„Podróż na wschód” w MOCAK

Daniel Muzyczuk

Przygotowana z rozmachem wystawa przepełniona jest duchami przeszłości, traumami komunizmu i wyczuleniem na sprzeczności kapitalizmu

Jeszcze 2 minuty czytania

„Podróż na wschód”, Muzeum Sztuki Współczesnej, Kraków, kuratorka: Monika Szewczyk, wystawa otwarta do 29 stycznia 2012 (w ramach Krajowego Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji 2011 – UWAGA NA KULTURĘ!).

Wystawa była wcześniej pokazywana w Arsenale w Białymstoku i w Art-Kyiv Contemporary w Kijowie. Niniejsza recenzja powstała po obejrzeniu wystawy w Arsenale.


Tytuł wystawy wydaje się dość oczywisty, a zarazem zwodniczy. Kto tak naprawdę odbywa tytułową podróż? Czy to kuratorka, Monika Szewczyk, wybrała się na wschód, by zafundować zwiedzającym zapośredniczoną przez sztukę podróż? Bo przecież nie dzieła i artyści, którzy przemieścili się w odwrotnym kierunku. Wystarczy przywołać identycznie zatytułowaną powieść Hermanna Hessego, aby dotrzeć do kolejnego, mniej oczywistego poziomu interpretacyjnego. Podróż owa, jest w ujęciu Hessego introspekcją w poszukiwaniu oświecenia poza zachodnim racjonalizmem. Motywem przewodnim wystawy, wydaje się jednak nie tyle poszukiwanie oświecenia, co próby określenia tożsamości po co najmniej dwóch katastrofach: rozpadzie socialistycznej wspólnoty oraz rozczarowaniu realnym kapitalizmem.

Odbudowa wspólnej tożsamości jest na tyle skomplikowana, że przekracza możliwości jednej, siłą rzeczy wybiórczej, wystawy. Dobór prac ogranicza przede wszystkim polityka kulturalna programu „Partnerstwo wschodnie”, który obejmuje jedynie Armenię, Azerbejdżan, Białoruś, Gruzję, Mołdawię i Ukrainę. Kolejnym ograniczeniem jest pojęcie miłości, jako podstawy do budowania nowego ładu. Edwin Bendyk, którego pisma stały się jedną z inspiracji wystawy, właśnie w miłości szuka pojęcia zdolnego ufundować nową wspólnotę. Wspólnotę osadzoną w indywidualnych losach poszczególnych narodów i zapewniającą pozytywną alternatywę wobec liberalnej konkurencji. Ma to być fundament, który umożliwia solidarność i zrozumienie. Ten pozytywny horyzont zaowocował wystawą, która paradoksalnie nie jest jednogłośnym zawołaniem: „Kochajmy się, bo w miłości jest zbawienie”. Przepełniają ją duchy przeszłości, traumy komunizmu oraz wyczulenie na sprzeczności kapitalizmu. Opowiadać o miłości z tak skażonej cierpieniem perspektywy, nie da się głosem, który nie drży.

Rashad Alakbarov „Dwa miasta z jednego punktu
widzenia (wschód – zachód)”
2001 / fot. Kacper Gorysz,
dzięki uprzejmości Galerii Arsenał w Białysmtoku

Co najmniej trzy osie determinują narrację o miłosnej utopii. Pierwsza, bazując na stereotypach, opowiada o wzajemnych spojrzeniach wymienianych przez wschód i zachód. Szczególnie spektakularna w swej zgrzebności praca azerskiego artysty Rashada Alabarova „Dwa miasta z jednago punktu widzenia (wschód – zachód)” (2001), przedstawia ograne cienie Nowego Jorku i Istambułu, za pomocą śmieciowej kolekcji, mistrzowsko rozstawionej na stole. Pozornie przypadkowy układ przedmiotów, oświetlonych za pomocą dwóch lamp, tworzy na ścianach mityczną oś. Ten do pewnego stopnia niezbędny zabieg, osadza część z pokazywanych w Białymstoku prac, na skomplikowanej siatce wpływów politycznych i gospodarczych. W wielu z nich nostalgia łączy się z analizą wizualnego krajobrazu post-sowieckiego obszaru.

