Talizmany

Zofia Król

Wedle reguł logiki, wedle zdrowego rozsądku – nie do pomyślenia jest, że chwile znikają na zawsze. Sfera „horrendum” pojawia się jednak w wierszach zebranych Urszuli Kozioł dopiero na stronie sześćset sześćdziesiątej siódmej. A wcześniej?

Jeszcze 2 minuty czytania

Choć wytrwale uczeni przez nasze panie od polskiego tego, że w wierszach mówi nie autor, a podmiot liryczny, kiedy bierzemy do ręki „Wiersze zebrane” – w tym przypadku siedmiuset stronicowy tom „Fuga (1955-2010)” Urszuli Kozioł – wbrew zakazowi czujemy wyraźnie, że oto rozciąga się przed nami czyjeś życie. Wpisane między litery, ułożone w rytm wersów, rozbite punktami widzenia, oglądane od zaplecza – ale jednak, tym bardziej, życie. A w życiu tym rytmy zdarzeń układają się w rytmy słów. Niekiedy „myczały jałówki przymykane w sieni” („Ballada o barchanowych babach”), bywały „śniegiem ściszone wykrzykniki drzew” („Biały wiersz”), „dzwoniły w uchu niegdysiejsze sanki” („Pierwszy śnieg”), a ponad pięćset stron dalej „pod osłoną nocy / księżyc wyprowadzał na spacer / wszystkie wody tej ziemi / tam i z powrotem / tam i z powrotem” („Nad morzem”). Wiele tu chwil pełnych i pustych, równie niezbędnych – bo puste są „podarunkiem dla duszy // dusza potrzebuje pauzy” („[puste chwile]”). Poetka jednak nie rozczula się nad przeszłością, nie akcentuje objawień, nie rozpacza nad przemijaniem czasów i ludzi. W sposób nader wyważony i rozsądny – tak jakby jej wcale nie zależało – pyta po prostu:

czy tamta trawa wciąż jeszcze pomięta
w miejscu
gdzieśmy leżeli przykryci obłokiem (…)

czy prócz mnie pamięta
obłok i kołujący ponad chwilą ptak

żeśmy objęci leżeli na wznak

a ptak nad nami kreślił czasu znaki

A pytanie bierze się „nie z żalu, ale z zamyślenia”. Podobnie jak kiedyś u Miłosza, w wierszu „Spotkanie”, pytanie o pewnego ujrzanego przed świtem zająca. W „Suplikach” Urszula Kozioł umieści zresztą dedykowany Miłoszowi wiersz „Na odejście poety”: „Chciałabym poznać wiersz / który chodził poecie po głowie / zanim na zawsze rozstał się ze słowem”. Poznać chciałaby także „nie z żalu” przecież, ale „z zamyślenia”. Żal – o czym wiedzą zarówno Miłosz, jak i Kozioł – stanowi po prostu znacznie słabszą siłę napędową poezji. Zamyślenie natomiast wytwarza słowa ważkie lub frywolne, ale zawsze klarowne, intensywne, i pełne znaczeniowych konsekwencji.

Urszula Kozioł / Biuro Literackie

Wedle reguł logiki, wedle zdrowego rozsądku – nie do pomyślenia jest przecież, że chwile znikają na zawsze. Podobnie jak nie do pomyślenia, że oto miałoby się już nigdy nie pojechać do Nowego Jorku, Rzymu, czy Lizbony („Absurd”). Ta właśnie niewspółmierność – reguł rozsądku, których świat nas uczy, i reguł przemijania, którymi sam się kieruje, nie pozwalając nam ich zrozumieć – w ostatnim tomie zostanie nazwana: „horrendum”. Horrendum opisuje różnicę między oczekiwaną sensownością a realnym nonsensem świata, między – wiecznym? – kosmosem a przemijającymi pyłkami dmuchawca. „Horrendum” pojawia się jednak dopiero na stronie sześćset sześćdziesiątej siódmej. A wcześniej?

22 września Urszula Kozioł była– wraz z Bohdanem Zadurą – gościem pierwszego w tym sezonie spotkania z cyklu „Port Literacki po godzinach”. Spotkanie poprowadzili Jarosław Borowiec i Jacek Łukasiewicz. 

dwutygodnik.com jest patronem medialnym książki.

