Architektoniczne utopie  Jana Głuszaka Dagaramy
Jan Głuszak Dagarama, Miasto Słoneczne - Humonopolis, 1965, dzięki uprzejmości Muzeum Architektury we Wrocławiu

Architektoniczne utopie
Jana Głuszaka Dagaramy

Klara Czerniewska-Andryszczyk

W pokazywanych w Instytucie Awangardy rysunkach tuszem i kompozycjach zwyczajną kredką świecową, odzwierciedla się entuzjazm Dagaramy zupełnie inny od pasji, która motywowała klasycznych awangardzistów. Takie „nieszlachetne” materiały kojarzą się wciąż z domeną kobiet i szaleńców

Jeszcze 2 minuty czytania

Tarnów, a raczej jego modernistyczną narośl – azotowe osiedle Mościce – rozsławił w poprzedniej dekadzie Wilhelm Sasnal. Zainicjowany zaś w 2010 roku w tamtejszym BWA przez Ewę Łączyńską-Widz i Dawida Radziszewskiego projekt „1000 lat nowoczesności” propagował zarówno samą historię i architekturę przemysłowej gminy (tym samym dorzucając kolejne case study do badań nad tzw. modernizmem na peryferiach), jak i wprowadzał w lokalny kontekst sztukę współczesną. Kuratorzy przypomnieli również nazwisko niezwykłego architekta – Jana „Dagaramy” Głuszaka (1937-2000), którego utopijne wizje pokazywane są obecnie w warszawskim Instytucie Awangardy, jako epilog trwającego dwa lata projektu.

Rzeźba Wilhelma Sasnala, „28.03.1983”
wykonana w 2010 roku  dla Mościc w ramach projektu
„Tarnow. 1000 lat nowoczesności”

Ekspozycja Dagaramy w przestrzeni Instytutu Awangardy uwalnia szereg skojarzeń. Na połowie niewielkiej powierzchni szklanego pawilonu ściśnięto kilka prostokątnych witryn, przypominających stosowane w Muzeum Narodowym struktury Stanisława Zamecznika. Ich rozstawienie zmusza widza do lawirowania, a umieszczone za szybami prace oddziałują ze sobą oraz z wielkomiejskim pejzażem widocznym w tle. Lśniące świecówkowe barwy „mieszkaniowej jednostki wodnej dla tropiku” z 1965 roku migoczą w mokrym powietrzu, jakby zawieszone na drapaczach chmur warszawskiego Śródmieścia, a stołeczny Stadion Narodowy z błyszczącą iglicą jest jak powidok krematorium zasilanego uderzeniami piorunów – centralnego budynku idealnego miasta Humanopolis.

W kontekście atmosfery sąsiedniego studia Edwarda Krasińskiego, z wyłaniającymi się zewsząd surrealno-konceptualnymi obiektami, kuratorzy chcąc nie chcąc wpisują „futuramę” Głuszaka w eskapistyczny dyskurs peerelowskiej awangardy. Awangardy, która w cichym sprzeciwie wobec zastanego systemu tworzyła dzieła konceptualne, efemeryczne, nierealne bądź niemożliwe do zrealizowania.

Jan Głuszak Dagarama w Instytucie Awangardy

Jan Głuszak Dagarama, „Z trudu słońca” (epilog wystawy „Tarnów. 1000 lat nowoczesności”), Instytut Awangardy / Studio Edwarda Krasińskiego, Warszawa, kuratorzy: Dawid Radziszewski, Ewa Widz-Łączyńska, czynna do 10 lutego.

Podobnie jak tajemniczy francuski architekt z przełomu XVIII i XIX wieku Jean-Jacques Lequeu, Jan Głuszak nigdy nie zaprojektował niczego, co miałoby szanse na realizację za życia autora. W przypadku Lequeu niektórzy badacze przypuszczali, że jego prace były żartem Marcela Duchampa, który swego czasu pracował we francuskiej Bibliotece Narodowej i mógł je zwyczajnie spreparować. W przypadku Dagaramy wiemy na pewno, że sam architekt istniał, a po „odkryciu” dla szerszej publiczności – przez Jerzego Hryniewieckiego w 1965 roku na łamach „Projektu” – był traktowany zupełnie poważnie. Potwierdzają to liczne nagrody i wystawy – w tym udział w Biennale Architektury w Wenecji w roku 1996.

