„Kino niezależne w Polsce 1989–2009”,
red. Piotr Marecki

Aleksandra Hirszfeld

Polskie kino niezależne powstało z walki z nudą i nadmiaru energii. Przypomina „Fight Club” – podziemną organizację, która rozwija się przez nikogo niekontrolowana

Jeszcze 1 minuta czytania


Przełom roku 1989 spowodował nie tylko roszady w przestrzeni polityczno-społecznej, ale i prawdziwy wysyp przeróżnych subkultur i trendów, pojawienie się nowych obszarów i działań niszowych w szeroko pojętej kulturze. Kamery zakupione jeszcze w PRL-owskim Peweksie przez pracujących na Zachodzie ojców dały możliwość uprawiania radosnej twórczości i zabawy, a tym samym wypróbowania własnych sił niejednemu nastolatkowi. Tak zrodził się ruch kina niezależnego, opisanego w postaci historii mówionej (czyli konkretnie: 19 wywiadów z czołowymi twórcami offu) przez Piotra Mareckiego w książce „Kino niezależne w Polsce 1989–2009”.

Jest to niewątpliwie rodzynek na polskim rynku. Nikt do tej pory (poza szkicowym „Polskim kinem niezależnym” pod redakcją Mikołaja Jazdona) nie pokusił się o próbę scharakteryzowania czy opisania nurtu niegdyś – jeszcze przed przełomem – nazywanego kinem amatorskim, później zaś funkcjonującego jako kino offowe, undergroundowe czy właśnie: niezależne. Marecki również nie przybiera postawy analityka, dogłębnie badającego fenomen kina niezależnego – obiera raczej strategię antropologa, rejestruje ważne, reprezentatywne głosy, tym samym zarysowując mapę polskiego offu.

Kino niezależne w Polsce 1989–2009”,
red. Piotr Marecki.

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa, 416 stron,
w księgarniach od kwietnia 2009
We wstępie autor wyróżnia trzy cechy, które, jak się zdaje, wyodrębniają to zjawisko z szeregu innych fenomenów z obszaru działań okołofilmowych: (1) działanie w grupach, (2) czysty entuzjazm oraz (3) funkcjonowanie poza sferą instytucjonalną (czyli przynależność do tzw. czwartego sektora). Do tych cech można, jak sądzę, dołączyć coś, co częściowo wyłania się z wywiadów zamieszczonych w książce: swoisty brak samoświadomości. Jak mówi Bartosz Walaszek – współtwórca niezależnego zespołu filmowego „Skurcz” (1988), jednego z pierwszych w Polsce –  „Ja innego kina niezależnego w ogóle nie oglądam, nie interesuję się tym”.

Kolejni „niezależni” wystrzeliwują jak komety, z nieprzeciętnym kopem energetycznym i entuzjazmem, którym mogliby obdzielić połowę profesjonalnej ekipy filmowej; chcą tworzyć, tworzyć i jeszcze raz tworzyć (niektórzy mają na swoim koncie ponad 100 filmów). Fenomen kina niezależnego polega na pasji. Marecki do wywiadów zaprosił mocno wyselekcjonowaną śmietankę wyjątkowych osobowości, m.in. braci Matwiejczyków, Grzegorza Lipca, Kobasa Laksę, Sławomira Shuty, Bodo Koksa czy Piotra Krzywca. I właśnie w wypowiedziach tych oraz pozostałych bohaterów książki krystalizuje się sens kina niezależnego, wychodzą na jaw jego główne cechy, bolączki i linie rozwojowe. Opowiadają oni o pierwszych VHS-ach, o wideomaniactwie, o procesie tworzenia – od pomysłu, poprzez załatwianie sprzętu i rekwizytów, aż do samej realizacji i postprodukcji – jak również o swoich taktykach i pomysłach na filmy.

Główną strategią stosowaną w filmach offowych (zwłaszcza w początkowej fazie rozwoju tego nurtu), były tzw. „kserówki”, czyli powtórzenia scen, chwytów, nastroju czy muzyki ze szlagierów mainstreamowego kina hollywoodzkiego (tak zaczynali Zespół Filmowy Skurcz, bracia Matwiejczykowie, Lipiec, Krzywiec czy Koronkiewicz). Jeśli zaś chodzi o gatunek, dominuje komedia, w której łatwiej nie tylko zakamuflować braki budżetowo-merytoryczne, ale i sprzedać wymyślone naprędce triki czy nieświadomy quasi-ekshibicjonizm. Dopiero później pojawiły się wątki społeczne oraz próby pracy z takimi gatunkami jak SF czy horror.

Po przeczytaniu książki – która za sprawą umiejętnego sposobu prowadzenia wywiadów niezaprzeczalnie napawa optymizmem, zaraża entuzjazmem i pozwala zagłębić się w świat do tej pory nieodkryty – trudno mieć jednak jasność w kwestii użycia terminu: „kino niezależne”. Wydawać by się mogło, że „niezależne” oznacza: świadomie kreujące swój własny język i eksperymentujące z formą i tematyką, tymczasem duża część bohaterów (choć oczywiście nie wszyscy) bazuje na wspomnianych wcześniej „kserówkach” czy własnych, środowiskowych „bolączkach sobotniej nocy”.

Polskie kino niezależne powstało z walki z nudą, z nadmiaru energii i fascynacji Zachodem. Jak twierdzi Kobas Laksa, przypomina ono „Fight Club – podziemną organizację, która rozwija się niekontrolowana przez nikogo”. Działając na kasetach VHS czy miniDV, uchwycono tu całkiem sporo prywatnych mitów, pewnych tendencji, myśli, poglądów, marzeń i swojskiego świata – podwórkowego, ulicznego czy wiejskiego. Mitów, które rozkwitały przez ostatnie 20 lat. Dzięki książce Mareckiego –  jego quasi-antropologicznemu spojrzeniu – „niewidoczny klub” ma wreszcie szansę zaistnieć w społecznej świadomości.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.