Cyprien Gaillard:  romantyczny wandal
Courtesy Galerie BUGADA & CARGNEL, Paris / Sprüth Magers, Berlin, London / Laura Bartlett Gallery, London

Cyprien Gaillard:
romantyczny wandal

Tomasz Szerszeń

Gaillard, jeden z najbardziej dziś rozchwytywanych młodych artystów, patrzy na współczesną cywilizację, na to, co pozornie nowe i nowoczesne, jak na przeszłość – przedmiot badań archeologa

Jeszcze 2 minuty czytania


„Fascynuje mnie to, co podupadłe, piękno defektu i sam upadek w ogóle”. To zdanie nie jest cytatem z Piranesiego, Baudelaire’a czy Ciorana – żadnego z tych melancholijnych, „antynowoczesnych” klasyków sztuki upadku. To nieoficjalne motto Cypriena Gaillarda, młodego (ur. 1980) francuskiego artysty, uhonorowanego w zeszłym roku prestiżową Nagrodą Duchampa i otwierającego właśnie swój indywidualny pokaz w paryskim Centre Pompidou.

Gaillard, jeden z najbardziej rozchwytywanych młodych artystów (obecnie jego prace zobaczyć można również na głównej wystawie weneckiego Biennale i w berlińskim Hamburger Bahnhof), określany bywa mianem „nowego romantyka”, „romantycznego wandala”, „artysty post-entropicznego” czy „archeologa teraźniejszości”. Wandalizm i archeologia? Gaillard patrzy na współczesną cywilizację, na to, co pozornie nowe i nowoczesne, jak na przeszłość – przedmiot badań archeologa. Podróżując po świecie, śledzi i rejestruje znaki jego upadku, z których każdy, choćby kamień czy etykietka z butelki po piwie, stać się może intrygującym śladem. Tej kontemplacyjnej postawie towarzyszy witalistyczne umiłowanie wszystkiego, co spektakularne. Co rozsadza (dosłownie: Gaillard jest miłośnikiem eksplozji, które towarzyszą wyburzaniu domów) i niszczy zastane struktury, co nowe zmienia w ruinę, zaś nowoczesne w archaiczne.





Jego kariera rozwija się błyskawicznie od czasu zrealizowania spektakularnej wideo-opery „Desniansky Raion” (2007).
Jest to składająca się z trzech części opowieść o świecie pogrążającym się w chaosie i celebrującym proces własnego rozpadu. Pierwsze ujęcie przedstawia filmowane z oddali dwie efektowne wieże belgradzkiego wieżowca Genex – według jednych, arcydzieła architektury brutalistycznej, według innych, jednego z najbrzydszych i najbardziej kuriozalnych budynków na świecie. Po tym następuje sekwencja „ustawki” kibiców wśród bloków gdzieś na obrzeżach Petersburga – przelewającego się bezwładnie, niczym podczas średniowiecznych bitew, tłumu. Kolejna cześć filmu przedstawia nocną eksplozję: wyburzenie bloku na przedmieściach Paryża. Ostatnia to sfilmowany z lotu ptaka widok tworzącego rozległy krąg zespołu bloków w Kijowie. Pokazanych w taki sposób, że przypominają bardziej olbrzymią land-artową rzeźbę lub rodzaj betonowego ukraińskiego „Stonehenge”. Temu wszystkiemu niezwykłego charakteru nadaje również muzyka skomponowana przez Koudlama, francuskiego muzyka i kompozytora, dawniej śpiewaka operowego, obecnie gwiazdę tamtejszej sceny alternatywnej.

„Desniansky Raion” to nie tylko spektakularna opowieść o upadku modernistycznych utopii, o dewastacji i rozpadzie pozornie niezniszczalnych budowli z betonu. To również pesymistyczna i anty-oświeceniowa wizja społecznego regresu: mający w sobie coś z science-fiction obraz wybuchu brutalnej i pierwotnej siły na gruzach upadającej cywilizacji. To wreszcie jawnie anty-antropocentryczny obraz przekroczenia tego, co ludzkie w transgresyjnej wizji eksplozji i oswabadzającego lotu nad zimowym krajobrazem betonowych przedmieść…

 

„Geographical Analogies”, 2011 / Courtesy
Galerie BUGADA & CARGNEL, Paris /
Sprüth Magers, Berlin, London / Laura
Bartlett Gallery, London
Niesłabnącą fascynacją Gaillarda są ruiny. Poszukując ich zjeździł kawał świata: Egipt, Kambodżę, USA, Meksyk, Chiny, Szkocję, Rosję, Ukrainę... Efektem tych podróży jest polaroidowy „atlas ruin”, czyli „Geographical Analogies” (2006-09). Mieszają się w nim obrazy skrytych śladów po starożytnych cywilizacjach, pustoszejących miasteczek, zdegradowanych blokowisk, betonowych pomników, podupadłych modernistycznych budowli pożeranych przez wszechobecną i powoli triumfującą przyrodę – azteckie piramidy sąsiadują tu z brutalną sowiecką architekturą, podparyskimi imigranckimi osiedlami i... grotami ze stalaktytami. Gaillard tworzy typologię „ruin modernizmu” i innych, architektonicznych i naturalnych form naznaczonych rozpadem, jednak najważniejszym tematem jego pracy pozostaje melancholia. Życie polaroidowych typologii, podobnie jak „niezniszczalnych” betonowych struktur, jest ograniczone: pierwsze z obrazów z cyklu zaczynają już powoli znikać, przemieniając się w coś kompletnie abstrakcyjnego, w biały skrawek papieru.


