziana poświata, świat jakby zamarł w napięciu. Zapadła jedna z tych nocy, kiedy to wszystko może się wydarzyć”.

Ładny początek, prawda? Trochę jak w „Ogniem i mieczem” („Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne wydarzenia”). Porównanie nie jest całkiem bez sensu, zważywszy datę owego upalnego londyńskiego piątku. Mamy późną wiosnę roku 1940, „dziwna wojna” trwająca od września ’39 stanie się wkrótce wojną prawdziwą także i dla Anglików.

Na razie jedną z jej ofiar jest Julia Ross, dwudziestotrzyletnia maszynistka. Wojenne redukcje sprawiły, że straciła dotychczasową pracę, zdrowie nie pozwala jej zaciągnąć się do kobiecych służb pomocniczych i od kilku tygodni przemierza londyńskie ulice, odwiedzając kolejne biura pośrednictwa pracy w poszukiwaniu nowej posady. Skromną biżuterię zastawiła w lombardzie, zaczyna jej już brakować pieniędzy na jedzenie. Piątkowy wieczór wydaje się szczęśliwy – wreszcie ktoś zdecydował się ją zatrudnić! Złowróżbne znaki jednak nie kłamały, stary dom pani Ponsonby przy szacownym Henriques Square to pułapka...

Powieść „Kobieta w czerwieni” ukazała się w 1943 roku, autor, Anthony Gilbert, był w rzeczywistości autorką. Lucy Beatrice Malleson (1899–1973) opublikowała pod tym męskim pseudonimem kilkadziesiąt kryminałów, pierwszy w 1936 roku. Ich bohater, prawnik Arthur Crook, nie przypomina w niczym detektywów z wyższych sfer ani eleganckich oficerów Scotland Yardu. „Pulchną postać szczelnie obciskał dokładnie pozapinany, brązowy garnitur z materii o krzykliwym wzorze, a brązowy melonik, nasunięty mocno na oczy, zdawał się balansować na grubych, rudych brwiach”. Nieco rubaszny w obejściu, odznacza się mało wyrafinowanym poczuciem humoru, za to znaczną skutecznością w działaniu.

Kim jest Laura Ponsonby i dlaczego uwięziła Julię, próbując jej wmówić inną tożsamość i wpędzając stopniowo w szaleństwo? „Wyglądała dziwacznie: mała pulchna postać, jakby karykatura królowej Wiktorii, o takiej samej przysadzistej sylwetce i błyszczących oczach, dominującym nosie i apodyktycznym wyrazie twarzy”. W przeciwieństwie do zmarłej królowej ubiera się jednak w jaskrawą czerwień, uwielbia obwieszać się błyskotkami i ma nieco teatralne maniery. Przywołanie królowej Wiktorii jest tu jak najbardziej na miejscu: scena, w której pani Ponsonby przyjmuje po raz pierwszy Julię w swoim dziwacznym salonie, w którym wszędzie stoją misy ze sztucznymi kwiatami, a na kominku mimo upału pali się ogień, wyjęta jest jakby z wiktoriańskiej powieści grozy. Sam tytuł zresztą – „Kobieta w czerwieni” – oraz motyw wmawiania przetrzymywanej siłą kobiecie choroby psychicznej odsyła do klasyki gatunku: „Kobiety w bieli” Williama Wilkie Collinsa.

Różnica między obiema książkami tkwi w odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie: otóż pulchna, upierścieniona dama w rudej peruce, przeniesiona jakby z epoki wcześniejszej, jest... niemieckim szpiegiem, a małżeństwo służących dzielnie wspiera ją w tej robocie. „Jestem pionkiem w jakiejś grze, o której nie mam pojęcia” – zastanawia się w pewnej chwili biedna Julia. I rzeczywiście – jej poprzedniczka, która pracowała u pani Ponsonby jako sekretarka, była w istocie pracownicą wywiadu i została zamordowana, kiedy chlebodawczyni to odkryła.

„Szpiedzy niekoniecznie muszą być replikami Maty Hari”, tłumaczy Julii Colin, jej ukochany – to właśnie dzięki miłości i uporowi Colina nieszczęsna sekretarka zostanie uratowana, a jej prześladowcy zawisną na szubienicy. Dziełko Gilberta, czyli pani Malleson, należy – choć z początku nic na to nie wskazuje – do nurtu wojennej powieści zaangażowanej, ostrzegającej przed niebezpieczeństwem niemieckiej „Piątej kolumny”.

Takie powieści (i filmy) powstawały przez całą wojnę, by wspomnieć tylko „N czy M” Agathy Christie – najlepszą z kilku książek, w których zagadkę kryminalną rozwiązuje sympatyczne małżeństwo Beresfordów. Akcja jej rozgrywa się w nadmorskim miasteczku Leahampton, a Tommy i Tuppence muszą rozstrzygnąć, który z mieszkańców pensjonatu Sans Souci jest przywódcą niemieckiej siatki szpiegowskiej. Sięgając zaś na wyższą półkę, znajdziemy „Ministerstwo strachu” Grahama Greene’a – świetną powieść psychologiczną, wykorzystującą także wątek szpiegowski. Osobliwością „Kobiety w czerwieni” jest wykorzystanie do zadań poniekąd politycznych tradycji wiktoriańskiego thrillera. Powieść gotycka w służbie narodu!

Anthony Gilbert, „Kobieta w czerwieni”, przeł. Ewa Rudolf. Wydawnictwo C&T, Toruń, 214 stron, w księgarniach od sierpnia 2011



Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.