WOKÓŁ PLANU HAUSNERA:
Trzymam kciuki

Rozmowa z Grzegorzem Lewandowskim

Rozmowa z G. Lewandowskim: „Pewnie narażę się na nieprzychylność ze strony środowisk twórczych, ale wierzę, że Hausner wcale nie planuje zamachu na kulturę wysoką”

Jeszcze 3 minuty czytania

AGATA ZYGLEWSKA-DIDUSZKO: Co według Ciebie oznacza dla kultury niezależnej promocja reformy przygotowana przez zespół profesora Hausnera?
GRZEGORZ LEWANDOWSKI: Przeczytałem ten raport i wydaje mi się fantastyczny, bo ufam w to, że Hausner – tak jak sam powiedział podczas niedawnego spotkania w kawiarni Nowy Świat – nie jest neoliberałem, którego jedynym celem jest obniżenie wydatków państwa na kulturę. Przyglądam się bacznie warszawskiemu środowisku kulturalnemu i wiem, że konieczny jest nowy system weryfikowania projektów artystycznych, bo w projektach, które teraz są realizowane, jest wiele rzeczy nieprzemyślanych, zrobionych byle jak, a często realizowanych tylko z powodu organizowania konkursów dotacyjnych. Mówiąc krótko – wiele osób działa w myśl zasady „są pieniądze – wymyślimy projekt, żeby je zdobyć”. Źle dzieje się w środowiskach pozarządowych, nieinstytucjonalnych. W samorządowych instytucjach kultury często nawet gorzej. Kiedy obserwuję niektóre produkcje, wydaje mi się, że jedynym motorem działań jest konieczność zrealizowania budżetu. Często bardzo dużego budżetu. Tak się dzieje w teatrach, muzeach i domach kultury. Ja wierzę, że Hausner naprawdę nie planuje zamachu na kulturę wysoką. Z pewnością nie chodzi mu o niszczenie dobrej sztuki, tylko o unikanie marnowania pieniędzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że narażam się na nieprzychylność ze strony środowisk twórczych, bo twórcy kultury myślą o konkretnych, własnych projektach, a nie o ekonomii, która jest koniecznym aspektem myślenia o kulturze.

Grzegorz Lewandowski, szef Chłodnej 25,
przewodniczący Komisji Dialogu
Społecznego ds. Kultury, współtwórca
ReAnimatora
Teraz mówisz o projekcie reformy entuzjastycznie, ale w czasie spotkania z profesorem Hausnerem wysunąłeś wobec jego planu zarzut, który wydał mi się bardzo celny. Chodziło o to, że na tym projekcie ciąży grzech akademickiego idealizmu i że wiara Hausnera w kompetencje kulturalne samorządowców, którzy mieliby decydować o „być albo nie być” instytucji kultury, zwłaszcza poza dużymi miastami, może być zgubna.
Tylko że to jest problem generalny, który dotyczy również tego, co my próbujemy zmieniać w kulturze warszawskiej. Brakuje ludzi do pracy nad reformą systemu – zarówno po stronie samorządowej, jak i po stronie środowiska ludzi kultury. Jeżeli nie pojawią się dojrzali menedżerowie kultury, tacy którzy nie są zainteresowani realizowaniem wyłącznie własnych projektów, ale uczestniczeniem w budowaniu nowej infrastruktury i ogólnej polityki kulturalnej, to niewiele uda się zrobić. Na spotkaniach Komisji Dialogu Społecznego ds. Kultury ciekawe rozmowy toczą się, dopóki nie zostaną rozdane pieniądze.  Dlatego nowego systemu nie mogą tworzyć ludzie, którzy są uzależnieni od miejskich dotacji, bo ich główną motywacją jest zdobycie funduszy na własne działania. Dopóki wszystko kończy się na dbaniu o własne środowisko, jest to tylko przejmowanie pokoleniowej pałeczki, tworzenie nowego układu sił – a to jest bezsensowne. Hausner mówi, że nakreśla tylko pewien kierunek zmian i ja  się z nim zgadzam, że sytuacja kultury polepszy się, kiedy mniej instytucji będzie w pełni finansowanych odgórnie, co wymusi więcej myślenia ekonomicznego i dbałości o poziom u szefów tych instytucji. Efekty takiego strategicznego myślenia będziemy obserwować przez dziesiątki lat. Pewnie dopiero następne pokolenie odczuje je wyraźnie. Oczekujmy jednak od liderów umiejętności pewnego długofalowego myślenia, nawet jeśli na pierwszy rzut oka zagraża ono „naszym” interesom.