Dagarama skrupulatnie archiwizował swoje projekty i opatrywał charakterystycznym trójkątnym stemplem, czasem datował. Na tle monumentalnych wizji takich architektów jak Sant’Elia czy realnych dokonań japońskiego ruchu metabolistów, wyróżniają się one przede wszystkim metodą renderowania. W rysunkach tuszem i kompozycjach zwyczajną kredką świecową lub akwarelami odzwierciedla się entuzjazm zupełnie inny od pasji, która motywowała klasycznych awangardzistów. Takie „nieszlachetne” materiały kojarzą się wciąż z domeną kobiet i szaleńców, a nie „poważnych” twórców (dość przypomnieć ubiegłoroczne wystawy Doroty Buczkowskiej w Galerii Czarnej czy Erny Rosenstein w Fundacji Galerii Foksal). Już sam język Dagaramy zdradza raczej wpływ literatury science-fiction niż racjonalistycznego żargonu modernistów. Swoje megabudowle Dagarama nazywał żyrniami (strażnicami życia), projektował też morule (klimatrony i heliotopy) czyli budynki-słoneczniki zasilane energią solarną.

Jan Głuszak Dagarama. Z trudu słońca,
Instytut Awangardy, Warszawa, dzięki uprzejmości
Fundacji Galerii Foksal

Na wprost wejścia na wystawę przykuwa uwagę czarna kartka zapisana białymi, lekko pochylonymi literami. To zapis jednej z wizji Głuszaka:
„Nowością o niezaprzeczalnych walorach technicznych, społecznych i biologicznych będzie niezależna indywidualna jednostka mieszkalna latająca i pływająca, którą będzie można łączyć w zespoły – ameby – rozgwiazdy. [...] Na dalekie odległości poruszaja się wielkie agory w formie dysków, wewnątrz których mieszczą się centra kulturalne, artystyczne i badawcze”.

Jednostki wysokie dla Marsa, 1962,
dzięki uprzejmości Muzeum Architektury we Wrocławiu

Architektura w umyśle Głuszaka była wytrącona ze swojej immobilności. Cierpiący na schizofrenię artysta budował rzeczywistość opartą na dychotomii ruchu i stabilności, rozumu i emocji, wody i lądu, materii i powietrza. Jego biologiczne struktury pną się wzwyż kilometrami i mają zaspokajać racjonalne i irracjonalne potrzeby nawet miliona mieszkańców. Pomiędzy poszczególnymi elementami tych nieziemskich układanek krążą statki, helikoptery i szybujące autobusy; ruchome elementy łączą parkingi i trailery, a pomieszczenia oddzielają przegrody klimatyczne.

Wydaje się, że podstawowym aspektem projektów Głuszaka jest ich sensualny wymiar: kolor i światło, cisza i dźwięk. W przeciwieństwie do wciąż ewoluujących, nie dających się przewidzieć technologii i tworzyw, są to jakości stałe i niezmienne.

Klasycy gatunku zazwyczaj ignorowali lokalny kontekst, nadając swoim projektom ponadgeograficzny wymiar. Podobnie Głuszak. Choć wystawia specyfikacje – dla Nowego Jorku, „dla tropiku”, dla Tarnowa – wychodzi zdecydowanie poza ramy rzeczywistej tkanki urbanistycznej. Tarnowską starówkę najchętniej przykryłby transparentną kopułą, podobną do tej, którą R. Buckminster Fuller i Shoji Sadao zaprojektowali dla Manhattanu piętnaście lat wcześniej.

Jan Głuszak Dagarama. Z trudu słońca, Instytut Awangardy,
Warszawa, dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal

W wizjach Dagaramy idiomatyka architektury modernistycznej łączy się z elementami świata przyrody, jak choćby projekt ratusza dla Nowego Jorku, który przypomina plaster miodu. Modularność, fraktalność i symetria „żyrni” odwołuje nas zarówno do kanonu budowanych na centralnych planach „miast idealnych”, jak i do struktur roślin, koralowców, komórek czy tkanek. Uświadamiam sobie, że tego typu projekty (projekcje!) były prototypami współczesnej architektury cyfrowej (digital architecture) – np. generowanych komputerowo, rosnących na wzór roślin, wirtualnych budynków Dennisa Dollensa. Ten jednak swoje prace tworzy dzięki oprogramowaniu XFrog, a nie ołówkiem na papierze...

Utopie mają to do siebie, że choć formalnie i ideowo wyrastają z określonej sytuacji historycznej, to w swej istocie pozostają ponadczasowe i operują podobnym, uniwersalistycznym repertuarem motywów. Głuszak często wprost wskazuje funkcję swoich przyszłościowych obiektów. Dziś jednak widzimy (tylko) piękne, wciąż niezrealizowane marzenia.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.