Terabajty dla terran
fot. Nic McPhee

Terabajty dla terran

Tomasz Brodziński

Czy internet może się skończyć i podzielić los, jaki przepowiada się ropie naftowej i lodom na biegunach?

Jeszcze 1 minuta czytania

Od niedawna różnorodne środowiska zamieszkujące internet apelują do szeregowych użytkowników, aby indywidualnie archiwizowali repozytoria wiedzy oraz odwiedzane strony. Nie wszystkie, rzecz jasna, ale te, które są narażone na niebyt, ze szczególnym uwzględnieniem informacji i dokonań niewpisujących się w popularny krąg świadomości. Z pozoru aktywność taka wydaje się absurdalna, bo przecież to wszystko można w każdym momencie, bez kłopotu znaleźć w sieci. To prawda. Pytanie brzmi: jak długo?

Grzech zaniechania
Faktem jest, że bardzo wartościowe, rozbudowane i ciekawe serwisy internetowe często po prostu obumierają, a ich twórcy, albo nawet całe społeczności, przenoszą się gdzie indziej i nie myślą o zachowaniu wirtualnych treści – czyli corocznym kupowaniu nazwy i miejsca na serwerze.

Falująca sieć
Internet na pewno jednak będzie podlegał gruntownym przemianom. Należy zauważyć jego niezwykłą dynamikę i to, że staje się platformą wszystkiego, czego spodziewać się możemy po namacalnej rzeczywistości – z wojnami włącznie. Jest więc nie tylko medium, ale i miejscem, areną wydarzeń – walki wpływów i sił. W związku z jego rosnącą rolą w naszym życiu łatwo zrozumieć wzmożone zainteresowanie podmiotów legislacyjnych, pragnących uregulować „nieskrępowaną twórczość” nadawców i odbiorców oraz zapewnić im niezbędne bezpieczeństwo, które w naszych czasach wspięło się na szczyt hierarchii wartości i potrzeb człowieka.

Tabloidyzacja sieci?
Dlaczego nie? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta sama choroba, która skutecznie toczy duże media papierowe i telewizyjne, w końcu opanuje zawartość, jeśli nie większości serwisów internetowych, to przynajmniej tych dominujących. Już teraz widać kurczącą się z dnia na dzień średnią liczbę znaków w artykułach. Internetowe memy, którymi tak chętnie dzielimy się z innymi, są już w zasadzie nieodróżnialne od ciekawostek w rozkładówkach bulwarówek. Pierwsze 200 pozycji w światowych rankingach popularności WWW gromadzi zdecydowaną większość internautów. Statystyka pokazuje, że wizyty na mniejszych stronach autorskich stanowią marginalny procent ich aktywności. Ponadto potężne serwisy, zgodnie z zasadą „duży może więcej”, próbują stać się dla nas wszystkim tym, czego potrzebujemy: serwisem społecznościowym, albumem ze zdjęciami, filmoteką czy nawet fontanną ze światełkami.

Szukanie rozwiązań
Obserwujemy właśnie narodziny nowej klasy wyszukiwarek internetowych, które zamiast kilkuset tysięcy czy milionów stron zawierających daną frazę, wyświetlają jedną odpowiedź na nurtujące nas pytanie. Przykładem takiego agregatu odpowiedzi jest wolfram alpha www.wolframalpha.com.
I, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się jeszcze w fazie testowej. Konsekwencje popularyzacji tego typu rozwiązań skazują na niebyt wszystkie alternatywne wersje rzeczywistości.

Koniec internetu?
Czy internet może się skończyć i podzielić los, jaki przepowiada się ropie naftowej i lodom na biegunach? Jest to możliwe, ponieważ wzrost zapotrzebowania jest o wiele większy od postępu rozwijania infrastruktury i może skutkować redukcją szybkości transferu danych, a nawet całkowitą izolacją od siebie różnych obszarów. O kruchości tego medium (miejsca) przekonaliśmy się w ubiegłym roku, kiedy spora część Azji i Bliskiego Wschodu została dosłownie odcięta od reszty świata.

Co jest ważne?
Warto pamiętać, że istotne materiały, jakie możemy znaleźć w sieci, z reguły można zapisać w formatach tekstowych, graficznych lub muzycznych. Aktualnie technologia składowania i kompresji danych rozwija się bardzo prężnie. Przykładowo terabajtowe dyski [1024 gigabajty] stają się standartowym wyposażeniem stacjonarnych komputerów. Istnieje także kilka serwisów zajmujących się tego typu działalnością, z których najbardziej znany jest www.archive.org. Jednak żadna istniejąca strona dedykowana archiwizowaniu nie jest gwarantem ocalenia zasobów sieci. Zadanie to jest powinnością każdego świadomego użytkownika, któremu nie jest obojętna wartość przekazywania świadectwa swoich czasów następnym generacjom. Jeżeli komuś brakuje przekonania o słuszności tego apelu, wystarczy wyobrazić sobie świat bez niezłomnych wysiłków przeszłych cywilizacji, które skutecznie walczyły z niebezpieczeństwem niepamięci – np. zasługi kultury arabskiej, która przechowała dla nas dorobek kulturowy starożytnej Grecji, gdy przechodziliśmy okres ciemniejszy. Archiwizacja i notowanie teraźniejszości jest więc również naszym obowiązkiem.

Internet to wielowarstwowa przestrzeń doświadczeń, świadectw, rodzących się myśli – najżywszy i najbardziej aktualny rejestr współczesnej epoki. Należy więc z uwagą zadbać o utrwalenie jego fenomenów, zjawisk w swym elektronicznym bycie efemerycznych, a jednocześnie kluczowych w budowaniu całościowego obrazu świata. W każdej chwili przecież to medium może zniknąć i utracić na zawsze świadectwa naszych istnień.