ŚLEDZTWA
RUDEGO KOTA:
Powroty i pożegnania

Tomasz Fiałkowski

Jeszcze 1 minuta czytania

„Comeback autorki milicyjnych kryminałów” – czytam na pierwszej stronie najnowszego wydania „Dużego Formatu”. Dodatek do „Gazety Wyborczej” zawiera od niedawna dział „Kultura”, który tym razem został otwarty  rozmową z Heleną Sekułą. „Kultura” w „Wyborczej” wyznaczać ma, jak rozumiem, obowiązujące aktualnie trendy. Fakt, że ta rozmowa wydrukowana została przed portretem Normana Daviesa, coś pewnie znaczy. Podobnie jak inny fakt – że portret Daviesa, „najchętniej kupowanego autora po Papieżu”, wyszedł spod pióra jego wydawcy.

Dość jednak złośliwości. Prowokacyjny tytuł wywiadu z Sekułą „Lubiłam milicjantów” wcale mnie nie gorszy. Pewien dominikanin wytłumaczył mi dawno temu, że zgodnie z najważniejszym z przykazań („a bliźniego swego jak siebie samego”) samoakceptacja jest warunkiem zdrowej miłości do innych ludzi. Helena Sekuła, rocznik 1927, była wszak do 1968 roku oficerem w Komendzie Głównej MO. Jej powieści, które w latach siedemdziesiątych, owszem, czytywałem, były na pewno lepsze od ówczesnych produkcji Jerzego Edigeya. Co oczywiście nie znaczy, że były świetne.

W „Orchideach z ulicy Szkarłatnej” atrakcyjny porucznik Cieślik, sam wywodzący się z nizin społecznych, wydobywa z dna młodą, równie atrakcyjną dziewczynę. Z „Pierścienia z krwawnikiem” zapamiętałem barwny opis nielegalnego kasyna i pracującej w nim barmanki o wdzięcznej ksywie Wadera (co oznacza, przypominam, dominującą samicę w stadzie wilków). „Piąta barwa asa”, „Figurka z drzewa tekowego” i „Barakuda” przepadły dla mnie w mroku zapomnienia. Tytuły były niewątpliwie niezłe – obawiam się jednak, że tylko one.

Równolegle z „Dużym Formatem” czytałem wydaną właśnie po polsku kolejną powieść Iana Rankina „Pożegnalny blues”. Zaintrygował mnie, ale i zasmucił jej podtytuł: „Ostatnia powieść z inspektorem Rebusem”. Od szkockiego policjanta jestem bowiem uzależniony. Gdy się Johna Rebusa i jego kolegów – Siobhan Clarke, Phyllidę Hawes, Colina Tibbeta – raz spotkało, trudno się z nimi rozstać. Są cokolwiek żywsi i prawdziwsi niż porucznik Cieślik.

Rankin, rocznik 1960, szkocki pisarz urodzony w hrabstwie Fife, genialnie połączył tradycję angielskiej powieści detektywistycznej i amerykańskiego czarnego kryminału. Edynburg, szacowne, pełne zabytków miasto i historyczna stolica Szkocji, jest u niego miejscem, gdzie „zbroczona krwią przeszłość miesza się z krwawą teraźniejszością”, a „podziemie styka się z nadziemiem”. Bohater zaś, choć działa w ramach policyjnych struktur, nieustannie łamie reguły. Naraża się zwierzchnikom i świadomie prowokuje lokalnych prominentów, a w dodatku nadużywa alkoholu.

Jest też miłośnikiem rocka, bluesa i innych gatunków muzyki pop, byle nie przekroczyły granicy lat osiemdziesiątych. Woli płyty winylowe od kompaktów, choć w najnowszej książce godzi się – na pożegnanie ze służbą – przyjąć w prezencie  iPoda. Ale tylko dlatego, że jego partnerka Siobhan Clarke (wbrew imieniu Angielka) wgrała tam „wszystko co trzeba – Stonesów, The Who, Wishbone Ash... nawet Hawkwind”.

Pierwsza książka, w której pojawia się John Rebus, ukazała się w 1987 roku. Inspektor miał wtedy lat czterdzieści, był więc kilkanaście lat starszy od swojego stwórcy Rankina. W ciągu dwudziestu lat szkocki pisarz uczynił go bohaterem siedemnastu powieści i tomu opowiadań. Inspektor Rebus skończył sześćdziesiątkę, trochę się roztył i na schodach łapie go zadyszka, bez namysłu jednak oddałbym za niego wszystkich peerelowskich tropicieli zbrodni z polskiej powieści milicyjnej. Poświęciłbym nawet niezapomnianego bohatera powieści Anny Kłodzińskiej, kapitana (potem majora) Szczęsnego. Mimo jego „silnych, sprawnych mięśni rąk i nóg” oraz nieprzeciętnej urody – „jasnych włosach przy śniadej cerze i czarnych, wąskich oczach”.

Może zresztą Johna Rebusa dałoby się nad Wisłę sprowadzić? W Szkocji przeszedł już przecież na emeryturę, a w dodatku, o czym sam wspomina, jego przodkowie przybyli na Wyspę z Polski. Niechże więc przyjedzie do nas poszukać rodzinnych korzeni! Z whisky nie będzie problemu, jest nawet Laphroaig. Gorąco zapraszamy – przestanie u nas być tak nudno...


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.