Jeszcze 1 minuta czytania

Małgorzata Łukasiewicz

ALFABET
„CZARODZIEJSKIEJ
GÓRY”:
D jak drwale

Małgorzata Łukasiewicz

Małgorzata Łukasiewicz

Hans Castorp spotkał ich, kiedy postanowił wybrać się samotnie na dłuższą przechadzkę. Właściwie nie ma pewności, czy są drwalami. No ale kim mieliby być mężczyźni z siekierami, napotkani w lesie? „Dwóch brodatych mężczyzn z siekierami na ramionach szło naprzeciw niego, a kiedy byli blisko, rozstali się. – A więc żegnaj. I dzięki ci! – powiedział jeden z nich do drugiego głębokim, gardłowym głosem, przełożył siekierę na drugie ramię i na przełaj, po trzeszczących gałązkach, zaczął schodzić pomiędzy świerkami w dolinę. Dziwnie zabrzmiało tutaj w samotności to: «A więc żegnaj. I dzięki ci!»”.

Za chwilę Castorp dotrze do miejsca przy wodospadzie, które potem będzie odwiedzał regularnie, aby odbywać godziny swego „królowania”. Dozna krwotoku z nosa, w stanie półprzytomności przypomni mu się Przybysław Hippe, scena z ołówkiem, miesiące cichej fascynacji. Ocknąwszy się sam, powie, z uśmiechem i ze łzami w oczach: „A więc żegnaj. I dzięki ci!”.

Drwale już się więcej w powieści nie pojawią, jednak Castorp wróci do nich w rozmowie z Joachimem: „Ale jakże tutaj lud mówi – zawołał – z taką godnością i tak uroczyście; brzmi to czasami jak poezja: «A więc żegnaj. I dzięki ci!» – powtórzył, naśladując wymowę drwala. – To usłyszałem w lesie i póki życia tego nie zapomnę. Takie słowa kojarzą się później z innymi wrażeniami lub wspomnieniami, wiesz, i do końca życia dźwięczą potem w uchu”.

Fraza powtórzona jest czterokrotnie i stopniowo nabiera wagi. Najpierw wydaje się potocznym, przypadkowo zasłyszanym zwrotem, potem brzmi dziwnie, następnie zostaje użyta dla wyrażenia własnych emocji, wreszcie okazuje się czymś, co bierze się ze sobą na całe życie. Brodaci drwale wynurzają się znikąd i zaraz przepadają, ale przecież nie bez śladu. W swoim czasie i Joachimowi, i Hansowi wyrosną brody.

Może nie wynurzają się zresztą tak całkiem znikąd. „Żegnaj” – Leb' wohl – mógł zapożyczyć Mann z „Pieśni o ziemi”, kompozycji Mahlera do starochińskiej poezji w wolnym przekładzie Hansa Bethgego, a konkretnie z ostatniej części cyklu pt. „Der Abschied” (Pożegnanie; okoliczność, że w czasie, gdy Castorp odbywa swoją przechadzkę, ta część nie była jeszcze muzycznie opracowana, uwydatnia tylko Mannowską skłonność do figlowania z cytatami). Na pozór zwykłe słowa drwala padają w momencie nader muzycznym. W czasie wspinaczki Castorp nucił, podśpiewywał, aż w końcu popadł w istne szaleństwo wokalne. Po spotkaniu z drwalami zaś chciał iść wyżej, aż ku granicy drzew, tak jak jeden z rozstających się przyjaciół w „Pieśni o ziemi”, który odchodzi na wieki w góry, by szukać „ukojenia dla swego samotnego serca”. Ale Castorp, spojrzawszy na zegarek, zawrócił ku dolinie.

W innym miejscu Castorp odnosi do siebie słowa „stracony jestem dla świata”, pochodzące z „ludowej pieśni”. Chodzi o pieśń Rückerta, również żyjącą w muzyce Mahlera. (Analizę szczególnie muzycznych fragmentów powieści – np. werbli i zgiełku bitwy w ostatnim rozdziale – polecam łaskawym względom osób kompetentnych). Mahler użyczył swego imienia i rysów Aschenbachowi, incognito pojawia też się raz po raz w „Doktorze Faustusie” – jakże by więc miało go zabraknąć w „Czarodziejskiej górze”?

Do słów pożegnania Mann dodał słowa podzięki. Castorp żegna się ze szkolną miłością, która jest refleksem młodzieńczego uczucia Tomasza Manna do Willirama Timpego. Potem pożegna się z Joachimem i w ogóle z dawnym swoim światem, ale uczyni to z wdzięcznością, z zapewnieniem, że nigdy nie zapomni. A także z sugestią, że coś z tego jeszcze wyniknie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.