Sauna

Sauna

Lidia Ostałowska

„Przyprowadzał kolejnych do sportretowania. Siwowłosa kobieta, dojrzały mężczyzna, chłopiec… Z akwarel zwykle nie patrzą nam w oczy, nie można odwzajemnić ich spojrzenia” – prezentujemy fragment książki Lidii Ostałowskiej „Farby wodne”, która opowiada historię zagłady europejskich Romów

Jeszcze 3 minuty czytania

Seansom w Saunie towarzyszył powszedni rytuał. Co rano zbierał się zespół znakomitych lekarzy i pielęgniarek. Mengele mógł na rampie przebierać w fachowcach, w połowie maja 1944 z węgierskiego transportu Żydów wyłowił Miklósa Nyiszliego, patologa po niemieckich szkołach. Zatrudnił go przy sekcjach tych, na których przeprowadzał doświadczenia.

Nyiszli o Saunie: „«Ciekawostką» cygańskiego obozu jest umieszczony tam barak eksperymentalny. Kierownikiem laboratorium jest dr Bertold Epstein, pediatra światowej sławy, profesor zwyczajny Uniwersytetu w Pradze. Jego asystentem jest dr Bendel, docent wydziału lekarskiego w Paryżu”.

W 1943 roku z getta w Terezinie trafiła do obozu w Auschwitz-Birkenau Dina Gottliebova, Żydówka z Brna, utalentowana studentka akademii sztuk pięknych. Skierowano ją do malowania numerów na blokach. Kiedy ozdobiła barak dziecięcy scenkami z „Królewny Śnieżki”, zwrócił na nią uwagę dr Mengele, wówczas naczelny lekarz Zigeunerlager – rodzinnego obozu cygańskiego. Potrzebował kogoś, kto malowałby portrety „mieszańców cygańskich” na potrzeby jego badań nad podrasą.
W 1942 roku w rodzinie oświęcimskiego kolejarza umiera najmłodsze dziecko. Trzy dni po wyzwoleniu Auschwitz jego syn idzie do obozu po sierotę, która zastąpiłaby zrozpaczonej matce utraconą córkę. Wybiera małą dziewczynkę, węgierską Żydówkę o imieniu Ewa. Jakiś więzień daje mu w prezencie akwarele, które walają się po baraku.
W 1963 roku muzeum KL Auschwitz-Birkenau odkupiło obrazy od Ewy. W latach 70. udało się im odszukać autorkę prac. Dina Gottliebova mieszkała w Stanach, była żoną znanego Disneyowskiego rysownika Arta Babbitta. Przy okazji podróży do Paryża zajechała do Polski. Opowiedziała w muzeum o przeżyciach obozowych i poprosiła o fotografie portretów. Dostała je i zamilkła, nie odpowiadała na korespondencję z Oświęcimia – tak sprawę relacjonuje muzeum. W połowie lat 90. pani Babbitt zażądała zwrotu oryginałów...

Książka Lidii Ostałowskiej, „Farby wodne”, której fragment prezentujemy, ukaże się w listopadzie w wydawnictwie Czarne. dwutygodnik.com jest patronem medialnym książki oraz całej serii reportażu.

(Profesor Epstein zeznał na procesie Hössa: „Pamiętam moje pierwsze wrażenie, jakie odniosłem po przybyciu do obozu cygańskiego. Wydawało mi się, że znajduję się nie w Europie, lecz w Sudanie, gdzieś w głębi Afryki”).

Laboratorium dysponowało nowoczesnym sprzętem, postarało się o to – przy poparciu noblisty profesora Ferdynanda Sauerbrucha – Niemieckie Towarzystwo Naukowe i Instytut im. Cesarza Wilhelma. Badania w obozach koncentracyjnych służyły armii i firmom farmaceutycznym, a w Auschwitz każdy lekarz oddawał się swojej pasji. Profesor Carl Clauberg, autorytet w leczeniu bezpłodności kobiet, opracowywał metodę bezoperacyjnej sterylizacji na masową skalę. Z zapałem wstrzykiwał im środek drażniący wynaleziony przez Johannesa Goebela z Schering Werke, z którym pracował w obozie. Z kolei doktor Horst Schumann naświetlał jądra i jajniki albo po prostu je wycinał.

Konikiem Mengelego były bliźniaki i karły, ludzie z jednym okiem niebieskim, a drugim brązowym, niepełnosprawni. Badał różnice między Żydami, Cyganami i resztą, ich odporność na choroby zakaźne (ciężarne zarażał tyfusem, żeby sprawdzić, czy zarazi się dziecko). Wszelkie osobliwości anatomii go kręciły.

Sara Nomberg-Przytyk, polska Żydówka, pracownica szpitala w Birkenau:
– Uwielbiał wyszukiwać takich, którzy nie byli stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Raz przyprowadził do nas kobietę z dwoma nosami, innym razem dziewczynę z owczą wełną na głowie zamiast włosów, przy innej okazji przyszedł z kobietą o oślich uszach.