Armine Hovhannisyan & Samvel Baghdasaryan
„Radziecka Sztuka Agitacyjna. Rekonstrukcja”
, 2008
/ Galeria Arsenał

Tęsknota za utraconą wspólnotą kontrowana przez zmory komunizmu, to kolejna oś, o której nie możemy zapominać, jeśli chcemy śnić o przyszłości Europy Wschodniej, Azji Centralnej i Kaukazu. „Radziecka Sztuka Agitacyjna. Rekonstrukcja” (2008) dwójki Ormian, Armine Hovannisyan i Samvels Baghdasaryana, jest kolekcją obiektów związanych z kultem Lenina i Stalina. To wręcz elementarz gestów i postaw, któremu brak ciemnych barw. Wiemy jednak, że te wesołe wizerunki są jedynie zasłoną dymną, skrywającą wspomnienie przemocy. W zupełnie innych barwach, opowiada o przeszłości Volodymyr Kuznetsov. Jego „Mały fiat 126p. Pomnik lat 90.” (2011), to kolorowa pocztówka z okresu, gdy mieszkańcy całego bloku wschodniego jeździli za granicę „na handel”. Kolekcja tandetnych obiektów czy odchodzący w niepamięć samochód, ukazują naszą wspólną historię, czasy kiedy wszystko było płynne, a kapitalizm dopiero mościł sobie miejsce.

Vahram Aghasyan „Miasto widmo”, 2005-2007
/ Galeria Arsenał

Kolejny blok to prace podejmujące wątek upadku modernizmu. Filmowe opowieści Mariny Naprushkiny o złotym wieku architektury w Mińsku, zestawione są ze studiami Rubena Arevshatyana nad dziedzictwem modernizmu w Erywaniu oraz z zatopionymi ruinami niedokończonych budynków w Armeńskim Gimuri, autorstwa Vahrama Aghasyana. Prace te świetnie wybrzmiewają w Elektrowni – nowej siedzibie Galerii Arsenał. Jej industrialny charakter, podkreśla próby rozrachunku z komunistyczną przeszłością i duchem kolektywizmu.

Największa grupa prac opowiada o sposobach na budowanie wspólnoty. Cześć z nich, tak jak dzieła Yaroslavy-Marii Khomenko albo Niko Sekhniashvili, bazując na grze z wzorcami z poprzedniej epoki, buduje nowe, często ironiczne wizerunki bratających się i współdziałających jednostek. Znacznie ciekawsze jest jednak wideo „Manifest Inicjatywy Artystów DVD Revolution” (2008) Armana Grigoryana. Trzech mężczyzn z uwagą słucha nadawanego przez radio komunikatu, którego wymowa jawnie odsyła do Manifestu Komunistycznego. Nie znajdziemy tu ani ironii, ani nostalgii, tak charakterystycznych dla realizacji nawiązujących do przeszłości byłych republik ZSRR. Jest za to powaga, która zdaje się mówić: „Nie wszystko stracone! Rewolucja jest jeszcze możliwa”.

Arman Grigoryan „DVD REVOLUTION, Manifest
Inicjatywy Artystów
”, 2008, wideo 4’27’’
/ fot. Kacper Gorysz, dzięki uprzejmości Galerii Arsenał
w Białysmtoku

Na wystawie uderza pewien zgrzyt. Prace Polaków wydają się znajdować poza rytmem narzuconym przez artystów z krajów położonych na wschód od naszej granicy. Pomimo zbliżonej estetyki, widać wyraźnie inne rozłożenie akcentów. Brak w nich zdecydowanych wskazań do działań kolektywnych, co stawia pod znakiem zapytania wyśniony projekt wspólnej miłosnej rewolucji. A może różnica wynika po prostu z innego instytucjonalnego obiegu sztuki i tego, że na wschodzie horyzont możliwości paradoksalnie wydaje się szerszy?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.