ReAnimator

Grzegorz Lewandowski (szef Klubokawiarni Chłodna 25), Marta Białek (Towarzystwo Inicjatyw Twórczych ę) i Marta Wójcicka (Stowarzyszenie ArtAnimacje) zorganizowali w zeszłym roku w Warszawie cykl debat pod wspólnym tytułem ReAnimator. Debaty te dotyczyły najgorętszych tematów warszawskiej kultury niezależnej (m.in. dotacje, dostępność lokali, status przestrzeni publicznej w mieście, uproszczenie i obiektywizacja procedur konkursowych). Najważniejszym celem ReAnimatora było zintegrowanie środowiska ludzi kultury działających w strukturach organizacji pozarządowych i nawiązanie dialogu z urzędnikami z warszawskiego ratusza. Plan w dużej mierze powiódł się – na debaty przychodzili artyści i aktywiści warszawscy, którzy rzeczywiście realizują najciekawsze projekty w mieście i którzy reprezentują kilkadziesiąt organizacji; stałym gościem był także Marek Kraszewski, dyrektor warszawskiego Biura Kultury, które prowadzi większość konkursów dotacyjnych w mieście. Po zakończeniu ReAnimatora, Grzegorz Lewandowski zaprosił uczestniczących w nich twórców kultury do „pokojowego przejęcia” Komisji Dialogu Społecznego, które już od wielu lat działały przy warszawskim Biurze Kultury jako nieco niemrawe ciała doradcze, o których istnieniu prawie nikt z tworzących w mieście kulturę nie wiedział. Udało mu się połączyć branżowe Komisje do spraw Teatru i Plastyki w jedną KDS ds. Kultury, na której czele stanął. W prezydium Komisji znalazły się m.in. Alina Gałązka (ngo.pl, Komuna Otwock), Bogna Świątkowska (Fundacja Bęc Zmiana), Aldona Machnowska-Góra (Teatr Konsekwentny) i Marta Białek. Komisja, w której spotkaniach uczestniczy obecnie od kilkunastu do kilkudziesięciu organizacji, współpracuje z urzędnikami miejskimi nad zmianą systemu finansowania oraz zarządzania działaniami i instytucjami kultury w mieście.

W tej całej „walce o lepsze jutro” brakuje tylko filozoficznej dyskusji o tym, czym właściwie jest kultura, ta kultura finansowana z budżetu.  Jeżeli nie wypracujemy sensownego stanowiska sami, to będziemy musieli zgodzić się z wizją różnych polityko-urzędników. Chciałbym uczestniczyć w dyskusjach, na podstawie których my jako społeczeństwo obywatelskie bylibyśmy w stanie kierować konkretne, spójne postulaty do rządzących. Marzy mi się wielka publiczna debata o polityce kulturalnej naszego kraju. Trochę wierzę w Wolny Uniwersytet Warszawy, inicjatywę Bogny Świątkowskiej i Kuby Szredera, że stworzą prężne środowisko głębszej analizy filozoficznej. A na razie każdy artysta lobbuje za swoją branżą. Powinniśmy mieć wizję i plan, który obejmie perspektywę najbliższych dwudziestu lat i będzie dotyczył wszystkich pól kultury. Żeby można było spokojnie rozmawiać o tym, że na przykład w przyszłym roku nie sfinansujemy któregoś z wielu festiwali filmowych albo zamkniemy jeden teatr miejski, ale za to utworzymy scenę dla teatru tańca. Ale do takiej rozmowy trzeba dojrzałości społecznej.

W zeszłym roku współtworzyłeś projekt ReAnimator. Wiem, że chciałeś przekształcić w ten sposób ogromną liczbę działających w Warszawie organizacji pozarządowych w jedno spójne środowisko. Na ile ten plan się powiódł?
ReAnimator był zrywem, wynikającym z potrzeby zmiany zastanej sytuacji. Był też próbą integracji środowiska niezależnych twórców kultury poprzez dyskusję na kluczowe dla nich tematy. Najpierw musieliśmy pokonać własną niewiedzę i niekompetencję, a potem mur w świadomości urzędników. Udało się przełamać pierwsze uprzedzenia. W sposób naturalny, przenieśliśmy się potem do KDS, bo to jest przestrzeń, w której miasto umożliwia wspólną pracę nad zmianami rozmaitych przepisów dotyczących działalności kulturalnej, przyznawania dotacji czy lokali twórcom kultury.