Albo z Ukraińcem o niewiarygodnie długim członku. Zbadano go i zastrzelono po chwili uciechy dla widzów.

Więźniów przekazywano w Saunie specjalistom. Precyzyjne przyrządy mierzyły długość i szerokość głowy, nosa, dłoni, barków, stóp. Po antropometrii – morfologia: analiza krwi i jej wzajemne przetaczanie u bliźniaków, nakłucia lędźwiowe. Rentgen. Na koniec stomatolog (gipsowe odlewy szczęk i zębów), wreszcie laryngolog, okulista, chirurg.

Dina:
– Asystentką Mengelego była wysoka, młoda, ładna Polka. Taka radosna, chyba Zosia. Notowała wszystkie dane, cokolwiek Mengele powiedział. Jej zadaniem było też pobieranie odcisków palców. Najpierw zmywała Cyganom ręce eterem, musiała dobrze pilnować butelki. Mówiła mi, że pewnego razu ukradli jej ten eter i wypili.

Doktor często przywoływał Dinę, żeby pogłębić jej wiedzę.
– Pokazywał różnice między typami Cyganów. Jak w typie aryjskim linia włosów układa się w stosunku do linii oczu. Jak niebieski kolor oczu Cyganów różni się od niebieskiego koloru oczu aryjczyków, które kolory są najgłębsze. W ramach eksperymentów gromadził materiały do własnej książki o fizycznych podobieństwach i cechach budowy Cyganów z różnych krajów. Powszechnie o tym mówiono.

Domyślała się, że jej prace posłużą w książce jako ilustracje. Mengele starannie oglądał każdą akwarelę, niekiedy zlecał wykonanie uzupełnień i zabierał rysunek do siebie. Skarby trzymał w zamkniętej szafie, w obawie przed konkurencją. Kładł nacisk na dokładne odzwierciedlanie rzeczywistości.

– Przy pracy z obiektami badań korzystał z książek i wykresów. Miał wzorce do ustalania barwy oczu i skóry, przykładał je i robił odczyt. Jednym z określeń dla wykroju ust była litera M.

Zwróciła uwagę, że Mengele ma ten układ warg. Drobiazg, ale niedługo się przydał.
Obserwowała codzienność baraku.
– Atmosfera była jak w laboratorium, gdzie naukowcy badają zwierzęta. Z pewnego rodzaju uprzejmością. Mengele nigdy nie sprawiał wrażenia, że traktuje Cyganów jak ludzi. Czasem uśmiechał się do nich przyjaźnie, czasem powiedział jakiś dowcip, zazwyczaj do mnie albo do Zosi.

Przyprowadzał kolejnych do sportretowania. Siwowłosa kobieta, dojrzały mężczyzna, chłopiec… Z akwarel zwykle nie patrzą nam w oczy, nie można odwzajemnić ich spojrzenia. Żadnej komunikacji ani wciągania widza do wewnętrznego świata człowieka z portretu. A to ważne. Sztuka portretowania rozkwitła w renesansie, jej twórcy przyjęli humanistyczne założenie, że fizjonomia wyraża poruszenia duszy. Twarze Cyganów są martwe.

Siedzieli przed Diną na stołkach. W relacjach nie ma wzmianki o żadnym zydlu dla modela, ale krytycy sztuki potrafią to dziś wyczytać z obrazów. Cyganie pokazani są w jak w listach gończych. Tak samo w XIX wieku na plakatach „Wanted” wyglądali rewolwerowcy na Dzikim Zachodzie, a w 1931 roku zatrzymany przez policję Al Capone. Tę technikę fotograficzną nazwano „mug shot” („mug” to po angielsku morda, „shot” – ujęcie). Wymyślił ją Alan Pinkerton, amerykański detektyw, dla potrzeb swej słynnej agencji. Przydatna dla kryminalistyki i stosowano do dziś, także w Europie. (Ale oprotestowana przez współczesnych obrońców praw człowieka, bo każdy, nawet niewinny, prezentuje się na takich zdjęciach jak złoczyńca).

Josef Mengele posłużył się malarskim talentem Diny, by uzyskać fotograficzną dokładność.

Sprawdzone rozwiązanie, bo akwarela to nie tylko przymglone, nieostre pejzaże. Nim pierwszy raz odwzorowano obraz na emulsji światłoczułej, przyrodnicy, geografowie i antropolodzy ruszając na ekspedycje, pakowali do kufrów lekką drewnianą kasetkę. Farby wodne, blok, pędzle z włosia borsuka, ołówki, noże do przecinania papieru i temperowania, naczynie na wodę. Farby olejne nie nadają się do dokumentacji, schną zbyt długo. Z akwarelą taniej i prościej.

W przededniu pierwszej wojny Bronisław Malinowski w podróż na Nową Gwineę zabrał nowy wynalazek – aparat fotograficzny. Ale zaprosił też artystę, Stanisława Ignacego Witkiewicza. Prace Witkacego nie zachowały się, znamy inne, publikowane w podręcznikach zoologii, botaniki, medycyny, w atlasach i monografiach. Książkach, które wertował przyszły Lagerarzt.

