Edward Żebrowski:
Ciało jest zakładnikiem idei

Bartosz Żurawiecki

W filmach Żebrowskiego mamy nie tyle żywych ludzi, co reprezentowane przez nich postawy. To one wchodzą ze sobą w dialog, w spór, ale z góry wiadomo, która z nich jest moralnie słuszna, a która wręcz przeciwnie

Jeszcze 2 minuty czytania

Edward Żebrowski nie kręci od trzydziestu lat. Wypada tego żałować, zwłaszcza, że de facto zakończył karierę reżyserską swym najlepszym filmem – „W biały dzień” (potem była jeszcze tylko podpisana wspólnie z Krzysztofem Zanussim „Niedostępna”, zrealizowana dla telewizji niemieckiej). Żebrowski jest więc traktowany w środowisku jak żywa legenda i milczący autorytet, choć – z drugiej strony – nie można powiedzieć, by jego filmy miały wśród widzów status „kultowych”. Są nieco zapomniane, dobrze więc, że Kino Polska postanowiło wydać na DVD trzy długie metraże, jakie reżyser popełnił (szkoda jedynie, że nie uzupełniono boksu o krótkometrażówki).

Mechanicznie wrzuca się twórczość Żebrowskiego do przegródki z napisem „Kino moralnego niepokoju”. Nie może być inaczej, w końcu on to kino wraz z Zanussim tworzył. W filmach Żebrowskiego mamy nie tyle żywych ludzi, co reprezentowane przez nich postawy. To one wchodzą ze sobą w dialog, w spór, ale z góry wiadomo, która z nich jestmoralnie słuszna, a która wręcz przeciwnie. Gdyby te dzieła tylko do tego się ograniczały, byłyby już dzisiaj co najwyżej godne szacunku, bo martwe.Jest jednak w filmach Żebrowskiego coś znacznie ciekawszego i wciąż aktualnego: konflikt cielesności i dyskursu. Dramat ciała, które podporządkowuje się idei i zapomina o swoich potrzebach oraz powinnościach. Rywalizacja między biologią a intelektem. Kto ją wygrywa? Odpowiedzią jest w jakiejś mierze owo czterdziestoletnie milczenie Żebrowskiego. Nie przypadkiem także wszystkie trzy jego filmy kończą się śmiercią.

Edward ŻebrowskiBohater „Ocalenia”, Adam Małecki (już w tekście o twórczości Stanisława Różewicza pisałem, że Zbigniew Zapasiewicz doskonale potrafił oddać inteligencki narcyzm swoich bohaterów) zajmuje się naukowo biologią. Ale wydaje mu się, jakby sam był jej pozbawiony. Człowiek to sztywny, racjonalny, oschły, zasadniczy… Istny konstrukt kultury akademickiej. Trafia do szpitala na jakieś badania, które lekceważy, licząc, że wróci do swoich zajęć za kilka dni. Choroba, która rozwija się w jego organizmie, okazuje się jednak poważniejsza niż przypuszczał, docent Małecki musi zostać na leczeniu przez kolejne miesiące. Styka się wtedy z rzeczywistością, z którą nie chciał mieć dotąd nic do czynienia – ze słabościami ciała, z jego płynami ustrojowymi, z jego smrodem i nieczystością. Ale też z lękami i, często płonnymi, nadziejami pacjentów.

Jest w filmach Żebrowskiego uderzający kontrast między ciałem ubranym a rozebranym. To pierwsze – najlepiej jeszcze odziane w garnitur, krawat, zapięte pod szyję – zdaje się być naturalną skórą bohaterów. Doskonale zrośniętą z ich gestykulacją, manierami, wywodami… Ciało nagie to ciało obce, nienaturalne. Widzimy je przeważnie w sytuacjach, gdy jest męczone, poniewierane, upokarzane. Także drugi w kolejności długi metraż Żebrowskiego rozgrywa się w „placówce medycznej”. Tytułowy „Szpital Przemienienia”to klinika dla psychicznie i umysłowo chorych. Lekarze dyskutują przy kolacji o teoriach psychiatrycznych, pacjentów zaś poddaje się bolesnym zabiegom, poniżającym eksperymentomlub zgoła się ich maltretuje.

Akcja tej ekranizacji powieści Stanisława Lema (nota bene sam pisarz jej nie cenił) rozgrywa się na ziemiach polskich tuż po wybuchu II wojny światowej. Lada chwila zjawią się niemieckie oddziały, by pozbyć się tych wszystkich „niepotrzebnych” chorych ciał, które zaludniają szpital. W kontekście nadciągającej zagłady akademickie spory lekarzy brzmią dziwnie nie na miejscu. Obnażają bezsilność rozumu wobec przemocy fizycznej.

