„Król Roger”  w reż. Warlikowskiego

„Król Roger”
w reż. Warlikowskiego

Marta Lutostańska

Francuscy krytycy są w jednym zgodni: gwizdy i oklaski, irytacja i fascynacja to reakcje, których można się było po spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego spodziewać

Jeszcze 1 minuta czytania

Paryska premiera „Króla Rogera” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego została przyjęta gwizdami, buczeniem i wrzawą. „Skandaliczny «Król Roger»”, „Roger odczarowany” czy „«Król Roger» zmarnowany psychodeliczną reżyserią” – to tylko niektóre tytuły, jakie pojawiły się we francuskiej prasie.

„Ci, którzy uczestniczyli w tym wieczorze, nie widzieli «Króla Rogera» Karola Szymanowskiego, widzieli parodię dzieła – cyniczną i przeciętną. Jeśli Państwo tam nie byliście, idźcie, biegnijcie, smakujcie tę niewiarygodną muzykę i nadzwyczajnych śpiewaków, ale nie zapomnijcie zamknąć oczu” – pisze Thomas Rigail dla portalu muzycznego Classiqueinfo.com. I nie jest w tej opinii odosobniony.

Karol Szymanowski, „Król Roger”. Kazushi Ono (dyr.), Krzysztof Warlikowski (reż.).
Opéra national de Paris, premiera 18 czerwca 2009. © Opéra national de Paris


Najostrzej ocenił premierę dziennik „Le Monde”: jako „rodzaj narkotycznej wizji, która systematycznie staje w opozycji do tego, co mówi libretto (współtworzone przez kompozytora), równie przeciętne, co kwieciste. Ale substancji halucynogennych nie zażywano w murach Opery Paryskiej, więc widownia była zmuszona trzeźwym okiem i jasnym umysłem oceniać psychodeliczne wysiłki reżysera”.
I chociaż Renaud Machart zgadza się z jednogłośną opinią francuskich recenzentów co do znakomitego śpiewu i wspaniałej pracy dyrygenta Kazushi Ono, to o samej kompozycji Karola Szymanowskiego także wyraża się krytycznie. „Polak, zakochany w zmysłowym i erotycznym Oriencie, w gorącym świetle Południa, daje się ponieść obfitości, która miesza napięcie i gęstość, trochę nazbyt pieszcząc uszy – tak jak rozpieściłoby podniebienie masowe pochłanianie ciasta miodowego z cynamonem. Po jakiejś godzinie i 20 minutach ma się ochotę na uszną dietę, słuchając «Oedipus Rex» Igora Strawińskiego, «Jonny Spielt Auf» Ernsta Krenka albo nawet «Wozzecka» Albana Berga, wszystkich współczesnych «Królowi Rogerowi» i z pewnością go przewyższających…”.

„Co się stało z Krzysztofem Warlikowskim?” – pyta w uznanym portalu muzycznym Concertclassique.com Jean-Charles Hoffelé, surowo oceniając tę, kolejną już w Operze Paryskiej, realizację polskiego reżysera. „Nie można zarzucić Warlikowskiemu bycia Warlikowskim: pozostaje wierny swojemu universum, ale jego język straszliwie zubożał. (…) Temat opery Szymanowskiego nie znosi być oglądany przez mały okular lornetki, jego subtelna dramaturgia staje się w nim śmieszna, postacie rozpadają się, a samo dzieło zatonęłoby, gdyby Kazushi Ono i jego śpiewacy nie służyli mu poezją i ratunkiem”.

„Partytura Szymanowskiego, modelowy przykład wrażliwości dźwiękowej, która odwołuje się do postromantyzmu i do Debussy'ego (pozostając jednak Szymanowskim), jest niesiona na ramionach Kazushi Ono, który przemienia Chór i Orkiestrę Opery Narodowej w Paryżu” – zgadza się Maxim Kaprielian (Resmusica.com), powątpiewając w walory sceniczne inscenizacji, lecz o interpretacji muzycznej wypowiadając się w samych superlatywach. Kaprielian docenia jednak inteligencję, jaka charakteryzuje ikonoklastyczną reżyserię Warlikowskiego. Także Michel Paro na łamach dziennika „Les Echos” pisze o tym, że gwizdy i oklaski, irytacja i fascynacja to reakcje, których można się było po reżyserze spodziewać.

Dla odmiany dziennik „Le Figaro” odczytuje buczenie i wrzawę widowni jako przeznaczone w dużej mierze nie dla Krzysztofa Warlikowskiego, lecz ewidentnie dla dyrektora Opery Paryskiej, którego kadencja właśnie się kończy. Gerard Mortier znany jest z gniewnej i smutnej oceny, że Opera de Paris nie ma po prostu widowni, na jaką zasługuje, a także z krytykowania widzów za brak ciekawości i otwartości na to, co nowe.

Jak pisze jeszcze Kaprielian – obsesyjne motywy Warlikowskiego: „balet cherlaków uprawiających aerobik w uzdrowiskowym basenie, grupę Myszek Miki wykrzywiających się w uśmiechu, duże ilości wody mającej obmyć z nie wiadomo jakich nieczystości i liczne nawiązania do «Teorematu» Pasoliniego”, francuscy recenzenci przypisali przede wszystkim odchodzącemu dyrektorowi Opera Bastille. Ocena, że po raz kolejny udało mu się zburzyć przyzwyczajenia paryskiej publiczności i że „era Mortiera” kończy się nie tyle pięknie, co z hukiem, wydaje się trafna, bo faktycznie „Król Roger” Krzysztofa Warlikowskiego – wraz z rejestracją wideo transmitowaną przez kanał ARTE Live Web i towarzyszącą mu w Opera Bastille wystawą „Beau comme moi” (Piękny jako ja) – jest wydarzeniem, które nie pozostaje bez echa.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.