Mengele marzył o profesurze, dbał o ilustracje pracy habilitacyjnej. Uczynił Dinę prywatną akwarelistką (tak przedstawiano ją po wojnie), ale nie powierzyłby kariery jednej jedynej więźniarce. Korzystał do woli z mechanizmu Auschwitz. Portrety Cyganów lub części ich ciał wykonywali też Marianne Hermann, Ludwig Feld, Vladimir Zlamar, Janina Prażmowska. Doktor osobiście fotografował postępy eksperymentów i dodatkowo zlecał innym to zadanie.

Wśród jego dokumentalistów był młody Wilhelm Brasse (bohater znanego filmu „Portrecista” Ireneusza Dobrowolskiego), który wyuczył się fachu w modnym katowickim atelier. W Erkennungsdienst – pracowni obozowego Gestapo w Auschwitz I – robił zdjęcia nagim żydowskim dziewczętom, to go krępowało. Zmajstrował prowizoryczne przepierzenie, żeby miały się gdzie rozbierać. Ostatni ludzki gest, zabijano je potem fenolem. Na jednej z zachowanych fotografii stoją rzędem na golasa przysłane przez Mengelego Cyganki: cztery dziecinne buzie, przerażone, włosy obcięte do skóry.

Są i inne interpretacje. To nie dziewczęta, tylko cygańscy chłopcy po kastracji.

Dina malowała Cyganów tak, jak ich widział Mengele. Czy zdawała sobie z tego sprawę? A może pociągnięciem pędzla świadomie łagodziła rysy modeli?

Co czuje artysta poddany takiej presji? Sztuka nie powinna służyć ludobójstwu. A gdy służy i mimo to sprawia przyjemność? Zdegradowana do fotografii, do rzemiosła pozwala żyć. Jak można sobie z tym poradzić?

Doświadczeń Mengelego na Cyganach Dina nie zapamiętała, tak twierdzi. Ale przyznaje, że słyszała o jednym w obozie kobiecym.
– Na czterdziestoletniej ilustratorce pism mody i kreślarce modeli z Berlina stosował elektrowstrząsy o różnym natężeniu. Próbował, ile wytrzyma. O ile wiem, nie przeżyła.

Ci, których malowała w Zigeunerlager, znikali. O eksperymentach doktora więźniowie z zespołu medycznego opowiadali sobie w zaufaniu, a niektóre zabiegi zwracały szczególną uwagę.

W baraku dla bliźniąt pracowała Żydówka Vera Aleksander. Po wojnie zeznała:
– Przyszedł esesman i zabrał z polecenia Mengelego dwoje dzieci. Byli to moi ulubieńcy Guido i Nino, lat około czterech. Dwa albo trzy dni później przyniósł ich z powrotem w strasznym stanie. Byli oni jak syjamskie bliźnięta zszyci. Rany ich ropiały, ponieważ były brudne. Czuć było smród gangreny. Dzieci krzyczały całą noc. W jakiś sposób ich matce udało się zdobyć morfinę i w ten sposób położyć kres ich życiu.

Powiedziała, że zszył im żyły na przegubach.

Psychiatrzy uważają, że aby przetrwać obóz, trzeba było znaleźć sposób, by się od niego oddzielić. Ten, komu się udało, był tam, lecz nie całym sobą. Głuchł, ślepł, nie przyjmował pełni doświadczenia. Nie pamiętał, bo cząstkę siebie odprawił stamtąd gdzie indziej i skazał na amnezję. Muzułmanie – ci całkowicie zniszczeni, bez woli walki o życie – zobaczyli Auschwitz i zginęli. Tego nie dało się przeżyć. Szaleńcy nie widzieli nic, uciekli w urojenia.

Artysta malarz Mieczysław Kościelniak czterdzieści lat po wojnie wyznał w audycji radiowej:
– Siebie nie rozumiem i drugich nie rozumiem w tej sprawie, ale tak już jest. Natura ludzka każe przenieść się w fikcyjne życie. Żyliśmy w obozie fikcją. Jak widzowie siedząc w krzesłach teatru, oglądają przedstawienie i wczuwają się, tak my przenosiliśmy się do fikcji. Mimo że szalała śmierć, wierzyło się, że się wyjdzie.

Dina utrwaliła w akwareli dziesięć, może dwanaście cygańskich twarzy, tak sądzi.

Skąd ci Cyganie byli?
Jakie mieli imiona?
Czy bali się?
Co dalej z nimi?
Zero szczegółów w głowie.

– Nie przypominam sobie niczego wyjątkowego związanego z obiektami. Oni nigdy o nic nie pytali, a ja i tak nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Byli raczej stoiccy. Siedzieli i nie rozmawiali ze mną. Tylko dziewczyna w chuście się skarżyła.