„Rozstanie”, reż. Asghar Farhadi

Darek Arest

Można powiedzieć, że „Rozstanie” to dramat o skomplikowanych stosunkach społecznych w Iranie i przepaści między religią a życiem. Albo, że to wysmakowany thriller o kłamstwie. Za każdym razem będzie to prawda i za każdym razem będzie to znakomity film

Jeszcze 1 minuta czytania

Asghar Farhadi powtarza wyczyn, który udał mu się już w „Co wiesz o Elly?”. W uporządkowane życie młodych Irańczyków wprowadza drobne, banalne nieporozumienie i patrzy jak sami nakręcają na nim sprężynę wzajemnej nieufności, pretensji i nienawiści. A gdy afera rozkręca się na dobre, nikt już nie pamięta, że pod spodem całego bałaganu leży jakiś relatywnie bagatelny problem.

Nader i Simin właśnie się rozstają. Po kilkunastu latach małżeństwa ona chce wyjechać za granicę. On zapiera się rękami i nogami – z krajem wiąże go między innymi wymagający opieki ojciec. Simin jest jedną z tych, które mogą sobie pozwolić na bycie wyzwoloną, więc wdraża procedurę rozwodową, Nader nie zamierza jej przeszkadzać. Gdyby nie był taki „nowoczesny”, pewnie zatrzymałby ją siłą, ale że za pozorem obyczajowym nie poszły prawdziwe zmiany, nie poprosi jej by została ani nie zdradzi pragnienia nieuważnym gestem. Wypełnia miejsce po żonie, zatrudniając opiekunkę do seniora. To dzięki niej rodzinne brudy wypłyną poza dom, poza postępową wyższą klasę średnią.

„Rozstanie”, reż. Asghar Farhadi.
Iran 2011, w kinach od 7 października 2011
Iran Farhadiego nie znajduje się za siedmioma górami. To kraj, w którym zachodni widz odnajdzie się bez większych problemów, przede wszystkim dlatego, że bardzo „zachodni” są sami bohaterowie. Nieobojętni na modę i technologię, prowadzą intensywne życie i, jak wszędzie na świecie, dzielą się na bogatszych i biedniejszych. Wydaje się, że ci pierwsi mogą pozwolić sobie na więcej nie tylko w sensie materialnym, ale także obyczajowym. Wystarczy jednak jeden fałszywy krok, by cała ta fasada runęła, przypominając, że nawet drobne sprawy są tu regulowane przez system wytycznych.

Chociaż w „Rozstaniu” u podstaw konfliktów leżą kwestie obyczajowe i religijne, to prawdziwym paliwem wzajemnych relacji jest kłamstwo. Bohaterowie przypominają polskich kierowców, dla których sztuka jazdy jest sztuką omijania co większych dziur – w codziennym życiu muszą kluczyć pomiędzy absurdalnymi zasadami i własnymi zahamowaniami, a jedynym rozwiązaniem problemu jest często jego okrążenie. To, co niewygodnie jest poruszać wprost – z obyczajowego wstydu, religijnego strachu i obawy przed tym, co powiedzą inni – łatwiej pokryć kłamstwem. A to często trzeba pokrywać następnym. Te kłamstwa zwykle są drobne, ale szczelnie zalegają na każdym centymetrze wzajemnych relacji. Zanim się obejrzą, bohaterowie znajdą się na szczycie kruchej piramidy zbudowanej z półprawd, zmyśleń, pomówień, naciągniętych historii. I wystarczy pechowy podmuch wiatru, by usłyszeli wielkie łubudu.

„Rozstanie”, reż. Asghar Farhadi, Iran 2011

Farhadi kilkakrotnie stawia swoich bohaterów przed szansą rozwiązania problemu, jednak nawet najmłodszym, najmniej obciążonym, ciężko jest odkręcić kręconą mozolnie przez lata spiralę. Reżyser daje im więc kolejne szanse i to może jedyna słabość filmu – gdy autor „Co wiesz o Elly?” udowadnia swoją tezę, wrzuca do ogródka kolejny kamyczek tylko po to, by cała sprawa zatoczyła kolejną i kolejną pętlę i jeszcze raz okazało się, że wszyscy tkwią w pułapce bez wyjścia. Przez to, „Rozstanie” kończy się jakby kilka razy. Ale może też nie powinno być za elegancko, jeśli widz ma odczuć rzeczywistą wagę problemu.

Zamiast serwować wykład na temat odrębności kulturowej, Farhadi tłumaczy te zawiłości na język filmowego thrillera. Bez upraszczania i krojenia filmu pod zachodnie gusta sprawia, że jego opowieść jest perfekcyjnie czytelna nie tylko pod względem „intrygi” ale przede wszystkim emocji (to też duża zasługa obsady – „Rozstanie” jest kapitalnie i bardzo równo zagrane). Bohaterowie najczęściej kłamią w dobrej intencji i w sprawach banalnych. Opiekunka nie powinna oglądać nago starego mężczyzny, ale czy nie bardziej nagannym jest pozwolić mu siedzieć we własnych ekskrementach?

Gdy do absurdalnych spraw zaczyna mieszać się państwo, a urzędnicy starają się zmierzyć grzech linijką, strategia wymijania problemu wydaje się widzowi coraz bardziej powabna. I może wyjść na to, że rzeczywiście grzeczniej jest wykłuć komuś oko widelcem, niż poprosić, by przestał nieprzystojnie mrugać.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).