Georges Didi-Huberman
„Przed obrazem. Pytania o cele historii sztuki”

Tomasz Szerszeń

Nie próbujmy uchwycić obrazu, raczej pozwólmy, by to on nas uchwycił. Pozwólmy, by pozbawił nas wiedzy o nim, sugeruje Didi-Huberman. Trudno nie poddać się jego uwodzicielskiej i momentami poetyckiej retoryce

Jeszcze 1 minuta czytania

Książki Georges’a Didi-Hubermana to lekcja patrzenia w wielu odsłonach. Erudycyjna przypowieść o sile obrazów, ale też naszej wobec nich bezradności. Sztuka współczesna i średniowieczna, kino i prehistoryczne malowidła, fotografie z Auschwitz i z Salpêtrière, „Atlas Mnemosyne” i „Documents”, Vermeer i Hantaï, Fra Angelico i Turrell – wszędzie ta sama uwaga poświęcona obrazom i to samo pragnienie przekraczania granic wyznaczanych przez zapoznane i w oczywisty sposób narzucające się interpretacje (by pozostać przy najbardziej znanym przykładzie: analizując fresk Fra Angelico sięga po analogię z drippingiem Jacksona Pollocka, mieszając dwie pozornie nieprzenikalne czasowości, dwa nieprzystawalne dyskursy). Przekraczając granice oczywistości, w które jesteśmy a priori uzbrojeni, kiedy obcujemy ze sztuką i w które obfituje każda nauka, Didi-Huberman unieważnia granice dyscyplin: historii sztuki, filozofii, antropologii, archeologii, historii… 

Georges Didi-Huberman, „Przed obrazem.
Pytania o cele historii sztuki”
. Przeł.
Barbara Brzezicka, słowo/obraz terytoria Gdańsk
2011, 232 strony, w księgarniach od września 201
Wydana w 1990 roku „Przed obrazem” to być może najważniejsza książka filozofa – z pewnością zaś najbardziej istotna z metodologicznego punktu widzenia. Ugruntowała jego status czołowego współczesnego teoretyka obrazu. Na czym polega jej wywrotowa moc? Didi-Huberman wstrząsa fundamentami dyscypliny: kwestionuje wszechwiedzę badaczy, poddaje krytyce ton nieznośnej pewności dominujący w mówieniu o sztuce, rozprawia się z mitem, wedle którego rzeczywistość obrazów jest w pełni poznawalna i opisywalna. Wskazuje na wykluczenia, jakich dawniej dokonywała historia sztuki, by stworzyć samą siebie – wykluczenia, wśród których najbardziej brzemiennym w skutki było vasariańskie „zabicie Średniowiecza”, równoznaczne z poświęceniem obrazu jako czegoś prawdziwie żywego: „zabicie obrazu oznacza zamknięcie go, zanegowanie obecnej w nim przemocy, koniecznej odmienności, jego nieludzkiego charakteru…”. Skutkiem tego przesunięcia było powstanie takiego rozumienia sztuki, które zakładało jej całościowy charakter i które zapewniło jej „nieśmiertelność”. Didi-Huberman uświadamia nam, że ruch ten, paradoksalnie, uśmiercił sztukę. Umuzealniona, doskonale opisana i objaśniona, mówiąca do nas z głębokiej przeszłości, staje się dla zwykłych odbiorców czymś oczywistym – a więc nieistotnym.

Didi-Huberman nie poprzestaje jednak na tej diagnozie. Poddaje krytyce filozoficzne założenia metody ikonologicznej, panującej niepodzielnie wśród historyków sztuki przez wiele lat – z jej optymistyczną wiarą we wszechmoc poznawczych narzędzi badacza – by dojść do przeciwnych wniosków niż ojciec ikonologii Erwin Panofsky. W swej polemice z „jasną” i „samoświadomą” wizją historii sztuki Panofsky’ego, sięga po „ciemnego” Freuda. Model freudowski pozwala podważyć ton rozumnej pewności, dojrzeć w obrazie momenty jego nieciągłości, otworzyć się na to wszystko, co w sztuce prawdziwie niejasne. Co sprzeczne, a więc żywe. Didi-Huberman dokonuje tu zaskakującej operacji: zderza marzenie senne jako model „bycia przed obrazem” z wczesnochrześcijańskimi archeiropoiesis – obrazami „nie-ludzką ręką stworzonymi” (które przez lata były lekceważone przez badaczy i uznane za „nie-sztukę”). W obu wypadkach mamy do czynienia z rozdarciem, wewnętrzną defiguracją – czymś, co wymyka się humanistycznej wizji Vasariego i rozumieniu sztuki jako naśladownictwa.

Dla autora „Przed obrazem” obraz jest miejscem „wyobcowania”, aporią, z założenia podważającą przyjęty przez historię sztuki model rozumnego postępu. Jest miejscem otwarcia na „nie-wiedzę”. „Nie-wiedzę”, która nie jest tu jednak rozumiana jako „brak wiedzy”, lecz na sposób Bataille’owski – jako jej przekroczenie, wzięcie w krytyczny nawias, pokonanie ograniczeń, które stoją za pozornie wygodną pozycją „wiedzy”. Nie próbujmy więc uchwycić obrazu, lecz raczej pozwólmy, by to on nas uchwycił. Pozwólmy, by pozbawił nas wiedzy o nim, sugeruje Didi-Huberman i trudno nie poddać się jego uwodzicielskiej i momentami poetyckiej retoryce.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.