Świat filmów Żebrowskiego jest – jak to zwykle w polskim kinie – światem męskim. Kobiety pojawią się gdzieś w tle, pełnią role asystentek,pomocnic, posłańców. Niewiele mówią, stanowią enigmę, którą jednak bohaterowie nie zaprzątają sobie głowy. Mężczyźni bowiem wrośnięci są w rzeczywistość twardych, wyrazistych idei, których konsekwencją są nie tylko badania naukowe i dyskursy, ale też intrygi, walka o władzę, zabijanie. I w końcu ta strona męskiego świata bierze górę. Tak się dzieje zarówno w „Szpitalu Przemienienia”, jak i w filmie „W biały dzień”, gdzie 20-letni chłopak (jedna z najlepszych ról Michała Bajora), wyznaczony przez organizację konspiracyjną do zabicia słynnego pisarza (Jerzy Radziwiłowicz) oskarżonego o współpracę z tajną policją Rosji (inspiracją była sprawa Stanisława Brzozowskiego), orientuje się, że sam stał się ofiarą politycznych machinacji.

Warto przyjrzeć się też stosunkowi męskich bohaterów filmów Żebrowskiego do seksu. Odgrodzeni w swych garniturach od innych ciał, skupieni na nauce lub ideologii podchodzą do tej sfery życia jak do jeża (choć to raczej oni są najeżeni). W „Ocaleniu” mamy iście groteskową scenę erotyczną, w której Małecki dosłownie rzuca się na swoją żonę (graną przez Maję Komorowską), ta zaś pustym, udręczonym wzrokiem patrzy w dal. Cały seks ogranicza się tu do kilku spazmów docenta – i to raczej spazmów rozpaczy niż pożądania. W „Szpitalu Przemienienia” panowie doktorzy zdają się być w ogóle pozbawieni potrzeb erotycznych, całkowicie wystarcza im praktyka lekarska i dysputy w męskim gronie. Jedyną istotą doceniającą zmysły jest cyniczny artysta (Gustaw Holoubek) – postać wzorowana na Witkacym – który zażywa morfinę i romansuje z żydowską emigrantką z Austrii (Ewa Dałkowska). Między nią a głównym bohaterem filmu, młodym doktorem Stefanem (Piotr Dejmek) dochodzi do zbliżenia tuż przed wkroczeniem hitlerowców do szpitala. Bardziej to jednak próba dodania sobie otuchy niż stosunek seksualny.

Najśmielej wyglądają sceny miłosne w filmie „W biały dzień”.Bohater nawiązuje romans z Ewą (Krystyna Janda), żoną jednego z przywódców organizacji. Ich ciała są jednak filmowane już po wszystkim, gdy oddzielają się o siebie, stają się właściwie sobie obce. Można to nawet interpretować jako ostrzeżenie, zapowiedź tego, że i prowadząca podwójne życie Ewa okaże się nielojalna w stosunku do „Białego”.

To istne kalectwo seksualne, jakie przejawiają panowie z „Ocalenia” i „Szpitalu Przemienienia”, jest jeszcze jedną konsekwencją ich odcięcia od ciała, którym przecież zawodowo się zajmują. Chcą służyć jakiemuś wyższemu porządkowi – intelektualnemu, naukowemu, patriotycznemu. Wyzbyć się tego, co przyziemne, niskie, niegodne mężczyzny, zwłaszcza mężczyzny-Polaka. Ale tym łatwiej padają ofiarą chorób, przemocy, śmierci – wszystkiego, co chcieli wypchnąć ze swego życia lub przynajmniej zracjonalizować i kontrolować. Daremnie. Kino Żebrowskiego jest kinem klęski.

Jedna z ostatnich scen „Białego dnia” rozgrywa się w słonecznych, zmysłowych Włoszech. Zamachowiec wchodzi do domu chorego na gruźlicę pisarza, którego ma zabić. Ten drzemie w ogrodzie. Kątem oka dostrzega młodego człowieka z bronią w ręką. Nie podnosi się jednak, nie wpada w panikę, nie tłumaczy się ani nie błaga o litość. Jedynie pyta gościa cicho: „Pan z Polski?”. Oto ciało znużone polskością (a nie przypadkiem chyba należące do Radziwiłowicza – „człowieka z marmuru”, „człowiekaz żelaza”). Ciało oskarżone o zdradę, które nie ma już siły walczyć, ale bardzo pragnęłoby wywikłać się z narodowych obowiązków, z dyktatu historii, z moralnego niepokoju także. I wreszcie uzyskać niepodległość.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.