Miłość do ruin przemienia się czasem w miłość do rujnowania –
w tym sensie, paradoksalnie, wandalizm może być romantyczny. W swej najnowszej pracy, instalacji „Recovery of Discovery” (2011), Gaillard stworzył w przestrzeni berlińskiej galerii KW gigantyczną piramidę: stożek złożony ze skrzynek tureckiego piwa. Ta osobliwa konstrukcja została kompletnie zdeformowana w dniu wernisażu, gdy za namową artysty goście zajęli się zawartością skrzynek. Obraz wernisażowego tłumu wspinającego się po stożku tej piwnej „wieży Babel” i rozrywającego skrzynki, jest sam w sobie fascynujący: przywodzi na myśl raczej świat owadzi niż ludzki. Prawdziwe życie tej „budowli” zaczęło się jednak dzień po, gdy konstrukcja przemieniła się w częściowo bezforemną pozostałość piramidy. Akt wandalizmu kulturalnej publiczności w niezwykłym czasowym skrócie odsłania jedno z głównych przesłań Gaillarda: w każdą architekturę, w każdy rodzaj stworzonej przez człowieka struktury wpisany jest nieuchronny rozpad. Gaillard interioryzuje jednak ten Smithsonowski (amerykański artysta Robert Smithson) motyw. Obraz zniszczenia – „dzień po” – jest w istocie stanem naszego umysłu. Kac, niszcząc, objawia nam nasz wewnętrzny „pejzaż ruin”. Zdekompletowane cząstki, niejasne fragmenty – pozostałość po spektaklu i euforii dnia poprzedniego.

Od zainteresowania narkotyczno-alkoholowymi „sztucznymi rajami” blisko znów do modernizmu: dla Gaillarda to przecież tylko inna forma utopii. Utopia zawsze podszyta jest grozą: tak jest choćby w serii rysunków „Belief in the Age of Disbelief” (2005), gdzie wstawia on nowoczesne budynki w klasyczny pejzaż rycin Rembrandta czy Jana Hackaerta, tworząc zaskakująco harmonijne i jednocześnie niepokojące kompozycje. To, co nowoczesne, poddane zostaje naturalizacji, pochłonięte przez melancholijny holenderski krajobraz. Ale czy beton może przynieść nam ukojenie? Wraz z Le Corbusierowską architekturą w świat Rembrandta „przeniesiona” zostaje również związana z nią utopijna wizja społeczeństwa. Czy w innym kontekście miałaby ona szansę się urzeczywistnić? A może jej przeznaczeniem jest wieczna porażka; porażka, której ślady stale odnajdujemy? Co jednak zrobić z tymi dostępnymi nam odpryskami utopii, z nieudanymi modernistycznymi projektami – Gaillard znajduje zaskakująco konkretną odpowiedź na to pytanie.
 

„La Grande Allée du Chateau d’Oiron”, 2008
/ Courtesy Galerie BUGADA & CARGNEL, Paris / Sprüth
Magers, Berlin, London / Laura Bartlett Gallery, London

W „La Grande Allée du Chateau d’Oiron” (2008), z gruzu po wyburzonym bloku z podparyskiej miejscowości Issy Gaillard tworzy parkową aleję, która prowadzi do zamku w Oiron i wpisuje się doskonale w XVIII-wieczne założenie ogrodowe. Gaillard pozwala na nowo ożyć ruinom, poddaje recyklingowi nie tylko sam gruz, ale również modernistyczny projekt. W tym sensie jego prace są nie tylko pesymistyczną medytacją o nowoczesności jako chaotycznym pejzażu ruin, ale również próbą stworzenia czegoś nowego: wizją nowej, romantycznej i, jak sam podkreśla, „post-entropicznej” utopii, powstałej na gruzach tej starej.

Cyprien Gaillard/ fot. Ronald DickRomantyczny wandal Cyprien Gaillard miesza brutalność z subtelnym pięknem, archeologiczny szacunek dla przeszłości z wizjami nowej utopii, obserwację codzienności z transgresyjnym pragnieniem spojrzenia na świat z innej, niekoniecznie ludzkiej perspektywy, pamięć o modernistycznej tradycji z psychodelicznym, new-age’owym klimatem, alternatywny rodowód z obyciem w rzeczywistości art worldu. Ten inspirujący melanż nie jest jednak jedynym powodem, który sprawia, że jego sztuka jest tak uwodząca. W czasach, gdy artysta stał się po trosze menadżerem zarządzającym własnym „kapitałem”, po trosze zaś sprawnym graczem manipulującym polem sztuki, podróżujący nieustannie po peryferiach globalizującego się świata Gaillard reaktywuje inny, pozornie archaiczny i od dawna nieaktualny model. „Być artystą – to romantyczne”, mówił w jednym z wywiadów. Czy w tym prowokacyjnym wyznaniu nie kryje się jakaś szerzej odczuwana tęsknota? Gaillard i Koudlam szwendający się po zdegradowanych blokowiskach, wspinający się na dachy opuszczonych budynków – czy w takim pozornie banalnym obrazku nie kryje się niezwykły ładunek romantyzmu? Czy nie o takich przygodach marzymy każdego dnia?
 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.