O ile ostatnie tomy Urszuli Kozioł – wydane już po 2000 roku „Horrendum”, „Przelotem” czy „Supliki” – wielu czytelników poezji ma w świeżej pamięci, to tomy takie jak „Żalnik” (1989) czy „Wielka pauza” (1996), być może najlepsze w ogóle w całym dorobku poetki, dopiero dzięki „Fudze” możemy czytać na nowo. Już w debiutanckich „Gumowych klockach” (1957) i „W rytmie korzeni” (1963) widać, że najmocniejszą stroną tej poezji staną się przesuwające się przed oczyma czytelnika pisane słowami intensywne obrazy, układy i okoliczności. Choć – zarazem – obrazy ujęte zostaną w kołnierze słów, które pamiętają swoją historię – Urszula Kozioł jest przecież klasykiem.

Możliwe dzięki publikacji „poezji zebranych” czytanie pierwszych tomików uznanych poetów – poza złośliwą satysfakcją, że i oni pisywali złe wiersze – przynosi cenne pouczenie co do sposobu interpretacji i tonacji, w jakiej czytać należy ich wersy późniejsze. I tak na przykład w „Fudze” cykl „Notatnik ogrodnika” – w którym słonecznik „słońcu w oczy zagląda twarzą krągłą, tłustą”, maciejka „taką wydziela z siebie słodycz woni, że cały ogród ma łez pełne płatki”, a motyl ponad goździki, nenufary i tulipany „wybrał kapustę” – choć brzmi bardzo naiwnie, nastraja ucho na częstotliwości świata natury, który będzie potem w różnych odsłonach powracał. W dojrzałych wierszach Urszuli Kozioł planeta – z jej rzekami, drzewami i owadami – toczy się swoim torem i – na szczęście – człowiek nie jest jej do niczego potrzebny. Stałość świata przedmiotowego przynosi wytchnienie i ulgę:

Jakże cieszę się ziemio zuchelku wszechświata
Że tak sobie obiegasz oklepane osie
Nie dbając o to by mnie zadziwić czym nowym (…)

Mam więc z głowy przyloty ptaków i pór roku
Wzdęcia wód i powietrza wklęsanie mam z głowy
Cóż za ulga: świat może się obejść beze mnie
(„Ulga na wiosnę”)

„Może się obejść beze mnie / człowieka” – dopowiada jeszcze niepotrzebnie poetka. Popełnia tu błąd, który sama w innym wierszu wytknie poetom – być może także sobie samej: pozwala utknąć poezji na „mieliznach słów niekoniecznych” („Mały traktat o wierszu”). A niektóre wiersze Urszuli Kozioł tylko te kilka słów niekoniecznych dzieli od poetyckiego ideału.

Urszula Kozioł, „Fuga (1955-2010)”.
Biuro Literackie, Wrocław, 728 stron,
w księgarniach od września 2011
W ostatnich tomach ulga, której dostarcza świat przedmiotowy, nabiera dodatkowego wymiaru – bohaterka wierszy, właścicielka życia, którego świadkami się stajemy, własną ludzką obecność roztopić próbuje w owym obiektywnym świecie:

rozdzielę się ze sobą
już nie będę osobą
a me imię bez brzmienia
zmielą wargi kamienia
(„Przelotem”)

Czternaście stron dalej, w innym wierszu z tomu „Przelotem” – zapatrzona w główkę gwoździa wbitego w deskę sopockiego molo, zespala bicie swojego serca z sercem „rozhuśtanego morza” („[Zapatrzyłam się na piękną główkę]”). Roztapianie się w świecie jest tu możliwe jednak nie dzięki gwoździowi, ale dzięki pośrednictwu poetyckiego słowa, dzięki opanowanej do mistrzostwa sztuce „nachylania ku sobie słów / pod bardzo szczególnym kątem” („Inaczej mówiąc”). Choć zarazem, w wersji radykalnej, takie zespolenie zapewne może poezję – która sama bywa przecież niczym innym jak właśnie próbą stopienia się ze światem – zastąpić.

„Chude talizmany” z dzieciństwa pod Biłgorajem – które w pochodzącej jeszcze z drugiego tomiku znanej „Inwokacji” przyzywała do siebie poetka – dotrzymały słowa. Krajobrazy, myślobrazy, światobrazy dzieciństwa – realny, lity świat – nie opuści poezji Urszuli Kozioł nawet wtedy, kiedy między wersami odkryta zostanie sfera „horrendum”.