Zdołaliśmyprzez te pół roku stworzyć prężną i rozpoznawalną reprezentację tej Komisji. Wcześniej mało kto wiedział, że istnieje coś takiego jak KDS. Udało nam się doprowadzić do tego, żeby urzędnicy zaczęli z nami rozmawiać bardziej serio. Po  stronie ratusza pojawiło się kilku otwartych na dialog urzędników. Marcin Jasiński z Biura Kultury jest człowiekiem, który ma poczucie dobra wspólnego. Jest doskonale wykształconym  urzędnikiem, który swoim zaangażowaniem przekonuje mnie, że praca nad reformą systemu ma sens. Dajmy sobie czas na efekty. Aktualnie pracujemy nad wejściem w życie długo wyczekiwanego Programu Rozwoju Kultury do 2020 roku.

Problemem jest chyba to, że rzeczywiście dość bezwzględnie walczycie o nową politykę kulturalną miasta, a nie o interes poszczególnych organizacji zajmujących się obecnie w mieście działaniami kulturalnymi, bo z jakością tych działań bywa różnie…
Musimy dbać o siebie, ale w rozsądny sposób. Jak widzę organizację pozarządową, która działa od lat, a jest całkowicie uzależniona od dotacji miejskich, to myślę, że coś z nią jest nie tak. To środowisko powinno wypracować sobie wspólną tożsamość i pewien etos. Nie chodzi nam o to, żeby wszystkie warszawskie organizacje pozarządowe dostały od miasta pieniądze na przeżycie. Chodzi o stworzenie możliwości rozwoju tym, którzy naprawdę tworzą coś istotnego.

Dla mnie wielką porażką była sprawa festiwalu Przemiany. Siedzieliśmy tygodniami nad ulepszeniem procedur konkursowych, a potem zgodziliśmy się na festiwal za 3,5 mln złotych, którego procedura pełna była błędów i niekonsekwencji. Zgodziliśmy się jako środowisko na festiwal tak źle przygotowany, że osoby odpowiedzialne za jego przygotowanie – pełnomocnicy Prezydenta Miasta Warszawy – powinny natychmiast stracić stanowisko. Festiwal trwa, nikt o nim nie wie. W zeszłym tygodniu okazało się, że w trakcie festiwalu będzie robiona jego nowa identyfikacja wizualna. W cywilizowanym mieście osoba, która zorganizowałaby w ten sposób projekt, nie zostałaby dopuszczona do publicznych pieniędzy co najmniej przez kilka następnych lat. A u nas nic takiego się nie wydarzy, bo wszyscy wiedzieli, że festiwal był robiony na wczoraj, na szybko i „jakoś to będzie”. A zatem – trudno. Nie myślimy w długiej perspektywie, rzucamy się na każdy grosz rzucony przez miasto. A gdybyśmy się na chwilę powstrzymali i popracowali przez dwa lata nad zmianą, wypracowali procedury organizowania tak wielkiego festiwalu, dali sobie czas na próby i konsultacje, to udałoby się stworzyć zasady na lata. Ten rok, w kontekście Przemian uważam za stracony.

Czy są jakieś punkty wspólne między  postulatami zmian w systemie finansowania kultury, które wypracowuje KDS, a postulatami z projektu prof. Hausnera?
Kiedy czytam raport Hausnera, to widzę, że to co sobie wymyślamy w Warszawie, w bardzo dużym stopniu zgadza się z pomysłami urzędników-polityków. Więc albo jesteśmy dziwni i nie do końca alternatywni, albo może to jest naprawdę dobry kierunek. Ja po przeczytaniu tego raportu mam ochotę powiedzieć: panie profesorze, proszę tu przyjechać i zrobić pilotaż pańskiej reformy. Jeśli chce pan to zrobić dobrze, to trzeba wypróbować swoje pomysły w Warszawie. Z dobrym skutkiem dla Warszawy, reformy i całego kraju. Trzymam kciuki.